Boże Święty, ale mi było dziwnie słysząc na nowo ten zmartwiony głos ojca, który wyłożył mi mały wykład na temat, iż muszę spać, bo inaczej mogę kopnąć w kalendarz i zostawić narzeczoną oraz swojego, małego synka samego na tym okrutnym świecie. Ogólnie to musiałem się znowu przyzwyczajać do widoku taty i mamy, gdyż no... Nie widziałem już ich od wielu lat... Najpierw wojsko, potem wojna i apokalipsa... Nie licząc pustki to ostatni raz czułem ich dotyk i widziałem ich na oczy w naszym domu gdy miałem dwadzieścia dwa lata... W tedy właśnie dostałem ten cholerny awans i zaczęło się moje piekło.
- Eric masz leżeć i nie ma zmiłuj - rzekł spokojnie ojciec siedząc obok mojego łóżka na krześle.
- No dobrze... Ale ja nie umiem spać... Nie potrafię... - westchnąłem wbijając wzrok w białą kołdrę.
- Umiesz tylko sobie znowu coś ubzdurałeś - stwierdził oraz pogłaskał mnie po głowie - Damy radę synek - dodał z uśmiechem na co skinąłem powoli głową. O tak właśnie mi tego brakowało! Ułożyłem się wygodnie w łóżku a tata przykrył mnie bardziej kołdrą, żeby było mi cieplej, bo w końcu mamy zimę... Boże jak ja nie cierpię tej pory roku! Chyba sam szatan ją stworzył... Ciągle śnieżyce i niskie temperatury jakbyśmy byli na Antarktydzie. Potem przyszła Katrina z Chriskiem, który od razu się do mnie przykleił i nie chciał puścić mojej bluzki. Synuś patrzył też z zaciekawieniem na swojego dziadka, którego już widział, ale chyba nie z tak bliska. Synek był bardzo odważny dlatego jak już się napatrzył to wyciągnął do niego ręce radośnie się śmiejąc - Co tam łobuzie? - zapytał ojciec biorąc go ode mnie na ręce na co młody miał niezłą radochę. Chyba po prostu rozpoznał w nim już swojego dziadka dlatego tak bardzo się cieszył.
Potem po jakiś trzydziestu minutach przyszedł Sebastian, który nie wyglądał najlepiej więc pewnie znowu coś się musiało dziać. Zaczęło się od zatrutych zbiorników wodnych a teraz co mogło się stać? Chciałem się podnieść, ale widząc minę swojego taty postanowiłem odpuścić i sobie jeszcze poleżeć. Edward od razu zajął się przywódcą zaprzyjaźnionego nam obozu więc mogliśmy być spokojni o jego życie. Kiedy tylko blondyn się położył od razu stracił przytomność co wcale nie zdziwiło doktorka, który zaczął mu robić różne badania. Cóż był dzisiaj bardzo spokojny więc może się wyspał albo więcej czasu spędził ze swoją córeczką, która jest dla niego teraz całym światem.
- Znowu Murezia - mruknął wkurzony idąc w stronę szafy, w której zaczął szukać odpowiedniego leku.
- I znowu się zaczyna - westchnąłem patrząc na to co robi.
- Nie marudź, bo masz leżeć - burknął znajdując odpowiednią strzykawkę, którą prawie upuścił, ale zbytnio się tym nie przejął i wrócił do roboty. Czyli jednak ktoś ich znowu truje - pomyślałem z westchnieniem. Nie czekając dłużej spojrzałem po cieniach i zobaczyłem Lucasa.
- Wiesz co robić więc działaj - rzekłem do mężczyzny, który skinął głową i wylazł z cienia.
<Kiara? :3 Brak pomysłu ;c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz