Walka była zaciekła! Wszędzie co po chwilę wybuchały granaty, słychać było strzały, krzyki ludzi, dookoła panował najprawdziwszy chaos... Wszędzie ciała, krew, przestraszeni ludzie uciekali w popłochu wraz z młodymi, których później i tak dopadali Anarchy albo Smoki, gdyż odciągali ich w bezpieczne miejsce. Co prawda i tak się niektórzy szarpali w panice, lecz byliśmy silniejsi od nich... Walka trwała może z trzydzieści minut, jak nie mniej, bo strzały, wybuchy i krzyki dość szybko ucichły.
Ludzie byli co prawda przerażeni z Tiger Fury ale oszczędziliśmy nawet dużo osób, bo z tego co mi powiedział Ramon, to 250 jakoś. Było 80 mężczyzn, 90 kobiet i 80 dzieci. Zobaczyłam że nigdzie nie ma wujka, wiec zaczęłam się niepokoić, oraz nerwowo chodzić po już raczej zniszczonym i kompletnie do niczego "obozem". Szukałam go jakieś osiem minut, lecz w końcu go znalazłam! Był pod jakimś budynkiem i przecierał oczy jakby coś mu się w nie stało, dlatego szybko do niego podbiegłam zmartwiona.
- Wujek co się dzieje? - spytałam zmartwiona - Tylko nie kłam! - dodałam ostrzegawczo.
- Eh... Dostałem granatem błyskowym po oczach, no i... nic nie widzę... Tylko czerń... - powiedział a ja aż zdębiałam!
- Jest z Tobą jak wtedy z Tiją?! Że kompletnie nic nie widziała? - spytałam w miarę spokojnie, choć serce waliło mi jak szalone!
- Tak... Nic nie widzę! Pewnie przejdzie niedługo, ale raczej nie trafię do bazy sam - westchnął ciężko, nadal przecierając i mrugając oczami, jakby próbował zetrzeć z nich jakieś dziadostwo.
- Jedziesz ze mną na koniu i bez dyskusji! - powiedziałam, pomogłam mu wstać, a w tym czasie przyleciał też Robert, któremu po krótce powiedziałam co się stało. Zadecydowaliśmy że ocalali pojadą z nami, bo teraz są narażeni na pewną śmierć niestety, gdyż zapewne zaatakowały by ich inne gangi lub zaatakowały zombie, które zwabiły strzały i wybuchy...
Przywołałam Feniks, który szybko do mnie przydreptał i raczej pojął co się dzieje, gdyż był spokojny i zaakceptował innego jeźdźca na grzbiecie. Co prawda wujek Eric już na nim jeździł, ale nigdy nie wiadomo jak zareaguje zwierzę... Usiadłam za wujkiem w siodle, który przywołał Diabla, a widząc swojego pana na grzbiecie swojego kolegi ze mną, patrzył z niepokojem na swego pana. Robert wydał rozkaz ludziom ze wracamy, tak samo jak ja swoim, tyle że moi po drodze wrócili na swoje tereny razem ze mną. Robert wydał rozkaz ludziom by wracali, podczas gdy on pojechał ze mną i wujkiem do "siedziby" Smoków.
Cóż... Dzieciaki które wyjdą też z narkozy, lepiej żeby zobaczyły przy sobie kogoś z ich gangu z przywódców, bo inaczej chyba by nam za zawał padli! Byłą też trójca święta, która pewnie przy nich czuwała, bo przecież to ich koledzy! Zabrałam wujka szybko do "pokoju", który został mu przydzielony i sama opatrzyłam mu oczy.
- I jak? - spytał.
- Odzyskasz wzrok, tylko potrzeba troszkę czasu, ale na pewno dużo mniej niż Tija! Może za kilka dni Ci wróci... - powiedziałam owijając mu bandaż wokoło oczu. Pogadaliśmy trochę, zjedliśmy, po czym wujek zasnął, gdyż adrenalina mu bardzo szybko opadła, a po lekach uspokajających, które mu przemyciłam w jedzeniu szybciej się uspokoił. Zostawiłam w jego pokoju Lorda, żeby w razie czego go pilnował czy pomógł mu chodzić, a sama wróciłam do swojego pokoju z Hrabią. Kiedy tylko wkroczyłam do moich czterech ścian, zauważyłam miecz katana, mojego przyjaciela, który gdy umierał, oddał mi go...
Był wielkim wojownikiem oraz członkiem gangu. Był dobrym człowiekiem, który sam mnie wyszkolił w wojowaniu kataną oraz często ze sobą walczyliśmy w szermierce, bo to uwielbialiśmy, a zawsze się też i nieźle razem uśmialiśmy! Niestety... Umarł mi na rękach, gdyż nie zdołałam go obronić i dostał dwa strzały blisko serca i w brzuch. Zack przepraszam że wtedy nie zdołałam Cię obronić i Ci pomóc... przeszło mi przez myśl i położyłam się na łóżku, gdzie szybko zasnęłam, po dzisiejszych wydarzeniach.
< Eric? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz