sobota, 26 sierpnia 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Następnego dnia wstałam wcześnie i od razu sprawdziłam jak się ma mój mąż. Było widać że jest bardzo słaby i że potrzebuje duuuużo odpoczynku. Podałam mu leki wzmacniające oraz antybiotyk za zapalenie oskrzeli, cieplej go przykryłam i poszłam sprawdzić co z synami. Najpierw weszłam do Cameronka i Timiego gdyż Rajanek miał osobny pokój. Urwisy już nie spały, więc bawiły się cicho ze sobą. Zrobiło mi się ciepło na sercu gdy to zobaczyłam. Kochałam ich jak własne dzieci i wiedziałam że gdybym miała cofnąć się w czasie i podjąć o ich losie decyzję, to bez wahania postąpiłabym tak samo... Po chwili urwisy mnie zauważyły więc się uśmiechnęły i od razu do mnie podbiegły przytulając się do mnie.
- Mama! - usłyszałam z ich ust radosny ton głosu, a ja się uśmiechnęłam nieco bardziej. To jedno słowo potrafiło doprowadzić człowieka do euforii a i jednocześnie sprawić iż nic na świecie tak bardzo się nie liczy niż zdrowie własnego potomstwa. No... byli i może adoptowani przez nas ale jak już mówiłam, traktowałam je jak swoje biologiczne.
- Co tam urwisy? Wyspaliście się? - spytałam ich spokojnie tuląc ich do siebie.
- Tak! - rzekli radośnie - Mamo jak się czuje tata? - dodali szeptem z wyraźnym zmartwieniem.
- Tata musi odpocząć bo jest bardzo chory ale z tego wyjdzie więc się nie martwciw - rzekłam głaszcząc ich delikatnie po głowach - Przyniosę śniadanie zaraz, a wy bądźcie cichutko by tata mógł spać w spokoju dobrze? - spytałam łagodnie.
- Dobrze mamusi - rzekli szybko i poszli się dalej bawić. Ja natomiast poszłam jeszcze do pokoju Rajanka, lecz maluch jak to ma w zwyczaju po tatusiu, spał jak suseł więc nie wiele myśląc poszłam nam wszystkim po śniadanie.
*****
Kiedy wróciłam, zjadłam z chłopcami śniadanko, popijając wszystko ciepłą herbatą co chłopcom niezbyt się podobało bo z początku bo nie były słodkie, więc dodałam im dwie łyżeczki cukru do nich. Takie to bardzo szybko wypili z uśmiechem na ustach, później je pouczyłam nieco, nakarmiłam Rajanka, który poszedł znowu spać w najlepsze no i tak to mi minął czas do obiafu.
Wychodząc z pokoju chłopców, zobaczyłam że Rekera nie ma w łóżku tylko paraduje po pokoju ledwie źywy co niezbyt mi się podobało no ale miał jakieś wytłumaczenie bo potrzebował chusteczek które mu spadły z szafki. Położyłam go na łóżku i przykryłam, a wtedy usłyszałam pukanie do drzwi  Zdziwiłam się bo przecież nie spodziewaliśmy się gości... Wstałam więc z łóżka podchodząc ostrożnie do drzwi i nacisnęłam na klamkę otwierając drzwi. Po chwili moim oczom ukazała siw dwójka ludzi. Kobieta i mężczyzna. Szybko skojarzyłam że to pewnie rodzice chłopca którego ukochany uratował, zwłaszcza iż w rękach trzymali jego dobrze złożony mundur.
- Dzień dobry... Zastaliśmy pana Rekera Blackfrey'a? - spytał spokojnie mężczyzna.
- Dzień dobry, tak jest ale niezbyt moźe przyjmować teraz gości - powiedziałam spokojnie, a wtedy usłyszeliśmy straszny kaszel mojego męża.
- Jest chory? - zasmuciła się kobieta.
- Tak... Niestety się rozchorował - rzekłam z westchnieniem - Jestem jego żoną - dodałam żeby rozwiać ich wątpliwości w stosunku do mnie.
- Rozumiemy... Przykro nam że pan Blackfrey się rozchorował - rzekła znowu kobieta i wręczyła mi do rąk jego mundur, który przyjęłam.
- Jesteśmy rodzicami chłopca którego pani mąż uratował - zaczął męźczyzna - Chcieliśmy podziękować za to, bo inaczej by już nie żył - dodał.
- Rozumiem.... Niestety mąż nie jest w stanie rozmawiać, bo jest zbyt chory - rzekłam spokojnie - Jak się ma chłopiec? - spytałam.
- Coraz lepiej ale musi leżeć na medycznym jeszcze - westchnęła kobieta - Jest zbyt słaby i często śpi - dodała, a wtedy usłyszałam głos Rekera.

< Reker? ;3 co tam chciałeś? Xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz