Cholerne patrole, dlaczego one od kilku dni muszą być takie nudne? Rozumiem, że zombie zaczęły być bardziej aktywne, ale na nic nie wpadłem od kilku dni, prócz sporej ilości krzaków i korzeni, przez które kilka razy upadłem na twarz, ponieważ byłem zbyt zamyślony. Byłem cały odrapany, pełno cholernych kolców, które podrapały moją twarz, czy też dłonie. Od kilku chwil z mojej ręki ścieka, ciemnoczerwona stróżka krwi, która jest bardzo kusząca dla wampirów, które mogą się tutaj czaić. W lesie jest dość ciemno, aby te stworzenia chodziły sobie polując na naszych, jebane dupki!
Poprawiając swoją broń na ramieniu, ruszyłem na dalszy zwiad z nadzieją, że trafię na jakiegoś zombie czy też inne cholerstwo, ale niestety nic takiego się nie działo, a ja przez kolejne minuty chodziłem znudzony.
Idąc z nogi na nogę, odgarnąłem krzaki i jak na złość wpadłem na Blackfrey'a, który jest cholernym dupkiem. Chłopak o jedenaście lat ode mnie młodszy i myśli, że jest najlepszy. Nie pojmuję dzieciaka. Z resztą zachowuje się jak mój cholerny brat, który możliwe, że jeszcze żyje, ale kto go wie. Zawsze był dwa kroki przed wrogiem, lecz kiedyś się przeliczył, może Reker zrobi w końcu to samo. Przydałaby mu się nauczka, która byłaby dla niego lekcją życia.
Ucięliśmy sobie pogawędkę, z której niestety nic mądrego nie wynikło, więc Reker chciał iść już w swoją stronę, lecz go zatrzymałem prosząc go o bandaż, gdyż moje medykamenty zostały w ratuszu. Chłopak lekko zdenerwowany, zgodził się na podarowanie mi tej rzeczy, a następnie ruszył w swoją stronę.
Irytujący gówniarz, a szczególnie debilny psycholog.
Usiadłem na pobliskim kamieniu, zdejmując kurtkę, aby zobaczyć jak głębokie jest zadrapanie.
Przy akompaniamencie szelestu liści, płynącej w oddali skażonej wody, czy też łamiących się gałązek, oraz strzałów dochodzących od strony północnej, oraz krzyków, opatrzyłem swoją ranę.
David, nie reaguj, przecież nic nie może się tam dziać, szczególnie, że tam poszedł mądry Blackfrey.
- Kurwa! - usłyszałem wyraźnie to słowo, a następnie kolejne strzały. Co tam się do cholery dzieje?
Wkurzony na własną ciekawość, zarzuciłem kurtkę na swe ramię i ruszyłem w tamtym kierunku. Nie musiałem wcale długo iść, aby zobaczyć pole martwych ciał.
Stojąc w rozsądnej odległości, zauważyłem kobietę, podchodzącą do jednego z ludzi, następnie chwytając tę osobę za szyję.
Tylko dlaczego jak na złość musi być to Reker?
On mówił, że sobie poradzi, nie zwracaj na to uwagi. To tylko wampir, który przed kilkoma chwilami zarżnął kilku ludzi z innego obozu. Idź sobie stąd, już!
Unosząc chłopaka, zauważyłem na jego ciele głowie kilka ran, co nie wróżyło nic dobrego, najgorsze było to, że chłopak nawet nie drgnął.
David, odejdź stąd!
Gdy kobieta przejechała dłonią po szyi młodzieńca, coś mnie tknęło.
- David, kurwa! - warknąłem pod nosem i przemieniłem się w czworonoga. Najważniejsze jest pozbycie się kłopotu, tylko i wyłącznie.. tym kłopotem jest ta gryząca baba.
Bez zastanowienia rzuciłem się na wampira, gryząc ją kilkukrotnie. Umieraj kurwo!
Jak na złość, usłyszałem trzask kości, w moim ciele, przez co cicho zawyłem, następnie odgryzając głowę kobiecie.
Ta w końcu padła martwa, a ja zachwiałem się na łapach.
Spojrzałem na Rekera, z cichą nadzieją, że umarł, ale niestety oddychał. Był po prostu nieprzytomny.
Zauważyłem krwawiącą ranę postrzałową, na udzie, przez co tylko warknąłem pod nosem.
Chwyciłem młodziaka za koszulkę, następnie zacząłem go ciągnąć po ziemi w stronę obozu, co za ironia, żebym teraz ja idiocie ratował życie.
***
Szedłem tak z nim przez dłuższy czas aż w końcu się obudził, przez co zaczął się wyrywać. No tak, jest ciągnięty przez jakąś czarną kupę futra, a to nie jest nic przyjemnego.
Specjalnie kierując go na jakiś kamień miałem nadzieję, że ponownie zemdleje, co na całe szczęście się udało.
Nie miałem ochoty na żadną rozmowę z nim, przynajmniej nie w tej chwili.
Będąc na skraju lasu, powróciłem do człowieczej formy, a następnie wziąłem młodzika na ręce. Lepiej niech nie wie kim jestem.
Dlaczego akurat mnie to musiało spotkać? Nie mógł przechodzić kam ktoś inny?
Omijając wszystkich ludzi, poszedłem do jednego z pomieszczeń ratusza, które ochrzciłem swoim pokojem wywieszając zakaz wstępu. Położyłem chłopaka na łóżku, następnie zacząłem opatrywać jego rany. Na całe szczęście nie były głębokie, przez co uporałem się z tym szybko. Gorsza była rana postrzałowa na udzie, którą musiałem dokładnie oczyścić i wyjąć pocisk. Udało się, lecz chłopak dostał gorączki. Co za los..
Dobrze, że kilka dni temu dostałem się do opuszczonego szpitala, przez co udało mi się znaleźć kilka leków przeciwbólowych, które też działają na gorączkę.
- Reker.. - powiedziałem cicho, widząc, że chłopak powoli się wybudza. - Blackfrey, Blackfrey, Blackfrey.. poradziłeś sobie sam? Jesteś aż tak samolubny, że nawet nie wołałeś o pomoc? W ogóle wiesz co się działo? - zapytałem, wycierając właśnie dłonie od jego krwi.
- Wiem, że jak zawsze byłeś upierdliwy, później szedłem i natknąłem się na demony..
- Coś poza tym? - skrzyżowałem ręce na klatce i patrzyłem jeszcze przez chwilę na chłopaka, następnie nalewając wody do szklanki.
- Wilk..ciągnął mnie przez las...
- Czyli nie wiesz, że pewien wampir chciał sobie zrobić z ciebie ucztę, cudownie, prawda? Ciesz się, że akurat coś czy też ktoś był w pobliżu, a teraz to połknij, zbije gorączkę i nie będziesz odczuwał takiego bólu - rzekłem stawiając szklankę na stoliku przy łóżku, wraz z tabletką.
Chłopak obserwował mnie uważnie, jakby coś podejrzewał. No tak, bo Mściciel, jeszcze nigdy do nikogo taki nie był..
- Nie patrz tak, gdybym chciał cię zabić, już dawno bym to zrobił, co nie było by trudne.. - powiedziałem opierając się o ścianę, biorąc w dłoń drugą szklankę z napojem, patrząc na młodzika, połykającego lek.
Za to mnie cholernie bolały żebra, które się powoli regenerowały.
- Co robią wilcze mutacje u nas w lesie? - zapytał na głos.
- Może jest ich kilku, albo tylko jeden. Ja w przeciwieństwie do ciebie żadnego nie spotkałem - byłem na tyle miły i odpowiedziałem na jego pytanie.
Kiedy odpis? ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz