Cholera zimno, jak tu jest zimno - myślałem nerwowo próbując uciec z pustki do snów gdzie zaznałbym trochę spokoju, ale wszystko jak zwykle szło na marne. Chodziłem w te i z powrotem po ciemnościach dla zabicia czasu, lecz i tak nikt mi się nie pojawił. Nagle poczułem ukłucie w prawym boku oraz upadłem bezwładnie na ziemię. Nie mogłem się już podnieść... Byłem taki słaby... Taki bezużyteczny... Zamknąłem powoli oczy chcąc się wreszcie obudzić, ale trafienie do snów też było teraz dla mnie wybawieniem.
Okropna zima "atakowała" ponownie nasz kraj. Byłem wraz z drużyną na misji i opierałem się praktycznie całym ciałem o moją ukochaną Kiarcię. Ognisko ogrzewało wszystkich przy nim zebranych a za pozostałościami okien praktycznie nie było nic widać przez szalejącą śnieżycę.
Wszyscy byliśmy zmęczeni po niedawnej ucieczce przed żołnierzami Trupów, którzy zrobili na nas zasadzkę... Gdyby nie to, iż jeden z nas zobaczyłem nieumiejętnego ukrytego człowieka to moglibyśmy już nie żyć. Podniszczony mundur Duchów powoli zaczął przepuszczać zimno, które najbardziej obijało się o moje plecy a co za tym idzie, nerki. W tedy jeszcze nie wiedziałem dlaczego nie możemy mieć dłuższego odpoczynku. Dniem za dniem była misja a w łóżku mogliśmy tylko spędzić niecała godzinę lub dwie. Nasze organizmy przyzwyczajone już do takiego wysiłku fizycznego nie chciały teraz spać. Każdy milczał nie wiedząc o czym możemy teraz porozmawiać. W końcu jednak ja się podniosłem oraz bardzo przeciągnąłem.
- Gdzie idziesz? - zapytała ukochana widząc, iż moja prawa noga skierowała się znacznie w prawo.
- Coś sprawdzić - odpowiedziałem jej spokojnie - Zaraz wrócę - dodałem jeszcze z uśmiechem oraz ruszyłem w stronę schodów, po których wszedłem najciszej jak tylko potrafiłem.
Będąc już na piętrze rozejrzałem się spokojnie i ruszyłem zobaczyć co kryje się w pokojach. Zazwyczaj panowały tam pustki albo dało się odnaleźć kilka myszy, które pouciekały w strachu przed człowiekiem i światłem z latarki, którą cały czas oświetlałem sobie drogę.
W pewnym momencie kiedy przeskoczyłem podłogową deskę, która odstawała od innych więc pewnie gdybym na nią stanął to miałbym wypadek gwarantowany, usłyszałem ciche szepty. Zainteresowany tym, że ktoś inny może być w budynku podszedłem do odpowiednich drzwi i zacząłem nasłuchiwać by móc ocenić czy w pomieszczeniu znajduje się przyjaciel a może i wróg.
- To się wrąbaliśmy stary - rzekł jakiś mężczyzna a ja zmrużyłem oczy.
- Jak oni nas tu zobaczą to skończymy marnie - powiedział szybko drugi męski głos.
- Po co mi było iść na tą misję... - jęknął zrozpaczony pierwszy.
- Ciszej, bo nas usłyszą - zganił go drugi - Gdybym zginął to co Emily ma powiedzieć małej? Tatuś zginął dla zabawy innego obozu? - dodał jeszcze smutno a ja w ogóle nie rozumiałem całej tej sytuacji.
- Musimy jakoś stąd zwiać - stwierdził mężczyzna wstając szybko z ziemi co usłyszałem po skrzypnięciu podłogi.
- Pieprzone Duchy! Zabijają tylko dla zabawy słuchając się tylko tego potwora Wiliama - burknął jeszcze jego towarzysz po czym wyskoczyli z okna co było mało rozsądne. Szybko wparowałem do środka i zacząłem się czujnie rozglądać. Znalazłem tu tylko trochę bandaży, które były w krwi i puste opakowanie po lekach. O co tu chodzi? - pomyślałem nie rozumiejąc całej sytuacji. Wracając do swojej drużyny wszyscy popatrzyli na mnie jak na prawdziwego ducha oraz zaczęli się pytać czemu nie było mnie tak długo i o hałasy za oknem, których nikt nie chciał jeszcze sprawdzać. Tamtego dnia nie wiedziałem o co chodziło w dialogu tamtych nieznajomych, żołnierzy... Cóż byłem tresowany na psa, ale teraz chętnie bym tam wszedł i im pomógł zrywając się tym samym ze smyczy Wiliamowi i Michaelowi.
Obudziłem się późnym popołudniem co wywnioskowałem tylko po zegarze wiszącym po ścianie, ponieważ za oknem nadal panowała śnieżyca, która była chyba nawet większa niż wczorajszego dnia. Znowu miałem zapchany nos przez co ciężko mi się oddychało. Niby miałem nie wstawać, ale korzystając z nieobecności Kiary, która pewnie była przy dzieciach, wstałem i poszedłem po te cholerne chusteczki, które jak zwykle musiały gdzieś spaść.
Nogi mi się całe trzęsły przez co myślałem, iż zaraz upadnę na pysk, ale dawałem radę. Oparłem się ramieniem o ścianę i zacząłem wypatrywać swojego celu, ale w tedy znowu złapał mnie okropny kaszel przez, który moja równowaga się zachwiała. Jak tak dalej będzie to zwariuję - mruknąłem w myślach upadając cicho na kolana przy czym znalazłem upragnione chusteczki. Nie czekając dłużej usiadłem na tyłku oraz zacząłem się smarkać. O tak! Właśnie tego potrzebowałem! Miałem już wstawać, ale w tedy w pokoju zawitała Kiara wychodząca z pokoju Cameronka. Popatrzyła na mnie z niezadowoloną miną a w tedy też rozległo się pukanie do drzwi.
<Kiara? :3 Przyszli rodzice tego dziecka co Reker dał mu kurtkę xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz