piątek, 6 lipca 2018

Od Reker'a cd. Tamary

Docierając pod starą farmę, która swoją drogą nadal utrzymywała się w dostatecznym stanie poczułem się strasznie nieswojo, jakbym tu kiedyś już był. Starając nie zwracać się zbytnio na to uwagi, zacząłem rozglądać się ruchem gałek ocznych po otoczeniu, które przystrojone przez biały puch było niemal identyczne pod każdym względem, oczywiście nie licząc budynków, które górowały ponad białym oceanem tego białego cholerstwa.
- Może tutaj nadal być niebezpiecznie - oznajmiła moja siostra wyrywając mnie z chwilowych zamyśleń. Już miałem przyznawać jej rację i wydać rozkaz wycofania się, lecz w tym samym momencie na znajdującym się przed nami powalonym konarze drzewa przycupnęło poznane już dzisiejszego dnia przeze mnie ptaszysko. Czarny jak smoła kruk przyglądał się mojej postaci przez dobre piętnaście sekund, aż w końcu udało mu się niedbale zaskrzeczeć w stronę rozbudowanego obiektu. Początkowo nie byłem w stanie zrozumieć jego intencji, ale kiedy powtórzył swój niedbały gest dodając przy tym trzepot skrzydeł w tą samą stronę, doszło do mnie, iż próbuje mnie zachęcić abym sprawdził tamtejsze tereny.
- Sprawdzę farmę... Wy się ukryjcie - zadecydowałem wyjmując wyziębione nogi ze strzemion tylko po to, aby już w następnej chwili ześlizgnąć się bokiem po siodle i postawić swoje stopy na twardym i pewnym gruncie.
- Samego cie nie puszczę - syknęła od razu najstarsza z towarzyszących mi osób płci pięknej - Reker może ci się coś stać - dopowiedziała szybko stosowny do sytuacji argument, na co ja pokiwałem lekko głową na boki jakbym próbował się ocucić z bardzo długiego, wręcz zimowego snu. Z jednej strony rozumiałem doskonale jej zmartwienie o moją osobę, gdyż chcąc nie chcąc byliśmy tą bardzo bliską rodziną, ale natomiast z drugiej strony medalu Tamara dobitnie widziała, że miałem w końcu dwadzieścia lat i nie służyłem w wojsku od wczoraj... W końcu to ja i Eric nauczyliśmy ją strzelać z karabinu wyborowego, którego jeszcze przed rokiem nie wiedziała jak ma złapać, a co dopiero używać.
- Siostra dam sobie radę... Nie martw się tak o mnie, bo już do reszty się rozleniwię - mruknąłem by nieco rozluźnić spiętą atmosferę co poskutkowało cichym śmiechem naszych młodocianych pasażerów - Jak będę potrzebował twojej pomocy to z pewnością mnie usłyszysz - dorzuciłem jeszcze poprawiając na ramieniu swoją główną broń, która niebezpiecznie schyliła się ku ziemi.
- Masz na siebie uważać - fuknęła cicho patrząc prosto w moje oczy próbując tym samym skłonić mnie do tego, abym z nimi został, lecz nie dając się złamać, zacząłem powoli i cicho skradać się w stronę wskazanego mi przez ptaszysko miejsca. Wiedziałem, iż gdyby czaił się w tym miejscu wróg, mógłby dawno nas już przyuważyć, ale jak zawsze powtarzano mi w szkole "ostrożności nigdy nie za wiele". Kiedy znalazłem się już przy niezbyt dobrze trzymającym się ogrodzeniu, zauważyłem dość sporą dziurę w rdzewiejącej siatce przez którą oczywiście się przecisnąłem, bo czemu by nie? Lepiej skorzystać z łatwiejszej opcji, niż pchać się na łeb na szyję nad tym dziadostwem i się jeszcze połamać. Połowa sukcesu już za mną - przeszło mi przez myśl gdy zlałem się z cieniem rzucanym przez ogromną stodołę. Teraz wypadałoby sprawdzić dom - mruknąłem sam dla siebie wyszukując wzrokiem jakiegoś innego wejścia niż frontowe drzwi. Krótka obserwacja śniegu przyniosła efekt odnalezienia dość dużej ilości odcisków butów kierujących się na tył budynku, do którego zamierzałem się dostać. Nie chcąc marnować więcej ilości czasu na bezczynne stanie w miejscu, ruszyłem w stronę swojego celu zachowując cały czas od niego bezpieczny dystans. Moja sylwetka była niemal niewidoczna pośród dużych zasp białego kurestwa, które przynajmniej teraz na coś się zdawało. Jeszcze tylko kawałeczek - brzęczałem ciągle sobie w myślach aby dodać sobie nieco otuchy podczas zachowywania niecodziennej postawy ciała, która w połączeniu z zimnem uderzającym w plecy nie była przyjemnym doznaniem. Dostając się w końcu pod bardzo porysowane, dębowe drzwi uszczelnione wieloma szmatami, wziąłem głęboki wdech oraz zbyt wiele o tym nie myśląc nacisnąłem ich klamkę oraz jak najciszej tylko potrafiłem uchyliłem je do takiego stopnia aby móc przecisnąć się przez powstałą szparę miedzy framugą, a potężnymi wrotami. Kiedy zatrzasnąłem je za sobą niemal bez żadnego skrzypnięcia, zauważyłem wiele par butów leżących w sieni, w której się znalazłem. Czyli jednak mamy towarzystwo - pomyślałem z małym zadowoleniem biorąc do ręki poręcznego glocka, który wręcz gotował się w moich rękach do użycia. Mam nadzieję, że Tamara nie będzie zła jak zabawię się nieco bez niej - mruknąłem na koniec przyklejając się plecami do ściany, aby już po chwili zacząć przemieszczać się w stronę południowej części domu, z której dochodziło na prawdę wiele głosów niewiedzących o mojej, nagłej i niespodziewanej wizycie.

<Tamara? :3 Przydrepcesz? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz