piątek, 28 grudnia 2018

Od Parker i Fallon - Zadanie 4

22 grudnia 2018
Parker 
- Naprawdę nie potrzebujemy… - Zerknęłam do sklepowego wózka i szybko podliczyłam fioletowe opakowania. – Naprawdę nie potrzebujemy dziesięciu tabliczek mlecznej czekolady!
Fallon uśmiechnęła się szeroko, pochyliła nad wózkiem i delikatnie mnie pocałowała. Następnie, jak gdyby nigdy nic, wróciła do masowego oczyszczania sklepowych półek.
- Nie potrzebujemy dziesięciu tabliczek mlecznej czekolady, Fall! – Powtórzyłam, kiedy do wózka trafiły kolejno trzy paczki pianek, sześć torebeczek gotowego lukru, duże opakowanie M&M’sów i kilka barwników spożywczych. – Tego też nie potrzebujemy, a nawet jeśli to nie w takich ilościach!
- Wszystko jest na liście, ty moje Masełko Orzechowe! - Uniosła lekko kącik ust.
- Na jakiej znowu liście? – Mruknęłam, opierając się o wózek i nieświadomie bawiąc się kosmykiem włosów, który wysunął się z warkocza.
- Liście zakupów! Tylko idiota robi zakupy świąteczne bez listy! - Założyła ręce i pokręciła głową.
- I gdzie jest ta sławna lista?
- Wszystko jest tutaj! - Fallon dotknęła palcem swojej skroni, patrząc na mnie figlarnie. - Poza tym… - Zmrużyła oczy. - Tylko pięć czekolad jest mlecznych! Pozostałe są miętowe!
Pokręciłam głową, wymijając swoją, chyba nie do końca normalną, dziewczynę.
- Ej! Ja jeszcze nie skończyłam!
- Czy gdzieś na tej twojej liście jest coś niezwiązanego z jedzeniem?
- Hm… - Zamyśliła się i delikatnie pacała opuszkiem palca po wardze. - Tak, chyba tak!
- Kocham cię Fall, ludzie z reguły też cię uwielbiają, ale gwarantuję ci, że będą chcieli cię zabić, jeśli przez ciebie i twoje powolne wybory w dziale ze słodkościami nie będą w stanie zamknąć sklepu o przyzwoitej godzinie. - Rzuciłam, zanim zniknęłam w dziale z pluszowymi zabawkami.
- To jest czysta forma terroryzmu moje Masełko, czysta forma terroryzmu. - Pokręciła głową, gdy już mnie dogoniła. - Oooooo! Pluszaki!
I podbiegła do najbliższej półki, do koszyka wrzucając jeszcze dwie paczki pierniczków i bliżej niezidentyfikowane żelki. Pobiegła. Z pełnym radości piskiem. Tak, piskiem. Którego nie powstydziłaby się żadna mała dziewczynka.
- Jeszcze raz, ile masz lat?
- Wszyscy uparcie twierdzą, że szesnaście! - Pokręciła głową. - Ale to chyba nie przeszkadza mi kochać pluszaków, prawda?
- O ile cię to uszczęśliwia Fall. - Pokręciłam głową z udawanym dramatyzmem.
Fallon rzuciła we mnie pierwszym pluszakiem, którego miała pod ręką. Padło na fioletowego żółwia. Kto w ogóle produkuje fioletowe żółwie?
- Nieładnie Masełko, pan Greg cię nie lubi! - Prychnęła szatynka. - Pluszaki się kocha! I nie ma innej dobrej odpowiedzi!
- Kocham cię! - Pomachałam jej pluszakiem przed twarzą. - A pan Greg właśnie stał się twoim prezentem świątecznym! - Dodałam zadowolona z siebie, sadzając maskotkę na stercie żarcia.
- Miło wiedzieć, że prezent dla mnie, twojej wspaniałej dziewczyny, która cię kocha, mimo twoich wad, kupujesz na ostatnią chwilę! - Fall zaczęła, niby oskarżycielsko, ale uniosła figlarnie kącik ust.
- Przypomnieć ci, co dostałaś w tamtym roku? Pan Greg to krok w dobrą stronę! Może następnym razem to twój prezent będzie wymagał prawdziwego zaangażowania, nigdy nie wiesz Fall!
- Nie przypominaj mi tamtej PORAŻKI. - Dziewczyna potrząsnęła głową i zaczęła grzebać w odmętach półki, co najmniej jakby miała jakiś cel.
Podeszłam do dziewczyny, obejmując ją od tyłu i chowając twarz w jej szaliku wymamrotałam:
- Wiesz że cię kocham, ale jestem beznadziejna jeśli chodzi o prezenty, prawda? Poza tym, sądziłam, że fuksja będzie dobrym pomysłem. Przecież lubisz kwiaty, prawda?
- Ale nie na święta! - Prychnęła i triumfalnie wyciągnęła kolejnego żółwia. Tym razem granatowego. - Prezenty powinny zostać na dłużej, a nie więdnąć!
- Skąd miałam wiedzieć, że masz fatalną rękę do roślin? - Zerknęłam na żółwia. - Wygląda jak Clyde!
- Nie mam fatalnej ręki do roślin! - Prychnęła. - Po prostu… moje rośliny mają depresję! To nie moja wina! - Popatrzyła na żółwia. - Nie wiem, ale on i pan Greg nie mogą być rozłączeni! - I delikatnie posadziła kolejną maskotkę, tuż obok jej domniemanego towarzysza. - Więc to twój prezent.
- Powinnaś zmienić pana Grega na Bonnie. - Podsunęłam bez chwili zastanowienia.
- Sugerujesz, że pan Greg chciałby być kobietą? - Unosi brwi.
- Skoro te żółwie tak skradły nam serca, powinnyśmy je przyzwoicie nazwać. A co pasuje lepiej niż Bonnie i Clyde?
- Maureen i Joanne? Glinda i Elfaba?
Przewróciłam oczami.
- Maureen i Joanne brzmią godniej niż Glinda i ktokolwiek.
- Poczekaj, poczekaj. - Położyła mi palec na ustach. - Czy to nie ty mówiłaś, że mamy się spieszyć, bo zaraz zamykają?
Chwyciłam wózek i prawie w podskokach ruszyłam w kierunku kas, starając się zamaskować szeroki uśmiech, który zaczął się formować na moich ustach.
- W takim razie ruchy panno Clarke, ja, Maureen i Joanne już jesteśmy na prostej drodze do bankructwa!
Nie widziałam reakcji dziewczyny, ale mogłam się założyć, że przewróciła oczami. To, że mnie dogoniła dosłownie poczułam, bo zamiast - jak normalny człowiek - zatrzymać się i stanąć obok, zielonooka postanowiła wpaść na mnie i szepnąć do ucha:
- Święta, święta Parker. - Potem lekko musnęła moje ucho. - Płać!

23 grudnia 2018
Fallon
Dźwięk budzika o godzinie ósmej był równie miły, co wizyta w mało profesjonalnym salonie akupunktury. Takim, gdzie zamiast wbijać igły w odpowiednie mięśnie, rzucali w ciebie kaktusem. Niespecjalnie celując gdziekolwiek. Jeszcze chwilę zastanawiałam się, po ki licho ustawiłam go tak wcześnie, by w końcu oświecenie spadło na mnie, jak cheerleaderka ze szczytu piramidy na mistrzostwach krajowych (nie, to całe szczęście nie była Fallon). Dzisiaj dwudziesty trzeci grudnia. Nie dość, że legalnie mogłam pójść i podjadać pierniczki, które zrobiłam wczoraj z Parker, to jeszcze miałyśmy ubierać choinkę w brzydkich swetrach. Tylko dlaczego zgodziłam się na spotkanie o wpół do dziesiątej? No tak. Szczenięcy wzrok Masełka Orzechowego. Nie dało się z nim kłócić. Westchnęłam więc cicho i przetarłam oczy. Kolekcja swetrów od dziadka była całkiem pokaźna, więc… jeśli uda mi się coś wybrać na czas… to będzie małe zwycięstwo. Szczególnie, że mam tylko godzinę.
***
- Witaj Fallon. - W drzwiach przywitała mnie pani Blackleach.
- Dzień dobry. - Kulturalnie dygnęłam i weszłam do środka. - Parker już wstała?
Kobieta pokiwała głową, zamykając za mną drzwi.
- Od prawie godziny rozplątuje lampki w salonie.
- Nie każdy bohater nosi pelerynę. - Zaśmiałam się i weszłam do wskazanego pomieszczenia. - Hej Winter!
- Hef Faffon - Słowa dziewczyny chyba pierwotnie miały brzmieć “Hej Fallon”, ale poduszka, którą przyduszała ją siostra, skutecznie zniekształciła to radosne przywitanie.
Bez słowa podeszłam do bliźniaczek i odebrałam przedmiot sporu, przy okazji cmokając Masełko w policzek.
- Miałaś być grzeczna! - Pogroziłam palcem. - Inaczej Maureen zostanie u mnie.
Moja własna dziewczyna zamachnęła się na mnie - co prawda, w celu odebrania poduszki, ale nadal - wyrzucając z siebie na jednym wydechu kolekcję nieprzyzwoitych określeń.
- Jakoś nikt nie mówi Winter, żeby była grzeczna! - Fuknęła na koniec, siadając po turecku na środku kanapy.
- Winter bądź grzeczna, bo Mikołaj nie da ci prezentu. - Pogroziłam drugiej siostrze palcem.
- Na mnie twoje groźby nie dziaaałają! - Zanuciła, wsadzając do uszu słuchawki i zapewne od razu puszczając jakąś głośną i pozbawioną uroku muzykę. - Tylko Parker daje się przekonać wizją braku przytulania!
- Próbowałam. - Pokiwałam poważnie głową i popatrzyłam na swoją dziewczynę. - Więc nie możesz mnie winić.
Parker popatrzyła na mnie nieprzekonana, po czym uśmiechnęła się szeroko i zawołała, unosząc ręce w geście wygranej.
- Buzi i choinka!
- Najpierw choinka, potem buzi. - Wstałam i podałam jej rękę. - Lampki same się nie rozplączą.
Ręce dziewczyny opadły w tym samym czasie, w którym głośne westchnienie wydobyło się z jej ust.
- Muszę się zastanowić, czy to jest tego warte. Tych światełek są pieprzone kilometry!
- Język, Parker! - Pani Irene miała nad wyraz dobry słuch. Dosłownie: słuch poziom mama.
- Na pewno nie jest tak źle Masełko. - Uniosłam kącik ust. - Damy radę to rozplątać. - Popatrzyłam na nią. - Chwila, chwila… gdzie jest twój sweter?
Brunetka z nagłym wyrazem ogromnego skupienia na twarzy zaczęła rozplątywać kable udając, że wcale nie słyszała mojego pytania.
- Parker? - Uniosłam brwi.
- Jest niewygodny, drapie. - Wymamrotała pod nosem, nawet nie podnosząc wzroku.
- Dlatego to świąteczny brzydki sweter. - Zmarszczyłam nos. - No dalej Masełko. Bo nie będzie buzi.
Dziewczyna przewróciła oczami i popatrzyła na mnie poddenerwowana.
- Ale swędzą mnie przez niego cycki!
Potarłam delikatnie czoło i spojrzałam na dziewczynę moich marzeń - rzekomo. Potem założyłam ręce na piersi i prychnęłam:
 - Dlatego nosi się stanik Parker!
- Noszę stanik! - Żeby nie rzucać słów na wiatr, dziewczyna uniosła bluzkę, przez co światło dzienne ujrzało jej czarny biustonosz. - Ale ten paszczurek, którego nazywasz swetrem i tak drapie!
Pochyliłam się delikatnie i szepnęłam prosto do jej ucha:
- Zawsze możemy je później zdjąć.
Parker tylko się zaśmiała, puszczając koszulkę.
- Jasne Fall, zima na Alasce to dobry czas, by zasuwać bez ciuchów.
I takim sposobem mój flirt zmarł śmiercią naturalną. Jednak, wnioskując po cichym prychnięciu Winter, nie byłam jedyną osobą rozczarowaną lekkim nierozgarnięciem panny Blackleatch.
- Jasne Masełko. - Otrzepałam ręce. - Wskakuj w sweter i zabieramy się za ubieranie tej choinki!
***
- Nie tu! Wyżej!
- Nie, wyżej już wisi jedna zielona bombka! - Prychnęłam. - Patrz ogólnie Masełko.
Parker prychnęła i wskazała na miejsce, o którym wcześniej mówiła.
- Ale tu jest pusto! Prawie jak w głowie mojego byłego!
- Jak podasz mi tego papierowego elfa, to już nie będzie! - Założyłam ręce.
Ubieranie choinki miało swoje minusy. Szczególnie, kiedy twoja dziewczyna ocierała się o skraj perfekcjonizmu. Szkoda tylko, że to ja byłam od czarnej roboty. Całe szczęście, przy rozplątywaniu lampek finalnie pomogła nam Winter, której chyba zrobiło się nas żal. No i dostała ode mnie buziaka, za co z kolei dostała poduszką po głowie od Parker.
- Jeśli powiesimy tam elfa, to będzie miał podświetlany tyłek! A jedyny tyłek, który jestem w stanie oglądać należy do ciebie, a tego na choince nie powiesimy!
Przewróciłam oczami z delikatnym uśmiechem i sięgnęłam po szklaną bombkę, którą podarowałam rok temu mamie bliźniaczek. Delikatnie powiesiłam ją i zaprezentowałam efekt.
- Zadowolona? Czy znowu coś nie tak?
Parker uśmiechnęła się promiennie, jakby to, że od godziny kwestionowała prawie każde inne umieszczenie ozdób nie miało miejsca.
 - Cudownie.
 - Więc teraz zamiana! - Klasnęłam w dłonie i zeszłam z taboretu. - Nie mogę się doczekać!
Dziewczyna przewróciła oczami, nawet nie przygotowując się do zmiany pozycji.
- Ale tobie wychodzi to o wiele lepiej.
- Bo możesz się gapić na mój tyłek, tak? - Popatrzyłam na nią ironicznie.
- Nie? Bo jesteś wyższa i nie musisz stawać na palcach? Chociaż tyłek też masz super.
Pokręciłam głową i przestawiłam taboret tak, że miałam dostęp do pustej części choinki, a Parker miała mocno ograniczony widok. Czego nie można było powiedzieć o pozycji Winter.
- Koniec obijania się Parker! - Niemal zawyła. - Zamieniaj się z panią kapitan, a nie opalasz się w blasku żyrandola!
Zaśmiałam się i znów stanęłam na podłodze. Te siostry były niemożliwe, chociaż trzeba przyznać, że umiały dziubnąć tak, żeby wywołać reakcję. Parker przewróciła oczami i wystawiła siostrze język, ale mimo to, weszła na taboret i popatrzyła na nas z góry.
 - No nie wiem, czy to był taki dobry pomysł... - Mruknęła Winter, zauważając diaboliczny uśmieszek na twarzy siostry. - To może być w sumie baaardzo zły pomysł…
- Spokojnie Królowo Zimy. - Siadłam wygodnie obok. - Jeden zły ruch i z przytulania nici…
- Wiesz, że cię słyszę prawda? - Upewniła się brunetka. - Stoję na stołku, nie na platformie wiertniczej!
- O to chodzi Masełko ty moje. - Uniosłam kącik ust. - Nie planuj diabolicznego przekrętu, bo po prostu wyjdę.
- Ktoś ci kiedyś powiedział, jak wielką psują jesteś Fall?
Uśmiechnęłam się szeroko i zadowolona odpowiedziałam:
 - Jak zwykle jesteś pierwsza!
 - Nielegalna aborcja błyskotliwych idei, ot co! Podaj mi lepiej bombkę!
Z cichym śmiechem podałam dziewczynie niebieską bombkę. Trzeba było się pospieszyć, bo w sumie więcej czasu żartowałyśmy, niż faktycznie ubierałyśmy choinkę. A ja miałam jeszcze inne plany związane ze swoją dziewczyną.
***
Wylegiwanie się przed kominkiem było czymś, co uwielbiałam. Szczególnie, gdy na moich kolanach spoczywała głowa Parker. Delikatnie przeczesywałam jej włosy i nuciłam jakąś losową kolędę.
- Ciepło. - Wymruczała dziewczyna, akurat gdy moje palce rozpoczęły leniwą wędrówkę wzdłuż jej kręgosłupa.
- I ty mi mówisz, że nie utożsamiasz się z kotem. - Ukryłam delikatny uśmiech i przesunęłam palcami po jej łopatkach. - A tak bardzo narzekałaś na sweter.
- Nadal go nie lubię - mruknęła w moje nogi.
Zaśmiałam się cicho i ciągle kontynuowałam coś, co kwalifikowało się pod głaskanie, masaż i smyranie jednocześnie. Sądząc po cichych pomrukach, które wydobywały się z gardła Parker, jej też to nie przeszkadzało. Głaskałam ją do momentu, dopóki nie zauważyłam, że moja dziewczyna błogo zasnęła.
- Dobranoc Masełko Orzechowe. - Cmoknęłam ją w skroń i pozwoliłam spać.

25 grudnia 2018
Fallon
Tym razem to nie budzik okazał się złą bestią, która wyrywa z błogiego świata fantazji. O nie, wróg miał - tym razem - inną formę. Osobiście uważam, że ładniejszą i bardziej przekonującą do nie pacnięcia w twarz.
- Nieeeeee wstaaaaaneeeee! - Przyciągnęłam do siebie Parker.
- Wstaaaawaj! - Pocałowała mnie szybko w czoło, próbując wrócić do pozycji pionowej. - Bo wypiję twoją porcję ajerkoniaku.
Bez ceregieli przyciągnęłam ją do siebie i nie pozwoliłam wstać. Łóżko było wygodne, a wizja panny Blackleatch jako poduszki tylko bardziej zachęcała do pozostania w nim dłużej.
- Nie wypijesz, bo śpisz ze mną! - Jedyną opcją, która dawała mi szansę zatrzymać Parker w łóżku, było przygniecenie jej własnym ciężarem.
- Ale ja chcę ajerkooooniaaaaaak! - Jęknęła dziewczyna. - I pierniki!
- Jesteś pewna, że nie wolisz buzi i leżeć? - Uniosłam zadziornie brwi.
- Ale ajerkoniak jest na śniadanie tylko w Boże Narodzenie, a przytulanie możemy mieć codziennie! - Nie dawała za wygraną.
Westchnęłam jak męczennik i puściłam ją, nie mając jednak zamiaru wyjść z łóżka. Ostentacyjnie odwróciłam się na drugi bok i otuliłam kołdrą. To jednak nie zniechęciło mojej dziewczyny. Co więcej, w jednej chwili leżałam sobie spokojnie w łóżku, a w drugiej moja wspaniała osoba (z plaskiem) opadła na podłogę. Powinnam być bardziej czujna i zauważyć łapki Parker sięgające po moja stopę! Jednak dziewczyna, jakby przewidując mój wybuch złości, stanęła nade mną, cmoknęła mnie krótko i zawołała wesoło:
- A teraz chodźmy jeść!
Parker
Popatrzyłam na Fall leżącą przede mną i z szerokim uśmiechem zawołałam:
- To najlepszy prezent świąteczny, jaki dostałam kiedykolwiek!
Dziewczyna owinięta świąteczną wstążką wesoło machała nogami.
- Ja przynajmniej umiem w prezenty. - Powiedziała zadziornie, a mi przypomniała się zeszłoroczna fuksja.
- No nie wiem - Mruknęłam, muskając palcem dolną wargę. - Szkoda niszczyć opakowanie.
Fall tylko się przeciągnęła i ułożyła wygodniej, przez przypadek pocierając stopą moje udo.
- Nieładnie pani kapitan. - Pochyliłam się i delikatnie musnęłam usta Fallon.
Dziewczyna zaśmiała się i nie pozwoliła mi się odsunąć, pogłębiając pocałunek.
- Z takimi scenami w telewizji poczekajcie, aż dzieci pójdą spać! - Wykrzyknął nagle znajomy głos, strasznie blisko mojego ucha. Winter. Westchnęłam głośno, odsuwając się od Fall, która pachniała zdecydowanie zbyt dobrze.
- Psujesz nastrój - poinformowałam bliźniaczkę. - Na to musi być jakiś paragraf.
Fall uniosła się na łokciach i łypnęła spod oka na Winter. Chyba siostra nieco straciła w oczach mojej dziewczyny.
- Ja rozumiem, że nie masz się z kim przytulać, ale to nie znaczy, że musisz przeszkadzać nam. - Szatynka przysunęła się do mnie.
Winter uśmiechnęła się niepokojąco szeroko i nim zdążyłam się przestraszyć, co ta wariatka planuje tym razem, wpakowała mi się na kolana.
- Zawsze mogę się przytuuulać z wami! - Praktycznie wyśpiewała, po czym dodała nieco bardziej złośliwie. - O ile, tak jak twierdzicie, przytulanie jest jedyną praktykowaną tu czynnością.
- Prosze cię, twoja siostra jest niewinnym dzieckiem, nie gorsz jej! - Fall prychnęła po kociemu, w tym samym czasie kiedy mi wymsknęło się, nie do przeoczenia, stwierdzenie:
- Macanie bliźniaczek chyba nie na liście życzeń “Co chcę zrobić przed śmiercią” Fallon!
Dziewczyna uniosła brwi.
- Jak na razie, to nie miałam okazji macać żadnej. - Założyła ręce.
Zarówno ja, jak i Winter spojrzałyśmy na nią ze współczuciem.
- Biedactwo. - Powiedziałyśmy razem.
Fall już otwierała usta, żeby to skomentować, niestety przeszkodziła jej moja mama i…
- Pierniczki! - Klasnęłam w dłonie. - W końcu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz