czwartek, 8 marca 2018

Od Reker'a cd. Kiary

Eh... Czas zorganizować sobie czas samemu - pomyślałem widząc jak dwie, ludzkie sylwetki znikają gdzieś za rogiem długiego korytarza, którym nie tak dawno sam się tutaj przypałętałem. Nie mając zbytnio pomysłu czym mogę się zająć, postanowiłem zobaczyć co dzieje się z Peresfoną, u której dość dawno nie byłem. Nie przejmując się brakiem kurtki oraz ubrudzonymi, w niektórych miejscach od krwi budami, ruszyłem przed siebie kierując się w stronę stajni. Cała droga nie zajęła mi dużo czasu, ponieważ w miejscu, które obrałem za cel znalazłem się już po niecałych pięciu minutach "podróży". Niemal natychmiastowo odnalazłem boks swojej bułanki, która w pierwszej chwili miała mnie totalnie w dupie, lecz kiedy tylko zorientowała się, iż zabrałem do ręki marchewkę, raczyła obrócić się w moją stronę aby się ze mną przywitać.
- Ładnie to tak? Pan przychodzi, a ty się zadem odwracasz - mruknąłem niezadowolony podrzucając w ręce pomarańczowe warzywo zwracające jej największą uwagę. Często nie wierzę, że taka jedna rzecz może o wszystkim zaważyć, ale jak widać, wszystko w naszym świecie jest bez dwóch zdań możliwe - W sumie to nie powinienem ci tego dawać, bo będziesz gruba i leniwa, ale nie chcę ryzykować twoim fochem - westchnąłem przewracając na to wszystko oczami aby już po chwili podsunąć jej pod łeb jej ulubiony smakołyk, który od razu zadowolona z siebie spałaszowała. Posiedziałem z nią jeszcze z dobre trzydzieści minut starając się jakoś ją wyczyścić co niestety marnie mi poszło zważywszy na jej humorek spychania mnie na ścianę boksu, która wcale mięciutka nie była. Zrezygnowany, pogłaskałem ją na do widzenia między oczami po czym udałem się z powrotem do ratusza by zaszyć się w swoim pokoju. Dzieciaków nigdzie nie było więc musiały pójść do dziadków albo gdzieś z Mattem co jednocześnie było mi na rękę, gdyż mogłem wreszcie w spokoju odpocząć, lecz jednocześnie zrobiło mi się nieco przykro, iż wolą przebywać one z resztą rodziny niż ze swoim ojcem. Czując, że śmierdzę z kilometra, przed położeniem się spać postanowiłem zabrać jakiś prysznic najlepiej w lodowatej wodzie, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o nadciągającej wiośnie. I na nowo zamiast zimna będzie ciepło, które tylko czeka, aby wszystko spalić - przeszło mi przez myśl kiedy zabrałem się za mycie przydługawych kłaków. Starałem się to zrobić jak najszybciej, ponieważ nie za bardzo przepadałem za tą czynnością. Woda jak zwykle zalewała mi oczy, zamazując tym samym obraz na świat. Kończąc w końcu te męki, zająłem się szybko resztą ciała co już aż takie skomplikowane nie było, a następnie przebrałem się w czyste i suche rzeczy. Miałem już kierować się do jakże wspaniałego wyra, lecz w tym samym momencie napadł mnie niespodziewany atak kaszlu. Resztkami sił przytrzymałem się chropowatej ściany, która jako jedyna powstrzymała mnie przed pocałowaniem płytek podłogowych. Ledwo utrzymując się na nogach, wyplułem na ziemię dość dużą ilość krwi, która spowodowała u mnie dość mocne skrzywienie się - Zajebiście - mruknąłem pod nosem patrząc na to wszystko z ogromną niechęcią. Chcąc pozbyć się śladów, od razu złapałem za jakąś starą ścierkę, starając się dobrze wypucować podłogę, żeby nikt nie wiedział o tym co tu zaszło. Po skończonej pracy, odechciało mi się już spać, dlatego postanowiłem pójść na obiad, a następnie zająć się czyszczeniem swojej broni, która wylądowała gdzieś na magazynie. Oczywiście nie była to Jaskółka, ani inny mój ulubiony sprzęt, tylko taki, z którego muszę skorzystać raz na ruski rok. Takie porządki robiłem bardzo rzadko więc można sobie tylko wyobrażać jak strasznie się nudziłem... Posiłek i tak nie był zbyt interesujący dlatego zbytnio się nim nie posiliłem, ale narzekać na to nie zamierzałem. Wziąłem jeszcze sobie kubek gorącej kawy, a następnie udałem się do znanego sobie miejsca gdzie na nowo zacząłem brudną robotę, która wcale przyjemna nie była.
*********
Nie miałem pojęcia ile tutaj przesiedziałem, lecz kiedy zaczęło robić się już nieco ciemno, postanowiłem ruszyć swój tyłek z miejsca i wrócić w końcu do "domu" z nadzieją, że zastanę tam już Kiarcię. Przez to, iż dostała to nagłe wezwanie na operacyjną nie zdążyłem z nią nawet pogadać. Będę musiał w końcu ogarnąć to życie, bo inaczej spartaczę je do reszty. Ostatnio strasznie się w tym wszystkim gubiłem. Chciałem być wsparciem dla swojego ojca i reszty rodziny, ale coś ciągle włóczyło się za mną mówiąc, żebym się lepiej się poddał, gdyż nie dam rady. Nie chcąc już o tym myśleć, wstałem oraz spokojnym krokiem zacząłem iść w stronę odpowiedniego piętra czy też drzwi znajdujących się w tymże budynku. Byłem już w połowie drogi gdy nagle znowu napadł mnie kaszel, którego efektem ubocznym była krew. Na korytarzu byłem i tak czy siak sam więc nie miał kto na to nawet zareagować. Z ogromną szybkością wytarłem krew o swój mundur po czym z niechęcią, niczym skazaniec idący na śmierć posnułem się na medyczny przyznając nieco racji Edwardowi, który dzisiaj ochrzanił mnie za unikanie badań lekarskich, które w cale mi się nie podobały, a najszczególniej kucie we wszystkie części ciała by szczepić, pobierać krew i tym podobne.
- Edward? - zapytałem widząc jak niezadowolony blondyn mruczy coś niezrozumiałego nad kartami pacjentów jakby odprawiał jakieś modły, żeby to wszystko zniknęło mu sprzed oczy.
- Czego znowu? - fuknął niezadowolony podnosząc na mnie groźny wzrok rozwścieczonego pekińczyka, którego wcale się nie przestraszyłem, ponieważ w życiu przyszło mi widzieć gorsze oraz straszniejsze rzeczy - Matko Boska wyglądasz jakbyś spędził dwanaście lat na Syberii i wziął kąpiel w wybielaczu - rzucił szybko podchodząc do mnie biegiem aby wrzucić mnie po chwili centralnie na wolne łóżko.
- Pierdzielisz tam - westchnąłem - Przepisz mi jakieś tabletki albo zastrzyki i dam sobie radę - przewróciłem oczami machając niedbale ręką jak to zwykle miałem w zwyczaju. Czując jak coś siedzi mi znowu w gardle, natychmiastowo zaniosłem się ponownie dzisiejszego dnia kaszlem, który zakończył się jak zwykle tak samo.
- A mówiłem, żebyś się zjawiał na tych cholernych badaniach to mnie kurwa nie słuchałeś! - fuknął napełniając strzykawkę jakimś przezroczystym płynem, który na moje oko za ciekawie nie wyglądał.
- Przecież to tylko kaszel - mruknąłem próbując wstać i stąd zwiać gdzie pieprz rośnie, ale ten od razu przycisnął mnie jedną ręką do materaca wbijając mi dość długą igłę prosto w ramię co przyjemne nie było nawet w najmniejszym stopniu.
- Serce ci siada jełopie głupi - stwierdził bez wahania gdy poczułem się strasznie sennie. Nie miałem sił mu odpowiedzieć, lecz ostatnim co zobaczyłem, była sylwetka jakiegoś mężczyzny, którego za Boga nie potrafiłem rozpoznać. Edward zabiję cię kiedyś - pomyślałem zdenerwowany odpływając do krainy zaświatów.

<Kiara? ;3 Ben mu pomoże zoperować xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz