Nie zdążyłem przyswoić tego, co powiedział Nick. Głośne kłapnięcie szczęką tuż obok mojej dłoni wstrząsnęło całym moim ciałem - przycisnąłem się jak najbliżej ściany. W przypływie nagłej złości wyciągnąłem przezornie wcześniej schowany pistolet i zastrzeliłem psa, gdy tylko znów podskoczył.
- K*rwa - syknąłem i wcisnąłem jeszcze ciepłą broń w ręce towarzysza. Tym razem bez żalu. Z dołu dobiegało nas warczenie wściekłych zwierząt. Dopiero po kilku minutach, gdy udało mi się uspokoić, spojrzałem na swoją zmasakrowaną nogę. Cóż, może nie całkiem zmasakrowaną, ale nie wyglądającą zbyt dobrze.
- To... to chyba nic takiego - wydusiłem z siebie, z trudnością próbując złapać oddech. - Mam wrażenie, że będę mógł chodzić.
Nick spojrzał na mnie tak, jak lekarz patrzy na pacjenta, u którego zdiagnozował właśnie AIDS.
- Ale wiesz, że... - zaczął.
- Zostałem ugryziony przez wściekłego, zmutowanego i pewnie jeszcze nieżywego psa? - dokończyłem, niemal chrypiąc z nerwów. W moment opanowałem się. - To nic. Powinieneś opatrzyć sobie te dłonie.
Nick nie odpowiedział. Zauważyłem, jak zerka w dół na psy, które nie miały zamiaru zostawić nas w spokoju.
- Uciekanie to nie był dobry pomysł. Trzeba je było zastrzelić od razu - powiedział.
- Nawet nie wiedziałem, czy starczy mi naboi - fuknąłem i zaraz pomyślałem o tym, co wcześniej zrobiłem. Przyjrzałem się jeszcze raz facetowi, do którego celowałem. Postanowiłem przemilczeć ten incydent i obejść temat szerokim łukiem. - Dziękuję za pomoc. I za uratowanie życia też.
Nick?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz