czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Erica cd. Kiary

Podczas naszej przejażdżki nagle deszcz zamienił się w śnieg, który tylko patrzył by "zamrozić" mi ręce. Zastanawiałem się długo jak dalej potoczą się relacje Sebastiana i Alana. Racja byli dobrymi braćmi, ale młodego pewnie mocno zabolało, że ukrywał przed nim to czym zajmował się przed wojną. Nikt nie powinien nikomu zabraniać tego czego pragnie, chociaż czasami warto się jednak posłuchać starszych by nie trawić do piekła. Kiedy zaczynało się już robić coraz zimniej postanowiłem wracać do ratusza. Zima była nam nie straszna, ponieważ naprawiliśmy zasieki i inne ogrodzenia, które chronią nasz dom przed zombie, które i tak stają się mniej aktywne tą porą roku, ale i tak trzeba bardzo uważać. Jedzenia też mieliśmy dużo oraz wody... Leków mieliśmy również pod dostatkiem a jak coś to wyśle się jakąś grupę do Przemytników czy tam Duchów, którzy z pewnością chętnie nam pomogą.
Będąc już w stajni od razu oddałem Diabla jego ulubionemu stajennemu, o którego zaczął się ocierać chcąc się wytrzeć oraz oczekują z jego strony pieszczot. Długo tam nie siedziałem tylko od razu poszedłem do gabinetu gdzie czekał na mnie stos gruchy papierów. Znowu to samo - westchnąłem w myślach ściągając pelerynę, którą rzuciłem na kanapę. Nie czekając dłużej zająłem się papierkami. Tekst miejscami był nieczytelny przez co nieźle się wściekłem, ale i tak czy siak musiałem to kiedyś zrobić więc wyjścia z tej sytuacji nie było. Zanim się obejrzałem wybiła godzina trzecia rano a ja dopiero byłem w połowie dokumentów jakie miałem wypełnić. Racja była to już dla mnie rutyna i obowiązek jednocześnie, ale fajnie by było gdyby ludzie przychodzili zdać mi raporty słowne a dawaliby mi tylko karty dotyczące stanu żywności czy też innych temu podobnych rzeczy.
Wszystko skończyłem koło godziny szóstej rano, ale nie mogłem już spać, ponieważ wypiłem zbyt dużo kawy. Za oknem pojawiło się dużo śniegu, lecz na szczęście nie były to potężne zaspy. Zjadłem szybko śniadanie, które przyniosła mi moja narzeczona. Katrina zmusiła mnie również do tego bym się położył i przespał, ale jak zwykle mój sen trwał tylko dziesięć minut... Chociaż i tak się dziwię, że mnie złapało... Potem znowu wróciłem do roboty i chyba zaczynałem powoli wyglądać jak żywy zombie... Cóż moi ludzie byli do takiego widoku przyzwyczajeni więc na nich to wrażenia nie robiło. Zimno znowu zimno - mruczałem w myślach rozglądając się po ratuszu, który powoli budził się do życia. Koło ósmej znowu wróciłem do papierów, których było na szczęście mniej i zdążyłem się z nimi szybko uporać. Spędziłem jeszcze trochę czasu z dziećmi a gdy miałem iść zobaczyć co z Kiarą dostałem krwotoku z nosa, który był bardzo silny dlatego przyśpieszyłem swój krok i niemal w minutę dostałem się na oddział.
- Boże ty się kiedyś wykończysz - westchnął Edward odkładając książkę na swoje biurko po czym do mnie podszedł i zaciągnął mnie na łóżko gdzie szybko zaczął tamować krwotok, ale zajęło mu to z jakieś siedem minut zanim wszystko ustało. Chciałem już wstać, ale ten pchnął mnie na łóżko i narzucił od razu kołdrę - Masz leżeć! Wyglądasz jak trup! Żadnego wstawania, bo pasy - mruknął jeszcze i poszedł z powrotem usiąść za biurkiem oraz dokończyć lekturę. Jak na nie szczęście trafiłem na salę gdzie była Kiara i mój ojciec. Super... To się wpakowałem - pomyślałem oraz zrobiło się mi trochę wstyd, ale za żadne skarby tego nie pokazałem.

<Kiara? :3 Eric ma przekichane bardzo? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz