- Nie potrzebuję mapy. Dam rade.- Odparłam przekonywującym tonem. Tylko ciche westchnięcie wydobyło się z ust mężczyzny,który chwilę później pokiwał bezsilnie głową.
- Uważaj. Jeśli będzie coś nie tak, gadaj- podał mi krótkofalówkę. Przyjęłam ją, biorąc ze sobą plecak z lekami. W miejscu zrzutu było niebezpiecznie, więc dostałam zadanie by schować je w bezpiecznym miejscu, czyli w budynku nieopodal miasta. Na początku nie chciałam się zgodzić, jednak to jest taka mała odskocznia od tej monotonii siedzenia w miasteczku. Tak więc pożegnałam się z nim i ruszyłam w drogę. Ręką macnęłam moją kieszeń i pas . Jest pistolet, nóż i większy karabin. Zawsze to nosiłam, na wszelki wypadek.
- Loth!- Zawołałam, a z krzaków nieopodal wybiegła moja suczka. Jedyne co mnie zdziwiło to to,iż miała pysk cały we krwi. Nachyliłam się nad nią, mrużąc oczy. - Coś ty zrobiła?
Rozejrzałam się wokół. Ptak...Biedak.
Pokręciłam głową, wpatrując się w nieżyjące zwierze, potem na psa. Uroczy morderca...
Kontynuowałam jednak wędrówkę, będąc czujną na każdy dźwięk. W tym miejscu nie wiadomo kiedy zombie wyjdzie ci spod ziemi.
~*~
Doszłam do miasta. Pomrukiwania stały się głośniejsze, jednak ich właścicieli nigdzie nie było. Może to i dobrze?
Stanęłam na twardej powierzchni. Na zardzewiałym samochodzie, co pozwalało mi się rozejrzeć. Przypominały mi się charakterystyczne rzeczy. Budynek z wielkim napisem "Help me". Przy nim w prawo...Potem w lewo, przez wielką dziurę w ziemi i prosto przez parking.
Powtarzałam to sobie, by nic nie przeoczyć. Jednak odór padliny mi w tym nie pomagał...
- Khffraaahfmkdimhyyy- Usłyszałam za sobą. Szybko wyjęłam nóż, czując jak moje serce zaraz wyskoczy z piersi. Odwróciłam się, celnie wbijając narzędzie w żuchwę przeciwnika. Jednak ten dalej przebierał łapami. Jeszcze jeden, trafny cios w głowę i padł tuż pod moje nogi. Opanowałam zdenerwowanie i szłam dalej. Cały czas blisko mojej towarzyszki.
W przeciągu kilku minut znalazłyśmy się nie u celu, jednak w jakimś innym pomieszczeniu...a horda zombie wesoło hasała przed nami, gdyż byłyśmy na parterze, z zakneblowanymi drzwiami. Przeklęłam kilka razy, po czym zdecydowałam się wyciągnąć karabin.
- Stójże prosto..- przymierzyłam się do strzału, gdy zobaczyłam kogoś na horyzoncie. Walnęłam pięścią w ścianę. Ten ktoś przybył w odpowiednim momencie, ale tą misję miałam wykonać sama! A jeśli mnie opóźni? Cóż...to w sumie lepsze, niż zginąć, a do tego z tak cennymi lekami.
Pomachałam przez okno, na szczęście nie zwracając na siebie uwagi tych chodzących trupów. a osoba mnie zauważyła. A przynajmniej tak myślałam..
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz