Było mi przykro że wujek Eric przeżył podobne przeżycia co ja... Oboje straciliśmy przyjaciół, którzy byli bliscy naszemu sercu, gdyż traktowaliśmy ich jak członków rodziny! A widząc jego łzy, wiedziałam co czuje, bo też czułam się jakby ktoś wyrywał mi serce z klatki piersiowej, albo próbowało zmiażdżyć! Przywódcy gangów nie powinni płakać, lecz my też jesteśmy w końcu tylko ludźmi, a nie niezniszczalnymi herosami! przeszło mi przez myśl. Nagle stałam się taka dziwnie słaba... Normalnie jakby ktoś wypompował ze mnie całą energię!
W końcu opadając na szczęście na łóżko, a nie twarzą na podłogę, zasnęłam i znalazłam się po chwili w pustce, gdzie znalazł się tez i wujek Eric. Ocho... Oby nie było wpierdzielu za gang! Pomyślałam sobie spanikowana z lekka, a po chwili zjawili się Sawowie. Moi dziadkowie, a wujka Erica przyszywani rodzice... Widząc jak dziadkowie pojawili się przed nami, miałam nogi jak z waty normalnie! Momentalnie pobladłam, tak samo jak wujek i chcieliśmy się wycofać, lecz nagle za nami pojawiła się ściana, tym samym uniemożliwiając nam ucieczkę, a my to już w ogóle zbladliśmy ze strachu i miałam ochotę zemdleć!
- Ericku, Kiaro, nie bójcie się! My wszystko wiemy... - westchnęła babcia, na co upadłam na tyłek, bo nogi mi już zwyczajnie nie wytrzymały.
- No to mogę sobie kopać grób! - jęknęłam przerażona.
- Tak jak myślałem... To nie był płot Eric, wtedy gdy tak krwawiłeś! - odezwał się dziadek, na co tym razem Eric upadł na tyłek obok mnie.
- To był płot.. - wyszeptał.
- Nie kłam Eric... - westchnął dziadek - Widzieliśmy Twoje wspomnienia, jak po samą rękojeść dostałeś w brzuch od szefa gangu! - powiedział, a ja spojrzałam zdziwiona na wujka, który był nieźle zmieszany.
- Masz szczęście że Cię nie zabił synuś! - powiedziała spanikowana lekko babcia.
- Ale żyję! - powiedział, na co dziadkowie pokiwali rozbawieni głowami z niedowierzaniem.
- Gryzie was śmierć przyjaciół widzimy - westchnął dziadek i mnie do siebie przytulił, tak samo jak babcia wujka Erica - Nie obwiniajcie się już, bo to nie wasza wina! - powiedział dziadek.
- Nie mogliście tego przewidzieć! Nie jesteście jasnowidzami... Gdybyście wiedzieli, to od razu byście tam pognali, lecz nie wiedzieliście, ani w żaden sposób nie mogliście się domyślić! - dodała babcia.
- Tak to już niestety jest w życiu... Nie obwiniajcie się o coś, na co nie mieliście żadnego wpływu! - westchnął dziadek - Jesteście dobrymi ludźmi, którzy prowadzą swoje gangi i obóz najlepiej jak tylko potraficie, by wszystkich ochronić i zapewnić im lepsze życie, a tylko nieliczni mają na to siłę! - powiedział stanowczo dziadek.
- Musicie ruszyć naprzód i nie oglądać się za siebie, bo to was niszczy! Zróbcie to dla swoich przyjaciół i idźcie dalej przed siebie dumnie i pewnie przez życie... Oni by tego chcieli - odezwała się znowu babcia.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić... To wciąż strasznie boli - powiedziałam cicho ze smutkiem, a wtedy dziadkowie zniknęli, szeroko się do nas uśmiechając i... i... zobaczyliśmy Zacka i chyba tego Artema! Od razu w oczach pojawiły mi się łzy i cofnęłam się o kilka kroków, jakby ktoś mnie spoliczkował i nie wiedziałam czy to się dzieje naprawdę - Zack... - szepnęłam ledwie, na co się uśmiechnął łagodnie.
< Eric? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz