czwartek, 11 kwietnia 2019

Od Reker'a cd. Davida

Wsłuchując się w głośnie ćwierkanie zmutowanych ptaków, przemierzałem powoli wyłysiały jeszcze las, który za kilka miesięcy przybierze w całości barwy zieleni. Pordzewiały nieśmiertelnik, delikatnie uderzał o zamek rozpiętej, skórzanej kurtki, a przydatna w tym świecie broń, podskakiwała w rytmie moich kroków, o kilka milimetrów w górę. Tęskniąc nieco za ciepłym łóżkiem, zacząłem powoli zastanawiać się, czy nie lepiej będzie zakończyć ten szaleńczy patrol. Błądziłem już po tym lesie przez dobre pięć dni, tylko dlatego, iż czas roztopów jest najgorszym czasem w ciągu całego roku. Demony pałętają się pod nogami... Zombie zaczynały coraz to mocniej szaleć... A Trupy... Po prostu były i przeszkadzały. Miałem już zaszywać się w innej części "martwej" puszczy, gdy nagle z krzaków wyskoczyła mi najbardziej znienawidzona postać, którą miałem szanse poznać niecałe dwa miesiące temu. David, gdyż tak nazywał się ów jegomość wyglądał na strasznie poharatanego, lecz osobiście nie miałem zamiaru mu pomagać. Nie dość, że na początku naszej znajomości próbował mnie zabić, to jeszcze nieustannie mi ubliżał. Głównie pożarliśmy się o nasz wiek, bo w końcu pan idealny, nie wierzył w to, iż osoba o jedenaście lat od niego młodsza potrafi poradzić sobie z większą ilością zadań, niż on. Odkąd się urodziłem, nie cierpiałem segregowania ludzi na warstwy wiekowe, które ograniczały tylko nasze możliwości. W dawnym świecie każdy z pseudodorosłych mówił, że na wiele rzeczy jestem jeszcze za młody, i jak widać, naszemu Reksiowi pozostało to do dziś.
- Nie szpieguj mnie idioto - mruknąłem, czując w powietrzu zapach świeżej krwi - Opatrzyłbyś to, wali od ciebie szprotem na kilometr. Jeszcze ściągniesz na nas niebezpieczeństwo, a ja nie zamierzam ratować ci dupy po raz enty - fuknąłem, poprawiając swoje oklapnięty od wilgoci włosy.
- Jeśli laleczka się boi, to może spierdalać - rzekł z kamienną miną, spoglądając przy tym w stronę moich dwóch blaszek, rozłożonych na mojej klatce piersiowej - W końcu małolaty powinny udać się teraz na drzemkę - naskoczył na mnie, powstrzymując się od dalszej, bezsensownej dyskusji, która zmieniłaby w naszym życiu tyle co nic.
- Możesz przestać traktować mnie, jak trzylatka? To, że jestem od ciebie młodszy, tak na prawdę chuja znaczy. Możesz mi wierzyć lub nie, ale ja wbrew pozorom przeżyłem swoje piekło, i nie mam zamiaru ponownie być przez kogoś upodlany - starałem się zachować spokój, co szczerze mówiąc, wychodziło mi bardzo słabo - Ty też święty nie jesteś, i święty nigdy nie będziesz, więc w końcu się ogarnij... Świata sam nie zmienisz... - odwróciłem się do niego plecami, po czym bez zawahania odszedłem w wybranym przez siebie kierunku.
- Blackfrey... Zaczekaj... - powiedział z grymasem na twarzy, gwałtownie mnie zatrzymując - Wiem, że nasza relacja nie układa się najlepiej, ale pożyczyłbyś mi jakiś bandaż? Jeśli nie trafi to oczywiście w twoją dumę, żołnierzyku - dogryzł mi siarczyście, co chcąc nie chcąc, nie zrobiło już na mnie żadnego wrażenia. Czasami zastanawiałem się, czy ten jegomość był kiedyś dla kogoś miły. Niby był po ślubie, oraz miał tam jakiegoś szczeniaka, lecz wątpię by jego rodzinka cieszyła się szczęściem, przy boku takiego gbura. Hm... A może po prostu to co mu się przytrafiło tak na niego wpłynęło? Zresztą, nie ważne.
- Tsa, tsa... Trzymaj - wsunąłem mu do rąk białe zawiniątko, które nosiłem ze sobą wraz z nożyczkami i środkiem odkażającym, w wewnętrznej kieszeni swojego uda - Tylko się nie skalecz sieroto. Nie musisz nic oddawać - wyszarpnąłem się spod ciężaru jego ręki, aby następnie udać się w północną część lesistego pustkowia.

<DEJWID? ODPISZ SZYBKO>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz