poniedziałek, 12 czerwca 2017

Od Erica cd. Samanthy

- Pij herbatę z miodem lipowym to ci przejdzie... Jest również na odporność dobry więc ci to nie zaszkodzi... Inaczej się na pewno rozchorujesz. - powiedziała na co westchnąłem i usiadłem na krześle zaczynając grzebać w szafce za tymi jej zdjęciami rodzinnymi, które miałem jej już dawno pokazać, lecz zawsze coś wypadało i nie miałem na to czasu.
- Wiem tata często mi ją robił - rzekłem chrząkając i nie wiedząc czemu sam z siebie podzieliłem się z nią taką informacją, ale to chyba nic ważnego... Muszę znowu to pić częściej - pomyślałem przerzucając kolejne kartki w szufladzie by dokopać się do poszukiwanych rzeczy. Widząc, że dziewczyna jeszcze nie ruszyła się z miejsca wskazałem jej wzrokiem krzesło - Usiądź i odpocznij - zarządziłem, lecz ta ani drgnęła - Jak chcesz - westchnąłem i wreszcie znalazłem szarą jak bruk kopertę, w której znajdowały się owe zdjęcia. Wstałem powoli oraz na spokojnie do niej podszedłem wpychając jej w rękę jej własność - Jak będziesz gotowa to je obejrzyj - powiedziałem na co niepewnie skinęła głową.
- Dobrze - zatwierdziła moje słowa a ja delikatnie się uśmiechnąłem.
- A teraz musimy wrócić na medyczny, bo Edward i Kiara mnie ukatrupią - stwierdziłem a na jej twarzy od razu pojawił się grymas niezadowolenia - Samantho nie będziesz tam leżała wieki przecież! Jutro też gdzieś pójdziemy a kiedy cię wypiszą załatwię ci duży pokój - dodałem otwierając drzwi przez które po chwili wyszliśmy. Szliśmy w całkowitej ciszy a ja często musiałem się powstrzymywać od podskoków z powodu grzmotów jakie niosła za sobą burza... Mówię wam jak dla mnie to mały horror! Kiedy tylko znaleźliśmy się na sali Samantha od razu położyła się na łóżku i zadowolona to ona nawet w małej części nie była... Ciągle się kręciła i wydawała się taka smutna, lecz w końcu jakoś zasnęła a Kai mógł na spokojnie wyjść z cienia. Był cały mokry więc pewnie on niestety nie zdążył przed ulewą.
- Kai idź odpocząć wezwę innego szpiega - stwierdziłem, lecz ten od razu zaprzeczył głową i otrzepał się z zalegających na ubraniu kropel wody niczym pies.
- Nie... chcę zostać - rzekł a ja popatrzyłem na niego zdziwiony, ale zaczynałem wiedzieć o co chodzi dlatego nie ciągnąłem dalej tego tematu.
- No cóż jak się rozchorujesz to nie moja wina! Przyprowadziłeś Pegaza? - spytałem na co pokiwał twierdząco głową.
- Tak, przekupiłem go jakoś marchewką - stwierdził patrząc przez okno w stronę stajni.
- To dobrze. Jak będziesz zmęczony to zamień się z Leonem albo Luisem... Pilnuj jej i chroń - powiedziałem wstając.
- Jasne szefie - rzekł znikając znowu w cieniu. Szybko opuściłem medyczny i poszedłem do Katriny i Chriska gdzie porządnie przy nich odpocząłem.
*****
Następnego dnia to mi przypadło zajmować się cały dzień synkiem więc wziąłem go na ręce i poszedłem do Samanthy na medyczny... Nie miałem pojęcia czy lubi małe dzieci, ale teraz mało mnie to obchodziło. Synuś rozglądał się dookoła zaciekawiony próbując coś powiedzieć, ale najbardziej podobało mu się "awww" którym nazywał prawie wszystko co jego młode oczy widziały. Wchodząc na medyczny synuś pacnął mnie rączką przez co się uśmiechnąłem i pogłaskałem go po głowie.
- Samantho mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać obecność mojego syna - powiedziałem do dziewczyny, która niedawno musiała się obudzić.

<Samantha? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz