sobota, 26 sierpnia 2017

Od Reker'a cd. Kiary

Przysłuchiwałem się rozmowie Kiary i tych ludzi z wielką uwagą. Kątem oka zauważyłem, że przyszli oddać mój mundur a właściwie jego górną, ciepłą połowę, którą w tedy okryłem małego i jechałem w ponad minus dwudziestu stopniach w krótkim rękawku, ale mniejsza z tym! Chłopiec żyje i to jest najważniejsze a ja sobie jakoś z chorobą poradzę. Przecież to tylko kilka dni nic nie robienia... Właśnie NIC NIE ROBIENIA! Boże wynudzę się jak mops a może i gorzej!
Chociaż Kiarcia powiedziała, że jestem za słaby jak na rozmowy to ja chciałem dowiedzieć się nieco więcej na temat tego chłopca, którego uratowałem... Nie wiem czemu, ale odzywało się we mnie pewnego rodzaju zmartwienie co było dziwnym uczuciem, przez które pewnie bym teraz nie zasnął a ponoć tego potrzebuje by choroba mi szybciej mijała. No dalej Reker podnieś się - mruknąłem w myślach próbując usiąść na łóżku co wyszło mi dopiero za piątym razem i już wiedziałem, że jak postawie nogę poza łóżkiem to wywrócę się na pysk co wiązać mogło się z rozwaleniem łba a ja jak na razie nie chcę tego powtarzać po raz milionowy.
- Coraz lepiej ale musi leżeć na medycznym jeszcze - westchnęła kobieta - Jest zbyt słaby i często śpi - dodała jeszcze kobieta i właśnie teraz uznałem, iż to najlepszy moment by się odezwać.
- Kotek ja nie umieram... Też mogę porozmawiać - rzekłem spokojnie a moja żona odwróciła się w drzwiach do mnie twarzą więc posłałem jej łagodny uśmiech.
- Na pewno czujesz się na siłach? - zapytała dla pewności a w jej głosie mogłem usłyszeć ogromną troskę dotyczącą oczywiście mnie.
- Na pewno - odpowiedziałem jej od razu lekko się przeciągając. Długo na jej reakcję czekać nie musiałem, gdyż zaprosiła rodziców chłopca do środka a ci widząc mój stan posmutnieli jeszcze bardziej. Racja jesteśmy już w Śmierci od dłuższego czasu, ale co jakiś czas nadal mnie dziwią te ludzkie reakcje... W wieży to na pewno jakbym umierał wysłaliby nas na misję i nie przejęliby się tym, że kaszlę na tyle by na spokojnie wypluć płuca, ale już mniejsza z tym... Duchy to zamknięty temat i już nie watro go poruszać, bo tylko nabawić można się przez to smutnej atmosfery, która nikomu nie jest teraz potrzebna.
- Pan Blackfrey? - zapytał niepewnie mężczyzna, który był ode mnie dużo starszy więc nie powinien się niczego obawiać. Przecież dla niego jestem tylko słabym i nic nie wiedzącym gówniarzem.
- We własnej osobie - powiedziałem spokojnie bardziej poprawiając się na łóżku - Proszę się nie przejmować jestem przyzwyczajony do chorowania... Jak się ma państwa syn? - dodałem jeszcze patrząc na nich uważnie.
- Jest jeszcze słaby, ale lekarze mówią, że będzie dobrze... Gdyby nie pan już dawno by zginął na tym mrozie - odezwała się kobieta na co skinąłem głową i cicho westchnąłem.
- Niestety tak już jest jak nauczyciele mają uczniów gdzieś - mruknąłem krzyżując ręce na piersi - Niech te głąby się lepiej cieszą, że nikt nie stracił przez nich życia... Z tego co wiem to i tak czeka ich porządna kara więc zapłacą za swoje czyny - rzekłem jeszcze a oni zgadzając się z moimi słowami pokiwali twierdząco głowami. Chciałem jeszcze coś dodać, ale w tedy zza drzwi pokoju dzieciaków wybiegł Cameronek i Timi, którzy bardzo "strasznie" mnie "zaatakowali" rzucając mi się na szyje jak rozszalałe kociaki na wielkiego kocura. Nie słyszałem ich za dobrze jak biegną przez zatkane uszy, które swoją drogą nieźle mnie wnerwiały, ale tego nie pokazywałem w żadnym stopniu chociaż Kiarcia mogła to zobaczyć, bo ona zna mnie niemal na wylot - Ładnie tak tatę atakować? - zapytałem z uśmiechem.
- Tak! - odpowiedzieli chórem nie puszczając mnie ani na chwilę przez co mimowolnie zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Łobuzy moje kochane - stwierdziłem spokojnie głaszcząc ich po głowach na co zareagowali mruczeniem jakby byli kociakami. Rodzice uratowanego przeze mnie chłopca nieźle się zdziwili, że mamy aż dwójkę synów, ale kiedy pojawił się Rajanek z tą swoją obrażoną miną mówiącą coś w stylu "Ja wam dam o mnie zapominać" myślałem, iż szczęka opadnie im do samej ziemi! Cóż o rodzicielstwie wiemy dużo, bo dość wcześnie staliśmy się rodzicami, ale wiemy o nim więcej niż nie jeden trzydziestolatek a nawet czterdziestolatek. Tia, pewnie jeszcze wielu ludzi najchętniej by nam odebrało dzieciaki, ale mają one u nas bardzo dobrze i nigdy nie narzekają.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o Andym, bo tak nazywał się syn tych ludzi a potem rodzice wyszli a my znowu zostaliśmy sami. Cameronek i Timi szaleli biegając po wszystkich pokojach a Rajanek leżała mi na klatce piersiowej mrucząc coś co po chwilę pod nosem. Chociaż byłem już bardzo zmęczony to ogarniało mnie szczęście, że posiadam taką kochaną rodzinę. Nie wyobrażam sobie życia bez mojej kochanej księżniczki i synów... Bez nich byłbym tylko pustym i nic niewartym kundlem u nogi swojego pana, który pewnie za każde nieposłuszeństwo by mnie ranił oraz pragnął zabić. Co jakiś czas najmłodszy synuś pacał mnie i nie pozwalał mi odpłynąć do krainy snów. Miał taką niezadowoloną minę jakbym psuł mu co po chwilę zabawę, ale w końcu i tak jakoś nieświadomie zasnąłem... Wiecie choroba i dużo gadania robi swoje... Pewnie przez to swoje mruganie oczami też zasnąłem... Po prostu za którymś razem gdy zamknąłem swoje piwne oczy ciemność przygarnęła mnie już zupełnie. Mam nadzieję, że nikt się za to na mnie nie pogniewa.

<Kiara? :3 Reker zasnął xd Za dużo rzeczy zrobił xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz