- Taka rola szpiega... To moje obowiązki Saruś! - powiedział spokojnie.
- Niedawno wyszedłeś z medycznego i powinieneś mieć wolne - burknęłam niezadowolona.
- Saruś... - westchnął.
- No dobra, dobra! - mruknęłam niezadowolona - Nic nie powiem... - westchnęłam, a on się uśmiechnął.
- Dzięki siostra! - odparł - To ja zmykam, a Ty uważaj na siebie! - dodał i szybko zniknął w cieniach, a ja gapiłam si jeszcze chyba z kilka minut w miejsce, w którym zniknął.
Przynajmniej ojciec pozwolił mi na woltyżerkę... westchnęłam w myślach, ale nie miałam zamiaru jeszcze wracać do Ratusza, więc pojechałam stępem na przejażdżkę po okolicy. Nic specjalnie ciekawego się nie działo, tylko cieszyłam się po prostu dniem. Choć powietrze było chłodne i bardzo jesienne, to nie przeszkadzało mi w niczym, żeby spokojnie sobie jeździć. Figaro również wydawał się być zadowolony, zwłaszcza po ciężkim treningu...
Nawet nie wiem gdzie mam się zgłosić a Leona nie mam zamiaru szukać! Może się zgłoszę jak brat wróci... Jak na razie chyba sobie zrobię kilka dni odpoczynku, bo w sumie nadal jestem osłabiona stwierdziłam w myślach i stanowczo nie miałam zamiaru chodzić do szkoły! Ojciec mnie chyba ukatrupi jak się dowie że wagaruję... przeszło mi przez myśl.
Jeździłam tak chyba z cztery może pięć godzin, aż w końcu postanowiłam wracać. Jechałam sobie spokojnie, co wcale nie przeszkadzało Figarowi, gdyż on lubił każdą przejażdżkę, nie tylko morderczy bieg, ale i też spokojne tępo. Słońce zaczynało powoli zachodzić, a jego pomarańczowy blask rozgrzewał jeszcze troszkę okolicę w swoich niezwykłych ciepłych barwach.
No ale spokojnie nigdy nie może być! Bo przecież dlaczego to Saruśka nie mogła wrócić bez żadnych problemów? Eh... Upierdliwe to! Pytacie co się stało? A to się stało że zaczęli mnie gonić jacyś ludzie!
Szybko pogoniłam Figara do biegu i zaczęłam im jakoś uciekać. Było ich jedenastu... Czego chcieli? Nie mam pojęcia, ale wiem że wleźli na nasze tereny! Zaczęłam wybierać najtrudniejsze tereny naszego obozu by ich zgubić, ale skubani byli dobrymi jeźdźcami!Jeden nawet przeskoczył równo ze mną przeszkodę tylko że wykonałam gwałtowny skręt w swoje prawo.





W końcu jednak ich jakoś zgubiłam, a ja będąc już prawie w obozie oraz korzystając z tego iż zrobiło się już ciemno, założyłam na siebie ciemną bluzę, którą wcześniej miałam przywiązaną w pasie i wjechałam do stajni, gdzie dopiero tam jakoś udało mi się ześlizgnąć z grzbietu Figara. Prawie upadłam i krzywiłam się z bólu.
Czarne spodnie i ciemna bluza oraz noc sprawiały ze nie było na szczęście widać moich ran. Nawet nie zajęłam się Figarem, tylko od razu podreptałam jakoś do Ratusza by dojść do pokoju. Byłam właściwie po szoku pourazowym czy jak to tam się zwie, więc właściwie tylko myślałam żeby dojść do pokoju, a nie myślałam o tym żeby pójść na medyczny...
Nie myślałam logicznie, tylko chciałam się znaleźć w jakimś bezpiecznym miejscu, skulić się pod kołdrą, albo w kącie i tam siedzieć. Chyba ubrudziłam Figara swoją krwią pomyślałam jakoś ale właściwie to byłam otumaniona. Jednak niestety musiałam i teraz na kogoś trafić, a tym kimś okazał się być mój nauczyciel czyli Andrew, który spojrzał na mnie zmartwiony i wystraszony, gdy zobaczył w jakim jestem stanie.
- Sara co Ci się stało?! - spytał zmartwiony.
- Spadłam z konia... Nie pierwszy i nie ostatni raz... Po prostu koń się przestraszył - wyjęczałam jakoś - Nic mi nie jest to tylko stłuczenia - dodałam i jakoś go wyminęłam, choć nie byłam w stanie ustać do końca ustać na prawej części mojego ciała i łapałam się za krwawiący bok, choć on tego nie widział dzięki bluzie i ciemnym spodnim, które świetnie maskowały krwawiące rany postrzałowe.
- Powinnaś iść na medyczny, to może być coś poważnego - dodał jeszcze.
- Jutro pójdę... I tak to pewne nic poważnego jak zawsze! Dobranoc... - powiedziałam szybko, choć przerywałam troszkę swoimi prawie jękami, ale jakoś odpuścił i w końcu dostałam się do swojego pokoju! Zamknęłam drzwi na klucz, oraz pozamykałam okna, bo zapomniałam ich wcześniej zamknąć, przez co było w pokoju strasznie zimno, więc jakoś podeszłam do łóżka jęcząc z bólu i prawie płacząc oraz jakoś położyłam się na wznak, patrząc siew sufit.
Na mojej szafeczce przy łóżku leżały tabletki przeciwbólowe, ale ból był tak silny, że nie miałam już szans się podnieść z miękkiego materaca, który szybko przesiąkał moją krwią, tak samo jaki pościel... Niedawno wyszłam z medycznego pomyślałam, ale nadal zbytnio nie myślałam racjonalnie. Szok spowodował, że niby chciałam jakiejś pomocy, ale myślałam tylko o tym żeby siedzieć w pokoju oraz myślałam ze to minie, bo t nic takiego...
Przykryłam się jakoś kołdrą i zwijałam się z bólu, choć miałam ochotę krzyczeć i wrzeszczeć, lecz szok ściskał mi gardło i mogłam sobie pozwolić tylko na jęki, drżenie mięśni, dostałam oczywiście ogromnej gorączki, a serce waliło jak oszalałe. Co się ze mną dzieje? myślałam ciągle, jakby do mnie znowu nie docierało że zostałam dwukrotnie postrzelona. Kias będzie zły na pewno jak się dowie pomyślałam jeszcze i straciłam w końcu przytomność.
**
Następnego dnia obudziłam się ledwie około godziny dziewiątej rano... Ból nadal mi towarzyszył i nie mogłam się w ogóle ruszać, choćby nawet jakbym bardzo chciała! Byłam cała zlana zimnym potem, gorączka chyba nawet wzrosła, a ja w końcu nie wiedziałam czy jestem cała mokra od krwi wraz z łóżkiem czy potu. Serce dalej waliło jak oszalałe, lecz było bardzo słabe co czułam... Umrę tutaj pomyślałam jeszcze i znowu starałam się jakoś nie jęczeć. Zamiast tego nakryłam się jakoś jedną ręką bardziej kołdrą i właściwie to umierałam wykrwawiając się coraz bardziej i nie zdziwiłabym się, gdyby całe łóżko wraz ze mą było w mojej krwi!
< Kias? ;3 dowiesz się od Adrewa że coś się stało? ;c ona nie jest świadoma tego co się z nią dzieje ;c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz