- A zatem to Ty jesteś tą o której tutaj tyle mówią.- podał rękę, uścisnęłam ją.- Jestem Olivier, nazwisko niepotrzebne bo wystarczająco znane.- Gardłowo się zaśmiał.- Zapewne wiesz po co tutaj przyszedłem? Zatem świetnie. Przejdźmy do rzeczy.- Wyjął starą mapę, po czym rozłożył na stoliku.
****
Szłam ciemną alejką w parku. Zapadał mrok, czułam się dość niepewnie ze względu na zwiększoną liczbę zombie w ostatnim tygodniu na terenie obozu. Zboczyłam z chodnika, zagłębiając się w krzaczory. Za campienie by mnie zbesztali ale nie mogłam zignorować powarkiwania dobiegającego zza krzaków po drugiej stronie. Siedziałam z dobre dziesięć minut, a z krzaków wyszedł lis z myszką w pyszczku. Odetchnęłam. W pełnym skupieniu, szłam poboczną drogą. Jak dotąd teren był czysty. Moim miejscem patrolowym był dość obszerny park znajdujący się nieopodal kwatery przemytników. Jak zwykle nie zabierając żadnej latarki szłam po ciemku. O mapie nie wspominając. Z parku teren przeobraził się w opuszczone budynki, gdzieniegdzie pomieszczenia gospodarcze zapewne należące do wesołego miasteczka...Przechodziłam tamtędy gdy w pewnym momencie z jednego z budynków nie do końca mogła ocenić co to było dokładniej, wydobył się niewyobrażalny hałas. Z wrażenia przykucnęłam w krzaczkach. Rumot był niesamowity. Żeby lepiej widzieć wdrapałam się na pobliskie drzewo. Siedziałam i patrzyłam. Przez parenaście minut. Do bodajże kuchni wszedł mężczyzna z czarnym irokezem lub czymś na wzór irokeza. Zbeształ psa, który jak widać był odpowiedzialny za zrobienie z tej niegdyś kuchni, prawdziwego gratowiska. Mężczyzna zajął się czymś innym. Ale pies jak gdyby mnie wyczuł. Wtem postanowiłam że nie dam mu umknąć, dookoła i tak zbierała się dość spora grupka zombie. Wślizgnęłam się przez otwarte okno. Pies cały czas strzygł uszami... Chłopak stanął plecami do mnie, wzrok zwierzęcia mnie zdradził. Wyciągnęłam desert eagle.50c i przyłożyłam go do tyłu czaszki. Pies warczał, zombie również. Byłam prawie pewna że zebrały się dookoła budynku.
-Każ mu się uspokoić, albo go zastrzelę- Warknęłam.- I nie odwracaj się- Dodałam, nie chciałabym żeby ujrzał moją twarz. Cios zadany kaburą pistoletu nie był mocny ale na swój sposób ostrzegawczy. Chłopak, wydał jeszcze dwa razy komende i pies zaprzestał wycia. Lekko popiskiwał.
- Nie ruszy się, chyba że wydam mu rozkaz.- Miał miły głos, bardzo przyjemny do ucha. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
- Słuchaj, dookoła zgromadziła się już dość okazała grupka zombie, pokaż wyjście z tego budynku nim się przedrą do środka.- Lekko go popchnęłam, nie był przygotowany na ten ruch więc jego ciało się lekko zatoczyło.- Wydostań nas stąd..!- byłam naprawdę zrozpaczona. Jeszcze nigdy pomimo szkoleń nie spotkałam zombie na żywo. Na dodatek czułam się potwornie źle...
Jedyną słuszną jak dotąd decyzją to było zaufać temu dziwnie ubranemu mężczyźnie...
< Alice? :c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz