Reker dość długo nie wracał, więc powiedziałam dzieciakom że dzisiaj wcześniej kończymy zajęcia, z czego były zadowolone, bo zmęczyło je to strzelanie, gdyż kosztowało to je sporo nerwów! Musieliśmy jeszcze sprawdzić pracę domową dzieciaków tak jak obiecaliśmy... Wyszłam szybkim krokiem z klasy, kierując się na strzelnicę gdzie po drodze złapałam wujka Erica.
- Wujek, widziałeś Rekera? - spytałam zmartwiona, na co się zdziwił.
- Myślałem że jest z Tobą... Wybiegł niedawno ze strzelnicy i gdzieś pobiegł jak szalony - powiedział, na co zerwałam się biegiem w stronę naszego pokoju. Dlaczego zostawiłam ich samych?! Mogłam przewidzieć że coś się stanie! Idiotka ze mnie! warczałam wściekle w myślach i biegłam bardzo szybko. Dotarcie do pokoju, zajęło mi jakieś dziesięć minut, może troszkę dłużej...Kiedy tylko otworzyłam drzwi, zobaczyłam drżącego ukochanego pod kołdrą, czym się zmartwiłam, a gdy usłyszałam jego cichy szloch, to serce mi się normalnie krajało! Szybko zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam szybkim krokiem do łóżka, gdzie usiadłam i delikatnie odkryłam kołdrę, dzięki czemu mogłam zobaczyć załzawionego ukochanego.
- Rekuś kochanie co się stało?! - spytałam zmartwiona, tuląc go od razu do siebie, bo wiedziałam że teraz tego potrzebował. Zaczął wypłakiwać się na moim ramieniu i czułam wyraźnie jego cieknące łzy - Już dobrze Rekuś... Jestem! Jesteś bezpieczny kochanie... Nic Ci nie grozi! Jestem tutaj... - szeptałam mu spokojnie na ucho, głaszcząc po plecach, albo po głowie, ale bardziej po plecach, bardzo delikatnie.
< Reker? brak weny.... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz