Od wybuchu bomby pałętam się po świecie szukając swojego miejsca. Co krok natykam się na niedobitki czy wolno chodzące i wolno myślące zombie. Staram się ich unikać, by nie zanieczyścić się ich zapachem i tym samym nie stanowić dla nich żywego pożywienia. Głównie przemieszczam się pod postacią wilka, bo nie wiem kiedy wpadnę na jakieś jadalne zwierzę, które może być moim jedynym posiłkiem. O dobrym jedzeniu mogę pomarzyć. Szczytem luksusu jest złapanie królika raz na tydzień. Biegłam przed siebie, gdy nagle do mojego nosa dotarł cudny zapach krwi rannego zwierzęcia. Na lekko ugiętych łapach kierowałam się za tropem. Po parunastu metrach zobaczyłam dorodną łanię utykającą na jedną nogę. Ustawiłam się pod wiatr i zaczęłam powoli do niej podchodzić. Gdy byłam już bardzo blisko wyskoczyłam w powietrze i zatopiłam zęby w karku zwierzęcia jednocześnie dostając kulą w łopatkę. Strzał odrzucił mnie w bok przez co szyja zwierzęcia została rozszarpana i po chwili jej cielsko leżało obok mnie. Szybko wstałam na równe łapy nie patrząc na promieniujący ból w jednej z nich. Najeżyłam sierść i pokazałam zęby wydając z siebie ciche warczenie. Po chwili spomiędzy drzew wyszedł blond włosy mężczyzna o mocnej sylwetce. Gdy jego wzrok padł na mnie to od razu podniósł strzelbę i wycelował we mnie. Wiedziałam, że to jest chwila, by działać albo umierać. Przysiadłam na tylnych łapach, by chwilę później się z nich wybić. W pięciu mocnych susach już byłam przy mężczyźnie i wbijałam mu kły w udo. Blondasek jedną ręką trzymał się za rękę, a drugą celował gdzie popadnie. Ustawiłam się w miarę bezpiecznym miejscu i głośno warknęłam na co ten zaczął się cofać. Gdy zniknął mi z oczu odczekałam chwilę i dopiero podeszłam do zwierzyny. Złapałam za mocno już zszargany kark i zaciągnęłam truchło w krzaki gdzie mogłam spokojnie się najeść. Po skończonym posiłku zaczęłam poszukiwania jakiegoś zbiornika wodnego, by na spokojnie się obmyć. Po dłuższym poszukiwaniu znalazłam wątpliwej jakości coś na wzór małego stawu, który leżał tuż obok jakiegoś blokowiska. Przeobraziłam się w swoją człowieczą postać i nachyliłam się nad wodą obmywając twarz z resztek krwi. Gdy miałam już wstawać poczułam coś zimnego na karku. Chwilę później dostałam polecenie, by powoli wstać i nie próbować nic robić. Jak powiedziano, tak zrobiono, jednak i tak miałam w pełnej gotowości kły czy pazury. Po odwróceniu się moim oczom ukazała się jakże przyjazna twarzyczka kolejnego blondaska.
-Mogę w czymś pomóc?- zapytałam z uśmiechem.
-Jesteś na terenie obozu śmierci.
-I co łącznie z tym?- uniosłam brew.
-Tylko mieszkańcy mają prawo tu przebywać.
Odsunęłam ręką od siebie jego broń i odpowiedziałam:
-To od dzisiaj też jestem mieszkanką. Gdzie podpisać?
-Nie jest to taka łatwa sprawa, musisz wiedzieć z czym to się wiąże.
-To opowiadaj szefie- powiedziałam ruszając w stronę budynków.
Takim oto sposobem Eric jak się później dowiedziałam opowiedział mi jak działa obóz, jakie są obozy, jakie są zasady i tym podobne rzeczy. Na koniec wylądowaliśmy w jego pseudo biurze gdzie mieliśmy dogadać resztę spraw. Gdy dochodziliśmy do sedna to do środka wparował blondyn, ten sam, któremu rozszarpałam udo. Zaczął coś mówić do Erica, a ja w tym czasie rozglądałam się po pokoju, który trzeba przyznać, że szczytem luksusu nie jest. Z tego co usłyszałam uszkodzony chłopak zwał się Will, gdy wychodził spojrzał na mnie przelotnie i wykorzystałam ten moment, by się uśmiechnąć w sposób na tyle dyskretny i widoczny, by tylko on zobaczył kły wystające spomiędzy moich warg. Po zakończeniu gadaniny z Ericem wyszłam na dwór, by trochę pozwiedzać swój nowy "dom".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz