piątek, 19 kwietnia 2019

Od Rity CD Rafaela

- Proszę... - powiedziałam cicho, obawiając się, że Rafael zaraz rzuci się na mnie z jakąś bronią i mnie zabije. W końcu, cóż, byłam bestią. Wampirem. Ten jednak popatrzył tylko na mnie, objął mnie i przytulił do siebie. Byłam nieco zaskoczona, jednak bez chwili wahania odwzajemniłam gest i także go przytuliłam. Nie powiem, brakowało mi go. Bardzo... Po chwili poczułam, że głaszcze mnie po włosach. Jejku, on nadal taki był... Potrafił jednym słowem czy gestem odegnać wszelkie smutki, cały zły nastrój. Ucieszyłam się.
- Nigdy cię nie skrzywdzę - odparł natychmiastowo, wpatrując się we mnie. - Przecież jestem od ciebie wyższy, kurduplu - dodał i widać było, że cieszy się z naszego spotkania równie mocno, co ja.
Przez chwilę gadałam jak najęta, nie dopuszczając go chwilowo do głosu. Nie mogłam przestać mówić. Nie byłam w stanie zatrzymać tego potoku słów, który cisnął mi się na usta. Tak długo go nie widziałam, tyle czasu żyłam w niepewności, co się z nim stało, kiedy wybuchła wojna.
- Dobra, ja jestem nieważny - powiedział po chwili, śmiejąc się. - Opowiadaj co tam u ciebie, Rikito.
- Rikito... - odparłam, wzdychając. - Dawno nikt tak do mnie nie mówił - popatrzyłem na niego i starałam się uśmiechnąć, co raczej kiepsko mi wychodziło.
- Cóż... - odparł i spojrzał na mnie. - Tego akurat nie mogłem sobie odpuścić.
- Dobre, już dobrze - zaśmiałam się i rzuciłam w niego pustą butelką po wodzie, która leżała gdzieś obok skrzyni z zapasami, na której siedziałam.
- No wiesz co? - zaśmiał się i złapał butelkę w locie. - Nie rzucaj we mnie rupieciami -  zaczął się śmiać jeszcze bardziej.
- Powiedzmy, że kiedyś odpuszczę - odparłam zadzwonię i rzuciłam w niego paczką suszonej żywności.
- Rita, ey! - odparł, niemal dusząc się ze śmiechu.
- No co? - powiedziałam, rozglądając ręce w geście bezradności, ale zaraz potem sama zaczęłam się śmiać. W jego towarzystwie zawsze czułam się doskonale. Wróciło tyle wspomnień, tyle pięknych wspomnień...
- Nic, nic - odparł i usiadł na skrzyni obok mnie.- To co, opowiesz mi, co się z tobą działo?
Nie wiedziałam, od czego zacząć... Stwierdziłam, że w zasadzie najlepiej od początku...
Zaczęłam opowieść od wstąpienia do wojska. Odpowiedziałam mu o tym, jak bardzo na początku byłam lekceważona i pomijana. Bo przecież byłam tylko grzeczniutką panienką z dobrego domu, z bogatymi rodzicami. Gówno prawda! Owszem, miałam wszystko, czego mi było trzeba. Jednak do każdego sukcesu doszłam sama, bez pomocy rodziców. Oni po prostu wspierali mnie we wszystkich decyzjach, jakie podejmowałam. A ja starałam się ich nie zawieźć.
Zawsze byłam uparta i nie pozwalałam sobą pomiatać. W trakcie wszystkich szkoleń wojskowych dawałam z siebie wszystko, co mogłam, a nawet znacznie ponad to, co byłam w stanie z siebie wykrzesać. Nieraz upadłam i odnosiłam porażki, jednak zawsze z uporem podnosiłam się i stawałam na swoim. Moim przełożonym w tamtych czasach bardzo spodobał się mój hart ducha. Przez to też moja kariera wojskowa rozwijała się bardzo szybko.
Gadałam tak i gadałam, a on tylko słuchał. Nie przerywał mi, więc mogłam spokojnie mówić. Nagle mnie olśniło.
- Rafael, a co byś powiedział na wino? - wstałam i popatrzyłam na niego.
- A masz? - popatrzył na mnie zaciekawiony.
- A jak myślisz, na jakiej skrzynce przez przypadek usiadłam? - podniosłam wieko skrzyni i chwyciłam dwie butelki, jedną wyciągając w jego stronę.
- Rita, zawsze mnie zaskakujesz - uśmiechnął się i wziął trunek do ręki.
- No cóż, taki mój urok - odparłam, siadając z powrotem na skrzyni.
- To co, za spotkanie i opowieści? - zapytał, otwierając butelkę jedna o drugą i unosząc ją do góry.
- Za spotkanie i opowieści! - uśmiechnęłam się i wzniosłam z nim toast.
Upiłam łyk wina, które od razu spłonęło w dół mojego przełyku. Dawno nie miałam w ustach alkoholu czy jakiejś używki. Nie wspominając o krwi, która się nie liczyła. Była smutną koniecznością, której nie mogłam się wyzbyć. Nawet, gdybym próbowała, nic by to nie dało... Skończyłoby się to jedynie tragedią, której chcę uniknąć. W zamyśleniu upiłam kolejny łyk.
Siedzieliśmy tak w ciszy, pijąc to wątpliwej jakości wino. Nie było złe, ale do najlepszych nie należało. Jednak w towarzystwie Rafaela ten alkohol smakował najlepiej, jak to było możliwe.
Nagle poczułam, jak mój przyjaciel chwyta mnie za dłoń.
- Rikita... - powiedział cicho.
- Tak? - zapytałam, spoglądając na niego.
- Ja wiem że to dla ciebie trudne i tak dalej... Ale jak to się stało, że jesteś wampirem? - zapytał niepewnie, ściskając moją dłoń i delikatnie gładząc mnie po palcach, żebym się uspokoiła.
- Serio chcesz tego słuchać? - ścisnęłam jego dłoń. Nie chciałam, żeby mnie puszczał.
- Rita... Oczywiście, że chcę - odparł łagodnie i uśmiechnął się.
- Dobrze więc - odparłam. - Kiedyś wysłano mnie i moją grupę żołnierzy na zwiad. Jako, że byliśmy najlepszą grupą, wybierano nas najbardziej niebezpiecznych zadań. Tak było i tamtym razem. Wysłano nas do jakiegoś opusvzonego magazynu. Z naszych informacji wynikało, że magazyn jest pusty, ale leży na ziemiach, gdzie zombie i tych wszystkich podłości jest tyle, że sobie nie wyobrażasz.
- Domyślam się - westchnął. - Jak podejrzewam, wcale nie było tak, jak wynikało z waszych wcześniejszych raportów?
- Dokładnie tak - chwyciłam go mocniej za dłoń i postanowiłam kontynuować opowieść. - Weszliśmy z piątką ludzi do środka. Wydawało się, że wszystko jest w porządku, że w środku nikogo nie ma. Tak bardzo się myliliśmy... - głos zaczął mi się łamać.
- Rita, nie musisz...
- Rafael, muszę - odparłam twardo, choć w środku byłam miękka jak pluszowy materiał. - Wtedy wszystko rozegrało się w mgnieniu oka... Moi ludzie zostali rozszarpani w mgnieniu oka, w ciągu ułamka sekundy. Zabiło ich coś, jakaś siła. Tak niewyobrażalna, że była w stanie zabijać praktycznie nie zauważona. Ja ją jednak zauważyłam...
- I co wtedy? - zapytał z napięciem w głosie.
- To coś stało już przy mnie. Przypominało człowieka, przynajmniej tak mi się wydawało. Powiedziało "Podobasz mi się, nie mogę cię zabić. Masz potencjał, więc uczynię cię jedną z Nas". I wtedy... - głos mi się załamał i ledwo się opanowałam, żeby się nie rozpłakać.
- Wtedy cię zmienił... - dokończył za mnie Rafael.
- Tak, wtedy mnie zmienił... - powtórzyłam tępo. - Poczułam niewyobrażalny ból i upadłam na ziemię. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Jedyne, czego pragnęłam w tamtym momencie, to umrzeć... - powiedziałam cicho i już nie mogłam powstrzymać łez, które już zaczęły płynąć po moich policzkach.
- Rita, kochana... - powiedział łagodnie mój przyjaciel, z zatroskaniem ocierając moje policzki wierzchem dłoni.
- Zanim to coś odeszło, a zniknęło w mgnieniu oka, zdążyło mi wyłupić oko. Dlatego noszę tę śmieszną opaskę - dodałam i rozpłakałam się na dobre.
Rafael popatrzył na mnie z żalem i przytulił mnie z całych sił. Tego w tym momencie potrzebowałam... Wtuliłam się w niego i pozwoliłam łzom płynąć. Rafael tylko siedział, trzymając mnie i gładząc po plecach w nadziei, że dam radę się uspokoić.

Rafael? :c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz