sobota, 10 czerwca 2017

Od Erica cd. Kiary

Nie mogłem w to po prostu uwierzyć! Sawowie na prawdę byli moimi rodzicami? To nie był żadne sen? Tak cieszyłem się jak nie wiem, ale to wszystko było takie dziwne i nie mogłem pojąć jak to się stało! Nogi mi się nawet załamały a działo się u mnie bardzo rzadko więc można było to uznać za niespotykany widok. Przez ten cały czas byliście ze mną - pomyślałem osuwając się po ścianie plecami dzięki czemu usiadłem na tyłku. Czy ja byłem aż tak bardzo podobny do tamtego chłopca? - zapytałem sam siebie a w tedy nagle wszystko w okół mnie znikło oraz zmieniło kolor na sepię ukazując mi wspomnienie ze szpitala! Tak był to dzień moich narodzin i śmierci dla rodziców jednocześnie.
Mama była strasznie załamana, zresztą tata też, lecz starał się ją jakoś pocieszyć, ale to nic niestety nie dawało. 
- Dlaczego on umarł? Przecież mówili, że urodzi się zdrowy chłopiec - powiedziała przez łzy mama cały czas przytulając się do taty.
- Nie mam pojęcia kochanie - westchnął załamany ojciec - Może tam u góry był im bardziej potrzebny - dodał cicho zamykając oczy, w których na chwilę zobaczyłem zbierające się łzy. Chciałem podejść coś powiedzieć, ale nie mogłem nawet palcem ruszyć, bo trafiłem do innego pomieszczenia gdzie znajdował się Rick i Veronica Helsing... Mężczyzna jak zwykle był niezadowolony i siedział tu zapewne z przymusu. Nie miałem ochotę tu siedzieć! Nie miałem ochoty na nich patrzeć i jedne co mnie zainteresowało to, to, że lekarz wniósł mnie na salę. Byłem taki mały... bezbronny... To nie sprawiedliwe, że nas pomylili! Czym ja sobie zawiniłem, że oddali mnie nie tym ludziom?!
- Gratulację to zdrowy chłopiec - powiedział lekarz i oddał mnie Veronice na co mały ja od razu zareagował i poruszył niespokojnie rączkami. Już w tedy wyczułem, że coś jest nie tak - pomyślałem po czym lekarz mówiąc coś jeszcze Helsingą opuścił pomieszczenie.
- Mówili, że ciąża jest zagrożona - mruknął Rick wbijając we mnie mordercze spojrzenie.
- Nie cieszysz się? Mamy drugiego synka - powiedziała cicho kobieta nie chcąc go rozzłościć.
- Samuel nam wystarczy - stwierdził marszcząc brwi - Ten bachor nawet nie jest do mnie podobny - fuknął a ja ze strachu się rozpłakałem wyczuwając, że to nie są moi rodzice. Oddajcie mnie im! - krzyknąłem w myślach, ale w tedy wizja się urwała i przede mną pojawiła się twarz Edwarda.
- Eric nie strasz - westchnął i pomógł mi wstać - Chcesz coś na uspokojenie? - dodał na co pokiwałem przecząco głową.
- Nie dzięki - odpowiedziałem przeciągając się a na mojej twarzy malowało się szczęście i ledwo powstrzymywałem się od łez szczęścia - To nie sen prawda? - wolałem się jeszcze raz upewnić.
- Nie! Wszystko dzieje się na prawdę - powiadomiła mnie siedząca na krześle Kiara przez co jeszcze bardziej się uśmiechnąłem.
- No to ja chcę teraz na przejażdżkę - powiedziałem i spojrzałem na siostrzenicę - Jedziesz? - dodałem na co skinęła głową. Szybko poszliśmy do stajni oraz osiodłaliśmy swoje wierzchowce, które też wyglądały zadowolone z mojego pomysłu. Nikt się nie pytał co i jak, bo po prostu wyruszyliśmy w stronę północy cwałem i zaczęliśmy podziwiać widoki.
*****
Byliśmy w środku lasu a wszędzie pokazywały się złote kolory. Niektóre drzewa straciły już sporo swoich liści tworząc przed nami piękny dywan przez co zachwycałem się jeszcze bardziej tą porą roku. Trochę się zamyśliłem i wyprzedziłem Kiarę. Pędziłem dość nieźle a widząc przed sobą jakąś postać ledwo co zatrzymałem Diabla oraz spojrzałem na młodego jeźdźca, który spadł z konia i przerażony uciekł głębiej w las. Miało koło 9 lat i aż mnie zdziwiło, że ktoś w tak młodym wieku tutaj wpadł. Jego koń uciekł gdzieś wystraszony.
- Gonimy go - stwierdziłem ruszając tuż obok niebieskookiej.

<Kiara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz