niedziela, 21 października 2018

Od Rafaela cd. Kiary

- To nie ma sensu - kilka słonych łez opuściło moje oko, aby rozbić się na białych kafelkach oddziału medycznego. Znowu zbyt mocno oberwałem, znowu wszystkich zawiodłem, znowu nie zasługiwałem na kolejną szansę, którą oni starali się wpoić mi siłą.
- Ma sens - twardy głos Josepha stojącego tuż za moimi plecami przybijał mnie jeszcze bardziej. W pomieszczeniu było chłodno przez trwającą na zewnątrz zimę, lecz nikt nie miał zamiaru poratować mnie jakąś kurtką bądź ciepłym swetrem. Zbliżały się święta... Święta? Co to niby znaczy... Kolejny tydzień spędzony w ciemnościach bez żarcia i z małą miską wody, którą trzeba odpowiednio wydzielić na całe siedem dni. Wszyscy "opiekunowie" na ten czas zostają odesłani do domów, a na wartach pozostają tylko wyprani z uczuć żołnierze. Przetrwanie w tym okresie było bardzo trudne, dlatego słabsze obiekty były wprowadzane zwykle w stan śpiączki. Myśląc o tym nieco dłużej, nawet nie zorientowałem się kiedy mężczyzna w ciemnym jak smoła garniturze zaczął oglądać nieco uważniej stan moich pleców. Jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało, lecz kiedy jego palec znalazł się niebezpiecznie blisko krwawego cięcia, zasyczałem jak atakująca żmija, po czym postanowiłem dać mu pamiątkę w postaci ugryzienia.
- Puszczaj mnie! - wrzasnąłem miotając się w jego cieniu niczym żółw nie mogący przekręcić się na cztery kończyny - Zostaw mnie! - próbowałem go kopnąć, kiedy jego lewa ręka z całym naciskiem spoczęła na moich wyczuwalnych przez bluzkę żebrach.
- Podajcie mu G24! Dostał ataku! - złączył moje ręce w dużą literę "x", a następnie stanowczym, aczkolwiek delikatnym ruchem odchylił moją głowę do tyłu, żeby udrożnić moje drogi oddechowe - No szybciej! Zaraz mi się zacznie dławić! - pogonił "białych" warknięciem, dzięki czemu szybciej gruba igła wbiła się w moje serce pozbawiając mnie tym samym przytomności. Nigdy nie lubiłem eksperymentów, które swoimi rodzajami doprowadzały mnie wręcz do szału. Zwykle służyło to jako ostrzeżenie, lecz niechęć do strzykawek pozostanie ze mną aż po grób. Nie mając pojęcia co się ze mną dzieje, zamknąłem się w swojej podświadomości mając nadzieję, iż chociaż trochę odpocznę od tej chorej rzeczywistości.
⇱⇱⇱⇱⇱
Otwierając swoje oczy widziałem tylko zlewający się ze wszystkim mrok. Ruszając lekko swoim prawym nadgarstkiem wyczułem na nim metalową obręcz, której brzęczenie dobiegało już spod samego łóżka. Jak szło się domyślić oznaczało to tylko i wyłącznie skucie, które było dla mnie strasznie męczące. W takim stanie nie mogłem nawet wstać do prowizorycznej toalety, aby móc się odlać, czy też załatwić inną potrzebę fizjologiczną. Miałem już na nowo zamykać swoje morskie oczy, ale w tym samym czasie pomieszczenie wypełniło się blaskiem lamp, aktywowanych przez osobę z zewnątrz.
- Obudziła się nasza księżniczka? - owiany sławą Joseph ponownie postanowił zatruć mi część dzisiejszego dnia - Myśleliśmy, że nam padłeś... Masz pieskie szczęście mały - pogłaskał mnie po głowie, nie przejmując się moją zjeżoną postawą ciała - Nie złościmy się... Powinieneś mi dziękować Rafaelu... Zrobili ci badania kiedy spałeś więc już się stresować nie musisz - uśmiechnął się delikatnie - Potratuj to jako prezent na święta - klasnął w ręce pusząc się jak paw. Wyobrażając sobie tych wszystkich lekarzy, którzy mnie obmacywali, mimowolnie się wzdrygnąłem. Nie miałem pojęcia gdzie tym razem tkali swoje łapy, dlatego jeśli tylko nadarzy się taka okazja, będę musiał się porządnie wyszorować.
- Nie potrzebuję twojej łaski - rzekłem cicho odwracając od niego wzrok - Spadaj już do swojej rodzinki i zapomnij o mnie na cały tydzień - fuknąłem nie ukrywając swojego rozgniewania, które na pewno nieco go bawiło. Czując jak jego łapa zjeżdża na odcinek lędźwiowy mojego kręgosłupa, zacząłem się z nim szarpać obawiając się tego, iż może mi zrobić jedną z najgorszych krzywd jaką sobie w tamtym czasie wyobrażałem.
- Nie spinaj się tak - poprawił mi koszulkę, uważając, aby nie narobić mi większego problemu - Masz się zachowywać i na mnie grzecznie czekać... Zostawię ci światło, byś nie popsuł sobie wzroku, ale kajdanki zostawię byś za dużo nie cudował. Masz być grzeczny... Jeśli się dowiem, że coś przeskrobałeś to będziesz miał karę - pogroził mi palcem, wskazując wzrokiem jedną ze ścian, na której do dzisiaj widniały zaschnięte ślady krwi. Salvatore nie lubił być sadystą, lecz gdy ktoś go wyprowadzał z równowagi to mocno tego żałował - Do zobaczenia po świętach.
- Wypchaj się sianem i napij się wody.
⇱⇱⇱⇱⇱
Kiedy otworzyłem swoje oczy dookoła mnie panowała okropna ciemność. Czułem się taki słaby, moje powieki potrafiły ledwie rozszerzyć się na kilka centymetrów, a niespokojne pikanie dochodzące z tego śmiesznego EKG niemal rozsadzało mi głowę. Próbując podnieść się jakoś do siadu, wyczułem na swoim brzuchu czyjąś głowę, która jak się okazało należała do mojej śpiącej siostry.
- Nie musiałaś ze mną zostawać - szepnąłem cicho okrywając ją najbliższym kocem - Tylko się męczysz - brzęczałem sam do siebie podczas odpinania niewygodnych kroplówek. Uważając by jej nie obudzić, położyłem jej ciało na materacu łóżka, a sam z trudem zacząłem przeglądać leki leżące niedaleko mnie. Przeciwbólowe, nasenne... Złoty pył? Skąd oni mają takie rzeczy - wziąłem do ręki małą torebkę wypełnioną złotym proszkiem, który wręcz prosił się o wtarcie w policzki i dziąsła. Nigdy nie nazywałem się osobą uzależnioną od tego świństwa, ale tylko to zwykle pomagało przezwyciężać mi ból. Po udanym "zabiegu" na nowo mogłem poczuć kwaśny smak nieznanej mieszaniny, która nadała mi wystarczająco siły do tego, by spokojnie opuścić oddział medyczny. Nie wiedząc gdzie do końca co się znajduje, postanowiłem udać się na północ, co stety bądź niestety skończyło się dla mnie w dość nieprzyjemny sposób. Mój zapchlony los chciał, abym wychodząc zza zakrętu wpadł na kochanego mężulka mojej siostry, który od razu zaczął się pluć.
- Miałeś leżeć na medycznym i nie wtrącać się w nasze życie - syknął jak wściekły wąż przyszpilając mnie do ściany. Nie mogę go skrzywdzić - Nic nie powiesz? - nie rozluźniał swojego ucisku. Nie mogę go uderzyć. Nie mogę zawieźć siostry.
- Skoro chcesz bym odszedł to odejdę - wybełkotałem z trudem patrząc na niego wzrokiem bez życia - Nie mogę mieć rodziny - potrząsnąłem przecząco głową - Nie mogę...

<Kiara? ;3 Zatrzymasz go? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz