sobota, 26 sierpnia 2017

Od Aleiny do Alice'a

Stałam i przeglądałam mamy notatki, próbowałam odtworzyć ten lek 4682, ale nic z tego cały czas coś się psuło. Spojrzałam na ekran, zombie sobie chodzą wilki i wampiry. Jeśli będę wychodzić zrobię to jak zwykle, ciekawe jak działają te tabletki na wampiry albo wilki. Często też mogę poćwiczyć strzelanie.
- Nic tu nie ma, mamo czemuż mi nie powiedziała tej formuły. Może mam zapasy, ale jeśli się skończą co wtedy mam zrobić. Muszę się zbierać. Odkryje formule, obiecuje ci – powiedziałam spakowałam do plecaka woreczek to tabletkami oraz dwie butelki wody wraz z moimi tabletkami. Wzięłam magazynki oraz miecze umieściłam je na plecach, może po bokach tak samo pistolety, a karabin zawiesiłam sobie na ramieniu. Odczekałam i wyszłam tylnym wejściem, a potem tunelami. Tak z pięć kilometrów dalej był sklep. Oczywiście byli tam dilerzy.
- Aleina przyszła. - powiedział Rocky jeden z dilerów.
- Hej, muszę iść jak wrócę to dokonamy wymiany, ale pamiętajcie jedna tabletka, jeśli weźmiecie kilka wiecie jak się to skończy. -powiedziałam na co oni kiwnęli jednocześnie głowami. - Motor jest tam, gdzie ostatnio, wyciszyliście go, aby nie przyciągnął przybyszy blisko mnie? - patrzyłam na Tommiego.
- Tak wszystko gotowe tak, jak prosiłaś, choć pokaże gdzie stoi. - powiedział i mnie poprowadził. Wsiadłam na motor i odpaliłam patrząc na jego dzieło. Nie słychać silnika, zmienił kolorek dobrze. Ruszyłam w przeciwnym kierunku, widziałam znajomych oczywiście mówię tu o dilerach, narkomanach albo też ludzi biednych bez niczego. Dzięki tym tabletka mogę dać im choć trochę leków, jedzenia albo i picia. Muszą się sami zacząć uczyć.
Na miejscu byłam już po dwudziestu minutach, stare opuszczone wesołe miasteczko. Mój teren tzn. teren obozu. Zaparkowałam pod drzewem w moim stałym miejscu. Niekiedy zdarzyło się, że szef widział jak zażywam jakieś tabletki. Bądź tez jak mamy posiłki to nic nie jestem tylko pije. Ostatnio się mnie pytał o jakiś nowy narkotyk, nie wiedziałam o co chodzi. Dopiero później się zorientowałam, że chodzi mu o moje tabletki. Zombie gdzieś wywiało, spokój cisza. Miałam iść po leki, które chcą przemycić, lecz usłyszałam za sobą hałas, szybko wzięłam broń odblokowana i wycelowałam. Stał tam Alice. Czego on chce, no jakiś czas temu musiałam z nim leki przemycić.
- Spokojnie, widziałem, że ktoś przyjechał więc chciałem zobaczyć kto. Cicho przyjechałaś, o widzę, że ktoś odpicował ci motor. - powiedział laluś
- Znajomy pomógł, Laluś idziemy jest robota. - powiedziałam i się uśmiechnęłam. Schowałam broń oraz zablokowałam, aby przypadkiem i nie strzeliła. Poszłam do alejki miłości. Dali nam leki, gdyż brakowało wody i jedzenia.
Wyjęłam z plecaka tabletkę 4682 razem z innym i lekami wzięłam je i połknęłam. Widziałam kątem oka, jak niektórzy się na mnie patrzą. Usłyszałam ciche ćpunka, wyjęłam nóż w wbiłam mu nóż w rękę.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie gówniarzu ćpunką, a oberwiesz w co innego. Skończysz z zabawą z dziewczynami. - wyciągnęłam nóż, otarłam o niego i schowałam.
- Stary, masz przerąbane, do niej się tak nie mówi, niektórzy się już przekonali, a i nie wchodzi z w kłótnie, bo kiesko skończysz. - powiedział jego kolega, uśmiechnął się przepraszająco, a ja go odwzajemniłam. Agresja włącza się, gdy ktoś mnie tak nazwie.
Wyszłam stamtąd i wsiadłam na motor, gestem ręki pokazałam, aby wsiadł za mną. Tak też uczynił, mogliśmy jechać. Nuciłam sobie piosenkę po drodze, na terenie duchów byliśmy po godzinie. Alice poszedł zanieść leki w zamian za pożywienie i wodę. Ja stałam przy motorze i brałam kolejne leki. Jakaś kobieta do mnie podeszła, bo zobaczyła 4682.
- Słyszałam o tej tabletce, skąd je masz, dasz mi jedna. - powiedziała niż się spytała
- Sory, ale ty masz tu wszystko inni nie maja nic nie potrzeba ci ich, nawet się nie waż wyciągać reki, bo jej ci zabraknie. - powiedziałam, lecz przyszli dwaj mężczyźni wzięłam karabin odbezpieczyłam i wycelowałam w nich. Wtedy przyszedł jeden z założycieli i podszedł do nas.
- Co się tu wyprawia? - powiedział Olivier
- Ona ma te pigułki 4682 i nie chce mi dać. - powiedziała kobieta
- Po pierwsze się prosi, po drugie są jej i nie musi nic wam dawać, po trzecie sami słyszeliście, te tabletki pomagają tym co nie mają nic. Nie tym co maja wszystko. - powiedział, ale się wtrąciłam
- Wy macie dom nad głowa natomast inni go nie mają także nie mają, jedzenia, picia, ciepłej wody, ubrań inni nie mają nic, więc jeszcze krok i będziesz mieć brak łap, a wy dwaj zmiatajcie stad już. - powiedziałam ostro. Gdy poszli Oliver podszedł do mnie wciąż miałam odbezpieczony karabin i wycelowany w niego, on mi go zabezpieczył i opuścił. Wyślemy ciężarówkę w miejsca albo ich przywieziemy powiedz gdzie są te miejsca tylko. Alice zaraz przyjdzie, dam wam samochód, jeden mój człowiek z wami pojedzie. W porządku Aleina. - kiwnęłam głową na tak. Dałam mu listę miejsc. Bezgłośnie podziękował i poszedł, a wrócił Alice. Podjechał samochód, Alice poszedł do samochodu, ja siadłam na motor, odpaliłam go i pojechałam w lusterku patrzyłam czy jadą za mną. Jechali. Po godzinie byliśmy na miejscu, od kierowcy dostałam leki, które zamówiłam. Schowałam do torby. Miałam już wracać, lecz zatrzymał mnie Alice, spojrzałam na niego ukradkiem.
- Co chcesz? Spieszy mi się. - powiedziałam.
- Jedziesz dać im 4682 tym ludziom? - spytał. Serio tak mnie przez to zatrzymuje. Jeśli chce to go zabiorę i m u pokaże.
- Tak jadę im dać, pojedz ze mną to sam zobaczysz. - powiedziałam
***
Pojechaliśmy w miejsce, wszyscy się tam zbierali i każdy z nich dawał mi jakiś prezent ja dawałam i po tabletce. Wyszłam. Zabrałam Alice w pewne miejsce. Słychać tam melodie jakby płacz ziemi. Jest piękna.
- Podoba ci się? - spytałam.

<Alice?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz