piątek, 17 marca 2017

Od Erica cd. Tamary

Obudziłem się na medycznym z czego byłem strasznie niezadowolony, bo przez głupią stratę przytomności od razu robią ci milion badań jakbyś otrzymał sześćset strzałów w serce! Patrzyłem jak Edward zaczyna się do mnie zbliżać z najprawdopodobniej moją kartą zdrowia. Chyba był zły... za co to ja do końca nie wiem, ale był zły... nawet bardzo zły! By chodź na chwilę przestać myśleć o tym co za chwile powie do głowy napłynęła mi jedna myśl a mianowicie kto mnie uratował? Sam do końca nie wiedziałem, ale na pewno nie moi ludzie... Oni nie wiedzą na jakie zadupia potrafię się zaciągnąć a tropiący dopiero się szkolą na wyższe poziomy.
- Eric! Jak cię trzasnę to zobaczysz! - krzyknął podnosząc na mnie czarną podkładkę, na której zwisały kartki wypełnione czarnym i czerwonym tuszem.
- Nie denerwuj się tak! - odpowiedziałem mu trochę łagodniejszym tonem głosu - Kto mnie uratował i co się stało? - zadałem dwa pytania jakbym mówił o tym co jadłem na śniadanie... A nie jednak ja śniadania nie jadłem. Dobra nie było tematu!
- Uratowała cię Tamara... - odpowiedział mi na pierwsze pytanie i już chciał ciągnąć dalej, lecz mu przerwałem.
- Blackfrey? - spytałem dla pewności na co potrząsnął twierdząco głową. Znowu ratujesz mi życie. Czemu to robisz? Przecież mnie nie cierpisz - zdziwiłem się w myślach, ale i tak byłem wdzięczny dziewczynie za to co zrobiła po raz kolejny.
- Eric cholero jedna znowu nic nie jesz! - warknął zły - Masz ostrą nie dowagę! Czy ty wiesz ile w ogóle ważysz?! - nie zmieniał podniesionego tonu głosu.
- Coś koło 65 pewnie - mruknąłem pod nosem niezadowolony z takiej wagi, bo jak na mój gust to była za duża...
- Chciałbyś! - wrzasnął - Człowieku ważysz 54 kg gdzie powinieneś ważyć coś między 60 a 80! - fuknął na mnie. Lekko mnie zatkało, że aż tak schudłem od ostatniego razu. Czy ja wiem czy to była niedowaga?
- Przeżywasz - westchnąłem - To nic takiego Edward... - dodałem wstając oraz się przeciągając.
- Wyglądasz jak żywy trup i nie ukryjesz tego przez szerokie bluzy! - stwierdził przyglądając mi się uważnie.
- Nadal jestem gruby! - prychnąłem niezadowolony.
- Masz jeść, bo wymyślę ci taką karę, że zobaczysz! - krzyknął jeszcze widząc jak znikam za drzwiami.
- A co ty moja matka? - zapytałem sam siebie. Zdenerwowało mnie to, że i od niego dostałem opieprz! Co ja jestem?! Hej nudzi ci się? Daj przywódcy ochrzan za to, iż spadła mu waga... Szedłem wkurzonym krokiem do swojego gabinetu co było znakiem ostrzegawczym, żeby nikt oprócz Katriny się nie zbliżał... Miałem już otwierać drzwi, lecz przyszedł Onix trzymając w pysku jakąś kartkę, którą ostrożnie mi podał by czasami nie rozciąć mi skóry.

Tamara Blackfrey jest w niebezpieczeństwie! Potrzebuje twojej pomocy, którą ona okazała gdy zemdlałeś i otoczyły cię zombie. Śpiesz się, zostało ci mało czasu! Wilczy strażnik Onix cię poprowadzi.
Przeczytałem wszystko dwa razy po czym kartka obróciła się w proch a ja szybko poszedłem po swój płaszcz  po czym pobiegłem za wilkiem ciągnąc za sobą znalezionych w między czasie żołnierzy, którzy najwidoczniej cieszyli się, że wreszcie coś będzie się działo. Mieli przy sobie cały sprzęt więc nie musiałem doliczać dodatkowych minut. Diablo też był jeszcze osiodłany więc od razu na niego wskoczyłem i zacząłem prowadzić wszystkich przez jakieś zadupia zahaczające o tereny Aniołów. Kiedy zauważyliśmy żołnierzy Duchów goniących Tamarę od razu rozkazałem swoim ludziom do nich strzelać. Spojrzałem na dziewczynę i zobaczyłem, iż krwawi od postrzału więc zmartwiony do niej podjechałem. Była blada jak ściana więc musiała pewnie długo przed nimi uciekać a gdyby nie wilczy strażnik to albo by ja zabili albo z powrotem zaciągnęli do wieży gdzie pewnie zrobiliby jej tortury bądź pranie mózgu by została idealną pani założyciel za Michaela. Prawie zemdlała, lecz ja zdążyłem ją złapać i jakoś zmusić ją do zostania w świecie żywych. Ściągnąłem swoją pelerynę i rozdarłem kaptur, żeby móc jakoś zatamować krwawienie natomiast nietkniętą resztą materiału okryłem ją by się nie przeziębiła, ponieważ zaczęło robić się zimno co zwiastowało, że nadciąga deszcz. Młoda patrzyła na mnie z niezrozumieniem w oczach a ja tylko poczochrałem ja po włosach.
- Nie mdlej tylko mi teraz! - rzekłem zmęczonym tonem głosu, w którym ważną rolę odgrywało zmartwienie. Nie mogłem uwierzyć, że taki proste czynności odebrały mi tyle energii! Rozkazałem jeszcze żołnierzom by zajęli się jej karusem, do którego nie miałem zamiaru się zbliżać, bo przypominał mi tylko o tym nieszczęśliwym kopnięciu, które miało miejsce jeszcze w kwaterze Duchów! Pędziłem jak oszalały przez swoje tereny trzymając Tamarę prawą ręką w pasie by czasami nie spadła. Korzystałem z licznych skrótów gdzie niestety nie obyło się bez tych strasznych skoków przy których o mało nie dostawałem zawału! W końcu i tak po dziesięciu minutach dotarłem do ratusza gdzie Diablo niemal padł od morderczego cwału, który i tak mu się podobał, ponieważ był niesamowicie zadowolony! Wiem, że pragnął częściej takich "wyścigów" ale niestety zanim ja poczułbym tą adrenalinę to minęłoby sporo czasu... Ale wracając do teraźniejszości... Biegłem z dziewczyną na rękach i niczym huraganowa Barbara wpadłem na oddział gdzie Edward aż podskoczył, ale długo nie musiałem mu wyjaśniać co jak i gdzie, bo od razu zabrał się do roboty. Tamara zemdlała w tym samym czasie kiedy zobaczyła igłę więc domyśliłem się, iż właśnie tego boi się nasza panienka! Cały czas przy niej siedziałem mówiąc, że wszystko będzie dobrze i w porządku co nie wiem czy pomogło, ale chyba tak! Lekarz szybko uporał się z raną i założył bandaż oddając mi zakrwawioną, satynową pelerynę, która nadawała się tylko do wyrzucenia, lecz ja cieszyłem się, że w końcu na coś się przydałem i uratowałem jej życie.
- Eric idź na obiad - mruknął Edward.
- Nie chce mi się! Nie jestem głodny! - uparłem się jak osioł składając swoją własność w równą kostkę.
- Ale zmęczony już tak! Musisz przytyć! Masz niedowagę! - warknął na mnie.
- Nie ruszam się stąd na krok! Powiedz Lusi, że potrzebuję nowej peleryny, bo ta nadaje się na wyrzucenie bądź wycieranie sztyletów - westchnąłem zaczynając dyszeć. Znowu się zmęczyłem tą całą rozmową... ale nie ruszę się dopóki Tamara nie powie mi, iż wszystko jest z nią dobrze. Wyczuwam kłamstwa perfekcyjnie więc mnie nie okłamie!

<Tamara? :3 Uratowana xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz