wtorek, 25 kwietnia 2017

Od Kiary cd. Erica

Było mi przykro że wujek Eric przeżył podobne przeżycia co ja... Oboje straciliśmy przyjaciół, którzy byli bliscy naszemu sercu, gdyż traktowaliśmy ich jak członków rodziny! A widząc jego łzy, wiedziałam co czuje, bo też czułam się jakby ktoś wyrywał mi serce z klatki piersiowej, albo próbowało zmiażdżyć! Przywódcy gangów nie powinni płakać, lecz my też jesteśmy w końcu tylko ludźmi, a nie niezniszczalnymi herosami! przeszło mi przez myśl. Nagle stałam się taka dziwnie słaba... Normalnie jakby ktoś wypompował ze mnie całą energię!
W końcu opadając na szczęście na łóżko, a nie twarzą na podłogę, zasnęłam i znalazłam się po chwili w pustce, gdzie znalazł się tez i wujek Eric. Ocho... Oby nie było wpierdzielu za gang! Pomyślałam sobie spanikowana z lekka, a po chwili zjawili się Sawowie. Moi dziadkowie, a wujka Erica przyszywani rodzice... Widząc jak dziadkowie pojawili się przed nami, miałam nogi jak z waty normalnie! Momentalnie pobladłam, tak samo jak wujek i chcieliśmy się wycofać, lecz nagle za nami pojawiła się ściana, tym samym uniemożliwiając nam ucieczkę, a my to już w ogóle zbladliśmy ze strachu i miałam ochotę zemdleć!
- Ericku, Kiaro, nie bójcie się! My wszystko wiemy... - westchnęła babcia, na co upadłam na tyłek, bo nogi mi już zwyczajnie nie wytrzymały.
- No to mogę sobie kopać grób! - jęknęłam przerażona.
- Tak jak myślałem... To nie był płot Eric, wtedy gdy tak krwawiłeś! - odezwał się dziadek, na co tym razem Eric upadł na tyłek obok mnie.
- To był płot.. - wyszeptał.
- Nie kłam Eric... - westchnął dziadek - Widzieliśmy Twoje wspomnienia, jak po samą rękojeść dostałeś w brzuch od szefa gangu! - powiedział, a ja spojrzałam zdziwiona na wujka, który był nieźle zmieszany.
- Masz szczęście że Cię nie zabił synuś! - powiedziała spanikowana lekko babcia.
- Ale żyję! - powiedział, na co dziadkowie pokiwali rozbawieni głowami z niedowierzaniem.
- Gryzie was śmierć przyjaciół widzimy - westchnął dziadek i mnie do siebie przytulił, tak samo jak babcia wujka Erica - Nie obwiniajcie się już, bo to nie wasza wina! - powiedział dziadek.
- Nie mogliście tego przewidzieć! Nie jesteście jasnowidzami... Gdybyście wiedzieli, to od razu byście tam pognali, lecz nie wiedzieliście, ani w żaden sposób nie mogliście się domyślić! - dodała babcia.
- Tak to już niestety jest w życiu... Nie obwiniajcie się o coś, na co nie mieliście żadnego wpływu! - westchnął dziadek - Jesteście dobrymi ludźmi, którzy prowadzą swoje gangi i obóz najlepiej jak tylko potraficie, by wszystkich ochronić i zapewnić im lepsze życie, a tylko nieliczni mają na to siłę! - powiedział stanowczo dziadek.
- Musicie ruszyć naprzód i nie oglądać się za siebie, bo to was niszczy! Zróbcie to dla swoich przyjaciół i idźcie dalej przed siebie dumnie i pewnie przez życie... Oni by tego chcieli - odezwała się znowu babcia.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić... To wciąż strasznie boli - powiedziałam cicho ze smutkiem, a wtedy dziadkowie zniknęli, szeroko się do nas uśmiechając i... i... zobaczyliśmy Zacka i chyba tego Artema! Od razu w oczach pojawiły mi się łzy i cofnęłam się o kilka kroków, jakby ktoś mnie spoliczkował i nie wiedziałam czy to się dzieje naprawdę - Zack... - szepnęłam ledwie, na co się uśmiechnął łagodnie.

< Eric? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz