środa, 12 lipca 2017

Od Nick'a cd. Reker'a

Uśmiechnąłem się szeroko.
W sumie nie miałem pojęcia skąd zna moja datę urodzin, ale jakoś specjalnie nie chciałem tym sobie zawracać głowy. Od razu wyobraziłem sobie jak razem z Rekerem chodzimy po lesie, z bronią, od czasu do czasu śmiejąc się.
-Jezu mój mózg jest dziwny…- niechcący powiedziałem na głos, po czym Reker zaczął dopytywać o co chodzi, jednak mi nieszczególnie chciało mi się tłumaczyć.
***
Mijały dni, tygodnie, miesiące, a ja nadal nie kończyłem rehabilitacji. Z początku Reker odwiedzał mnie dość często, jednak później coraz rzadziej, aż w końcu przestał się w ogóle pojawiać. Pojawiła się rutyna, jednak nie taka jak kiedyś, ta była niezwykle męcząca. Wiele rzeczy zmieniło się, w tym sami dowódcy obozów! Nie do końca wiedziałem co się dzieje w naszym świecie. Jedyne co robiłem całymi dniami, to z początku leżenie w łóżku, gdyż z początku nie potrafiłem się przystosować do tak drastycznej zmiany, później nieskończone godziny ćwiczeń, które naprawdę ani trochę nie były przyjemne. Jedynymi nowościami były wtedy dwie sprawy, pierwsza to przeniesienie mnie w nowe miejsce, przez jakieś dziejące się rewolucje, a druga to fakt, że moja „choroba”, którą dotychczas miałem za genetyczną okazała się być mutacją, a dokładniej to nazywała się Samineza.
Oprócz mojego nienajlepszego stanu, źle działo się również z Klifem. Nie maił już tej samej dawki ruchu co kiedyś, i najnormalniej stawał się zaniedbany. Bardzo mnie to bolało. Wyprowadzany był raz dziennie, przez randomową osobę, a później resztę dnia spędzał przy mnie. Z jednej strony bardzo cieszyłem się, że mam tak wiernego, psiego towarzysza, jednak z drugiej stawał się on coraz słabszy, starszy i powrót do jego dawnej sprawności jednak potrwał by chwilę.
Podobno moje leczenie trwało nieco ponad 7 miesięcy, ja odczuwałem to nieco inaczej, gdyż dla mnie minęło jakieś porządne półtora roku. No, ale cóż dla samotnego człowieka czas ciągnie się nieubłaganie.
***
To jest ten dzień.
Dziś wreszcie opuszczam ten koszmar i wracam do mojego ukochanego, porąbanego życia. Pomimo iż jest niesamowicie niebezpieczne, to po prostu nie wyobrażam sobie kolejnych godzin rehabilitacji. Tęsknię za nim jak za niczym innym.
Przez bardzo długi czas jak wspominałem leżałem w łóżku, i oczywiście negatywnie odbiło się to na mojej sylwetce, jednak później podczas ćwiczeń i leczenia Nitrozyną zacząłem gwałtownie chudnąc, na moje szczęście nie była to jakaś kolejna choroba, tylko skutki uboczne brania leku. Miałem też inne dolegliwości takie jak nudności czy plucie krwią, ale to wszystko właśnie było związane z Nitrozyną. Wychodząc ze szpitala wyglądałem koszmarnie, jak sama skóra i kości. To naprawdę okropne widząc jak twój własny stan pogarsza się z każdym dniem i co gorsza ty nie możesz nic z tym zrobić, jednak na szczęście teraz, gdy mam czas na „całkowity powrót do zdrowia”, na który mam dwa miesiące zanim z powrotem trafię do jakieś załogi, zamierzam porządnie zabrać się za siebie, i Klifa.
***
Rzeczywiście po upływie wyznaczonych dwóch miesięcy mniej, więcej wróciłem do zdrowia. Odzyskałem dawnego psiego towarzysza i moja dawną sylwetkę, już nie byłem chudy, jak po wyjściu z oddziału, znowu moje ciało pokryte było subtelnymi mięśniami. Zmieniła się również jedna bardzo istotna rzecz, po wyleczeniu choroby mogłem dowolnie i bez ograniczeń posługiwać się bronią, dostałem nawet własny pistolet! Teraz trzeba było wrócić do społeczeństwa. Pierwsze o kim pomyślałem to Reker. Tylko kiedy ja go ostatnio widziałem? Pół roku temu, kiedy mój stan nie był zbyt obiecujący? Zapytałem pierwszą lepszą osobę gdzie mógłbym go znaleźć, jednak dowiedziałem się tylko, że jak na razie jest na jakieś misji i nie da rady się spotkać. Pojawiło się również parę innych nowości, jednak najważniejszą z nich było to, że nie jestem już członkiem BRAVO i w sumie nie ma co się dziwić, żalu też nie będzie, bo nawet na ani jednej misji nie byłem.
Po paru dniach doszła do mnie informacja, że Reker jest już dostępny. Nie czekając umówiłem się z nim i nazajutrz przyszedłem na miejsce spotkania, i to chwilę przed czasem.
O barierkę opierał się Reker, w moich oczach ani trochę się nie zmienił, jednak ja zmieniłem się i to można nawet powiedzieć, że nie do poznania. Byłem w takim wieku, w którym człowiek dość szybko się zmienia, i tak przez ten czas moja twarz zmężniała. Z młodego chłopca zmieniłem się w nieco bardziej poważniejszego człowieka, jednak mniejsza, teraz liczyło się jedynie to by odbudować kontakt.
-Umm.. Hej– zacząłem, a gdy tylko powiedziałem pierwsze słowo, poczułem jakby ktoś urwał mi język- Dawno się nie widzieliśmy…

<Reker?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz