czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Jacqueline CD. Ruvika

Przydałoby się sprawdzić, czy zombie nie zaopiekowały się resztkami wilczka… Na ciemne ulice spadły pierwsze płatki śniegu. Niemądrze byłoby wyruszyć w drogę powrotną przy takiej pogodzie.   Pokręciłam szybko głową i ruszyłam przed siebie. Nie! Nie będę się narzucać… Przecież to tylko trochę śnie… Delikatne prószenie stopniowo zamieniało się w śnieżycę.
- Cholera! - fuknęłam, gwałtownie zawracając. Użyłam swojej nadludzkiej szybkości, wyprzedzając bokiem spotkany oddział Śmierci. Nie odeszli daleko z rannym żołnierzem. Wyszłam im na przeciw. Chwycili za broń na widok mojej sylwetki wynurzającej się z zamieci.
- Spocznij. - mruknęłam i zbliżyłam się.
- Co jeszcze tu robisz? - spytał jeden z nich. Chyba zaczynał nabierać podejrzeń.
- Zgubiłam się w tej śnieżycy i od piętnastu minut krążę w kółko. Nie ma szans, żeby trafiła do siebie. Pozostaje pytanie czy zgodzicie się mnie… - urwałam. -  Gdzie jest Morgan?
- Poszedł coś sprawdzić…
- W taką pogodę?! Sam?! - spytałam, na co tamci jedynie pokiwali głowami. - Wracajcie do siebie. Gwarantuję, że wasz dowódca wróci cały i zdrowy. - rzuciłam i zniknęłam w zamieci. Ten Morgan jest albo bardzo odważny albo bardzo głupi… Poza tym to mało odpowiedzialnie zostawiać swój oddział po ataku zombie i wilkokrwistego w taką pogodę! Ale co ja tam wiem… Musiałam odczekać trochę, nim ruszę za jego zapachem. Pojawienie się w innym miejscu w tak krótkim odstępie czasu mogłoby dać im do myślenia. Nabrałam do płuc zimnego powietrza. Znalezienie go może być ciężkie. Nawet jeśli zostawił ślady stóp, to i tak zostały już zasypane przez śnieg. Wywęszenie go także nie będzie należało do najprostszych zadań, bowiem wiatr był mało korzystny. Pozostało zdać się na instynkt i ruszyć w odpowiednim kierunku, może jakoś uda mi się złapać trop. Biegłam przez las, znów używając nadludzkiej szybkości. W końcu od czegoś ją mam. Coś bardzo, bardzo złego staram się wykorzystywać w dobrym celu. Chyba po to, aby udowodnić samej sobie, że wcale nie jestem aż takim potworem, za jakiego mnie wszyscy uważają. Poruszając się z tak niezwykłą prędkością, kilka razy o mało się nie wywaliłam. Przystanęłam na chwilę i nasłuchiwałam. W promieniu pięciu kilometrów dobiegł mnie odgłos czyichś kroków. To mógł być Ruvik Morgan, ale wcale nie musiał… Zimą jest mniej zombie, ale wilki i wampiry nawet chętniej wychodzą na łowy. Czasem trafi im się jakiś wędrowiec, który nie wytrzymał tych mrozów i padł nim dotarł do celu swej podróży. Nie wymaga to od nich zbyt wiele wysiłku, a pożywienia starcza na kilka tygodni. To dopiero początek tej mroźnej pory roku, więc wilkołaki nie zdążyły zapaść w sen zimowy, a na głodniaka spać nie pójdą. Odgłos kończyn pokonujących śnieżne zaspy nasilił się, więc musiałam zbliżać się do ich właściciela. W oddali widziałam już postać… Nawet nie zdążyłam złapać za broń, gdy przekonałam się, iż nie był to członek obozu Śmierci. Czarnowłosa wampirzyca chwyciła mnie za kaptur kurtki i przygwoździła do drzewa.
- Swój na swego, Grant? - fuknęła kobieta.
- Nie miałam w planach zabić cię dzisiaj, Mary… Ale skoro sama się o to prosisz… - podciągnęłam nogi do góry i z całej siły kopnęłam obunóż w jej brzuch, uwalniając się. - A teraz mów, czy wiesz coś o zaginionym żołnierzu z obozu Śmierci. - zażądałam, odchodząc kawałek i rozglądając się po polanie.
- Nie ruszyłam go. Chociaż przyznaję, że bardzo mnie kusiło. Pachniał kusząco. Jego krew musi być…
- Nie trudź się i przestań mnie prowokować. Nie zabijam dla przyjemności, więc tracisz czas. - przerwałam jej.
- Och… A właśnie, że nie… - usłyszałam jej syczący głos zza pleców.
- GRANT! UWAŻAJ! - usłyszałam krzyk Morgana. Odwróciłam się gwałtownie. Mary rzuciła się na mnie, ale w tej samej chwili Ruvik wystrzelił z pistoletu. Ziemia obsunęła mi się spod nóg. Stoczyłam się ze zwłokami wampirzycy aż na sam dół jakiejś... doliny? Nie mam pojęcia, co to było. Widoczność była słaba, zapewne przez śnieg, który dostał mi się do oczu. W końcu wylądowałam w ogromnej zaspie i uderzyłam głową w kamień. Nawet nie wiem, kiedy straciłam przytomność. Moment po uderzeniu w głowę niewiele różnił się od chwil spędzonych na toczeniu się na dół.

(Ruvik? xD Ulepimy dziś bałwana czy cuś? xDDD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz