-Aha…-zamilkłem, nie wiedząc co powiedzieć Markowi, odwróciłem głowę, jednak Mark złapał mnie za ramie.
-A ty? Z tego, co widziałem świetnie całujesz… może…-mówił, zbliżając się do mnie z twarzą.
Spanikowałem i odskoczyłem od niego, jednak widząc jego zranioną twarz, wymyśliłem na poczekaniu jakoś wymówkę.
-Słyszałeś to?! Chodź sprawdzić!
Szybko pobiegłem w stronę schodów i zniknąłem za rogiem, słychać było tylko stukanie moich stup o prowizoryczne schody. Na szczęście Mark łyknął to, co powiedziałem i zbiegł zaraz za mną. Wyjrzeliśmy na zewnątrz. Wszystko było w największym porządku, jedynie parę osób zerkało na nas, myśląc pewnie „Co to za debile biegają po schodach?!”.
-Nic się niedzieje....-stwierdził Mark, po czym zapał mnie za ramie, starałem się ukryć falę obrzydzenia, jednak na daremno, zatrząsłem się, a jego ręka spadła.
-Brr! Co za dreszcz... mam dziwne przeczucie, że stało się coś złego! Choć poszukamy Rekera-wykrztusiłem, po czym nie czekając, zacząłem szukać naszego dowódcy.
Po półgodzinnych poszukiwaniach doszliśmy do wniosku, że Rekera nie ma. Trochę poddenerwowany zacząłem pytać ludzi, czy wiedzą gdzie mógłby pójść.
Już po chwili, parę osób zaczęło szukać go z nami. Ewar, który w BRAVO jest od samego początku, podsunął nam, że Reker najpewniej jest w lesie.
-Ja pierdole!-pomyślałem zdenerwowany-Lepszego miejsca na śmierć nie mógł wybrać?! Pewnie już zabił go, chociażby taki dzik!
-Dobra jest nas razem ze mną czterech... więc ruszajmy się, dopóki jasno-Rozkazał Derek i wszyscy ruszyliśmy w stronę lasu.
Po drodze w dość sporej odległości od nas dostrzegliśmy, stado jeleni i saren, dawno nie spacerowałem po lesie, więc miło było popatrzeć na takie słodziutkie, włochate zwierzątka. Nagle całe stado, zaczęło biec wprost na nas w dzikim szale i przerażeniu.
-Za drzewa!- Wrzasnąłem szybko, a wszyscy starali się uniknąć spotkania z kopytami pędzących saren.
Niestety usłyszeliśmy ten najgorszy na świecie dźwięk, dyszenie zombii. Nie ma się co dziwić, że tak się spłoszyły. Derek od razu skoczył w ich stronę, reszta zaraz po nim. Wyciągnąłem jeden z noży do rzucania, zamachnąłem się i z całej siły rzuciłem nim, celując w głowę zombii. Trysnęła tylko krew i na ziemie spadło już bezwładne ciało.
Po rozprawieniu się z nieumarłymi szliśmy dalej przed siebie, naszą uwagę zwróciła dopiero ambona myśliwska, w której na sto procent musiał schować się Reker, by chociażby bezpiecznie przenocować.
-Jest!-zawołałem krótko i wszyscy teraz przedzieraliśmy się przez krzaki. Od razu usłyszeliśmy jak czujny Reker, już w gotowości do strzału czai się z bronią w ręku.
No już spokojnie Reker, bo nas wszystkich pozabijasz - zaśmiał się Derek, po czym wszyscy lekko się śmiejąc opuścili krzaki.
- Co wy tutaj robicie? - powiedział znudzony, po czym zeskoczył do nas na dół.
-Ładny skok...-pomyślałem, po czym otrząsnąłem się, by udzielić odpowiedzi.
- Przepadłeś jak kamień w wodę, to poszliśmy cię szukać.
- Jak widać jakoś żyję...-skwitował, patrząc się w niebo, zaraz po tym usłyszeliśmy lecący pocisk, który z łatwością przebił skórę Rekera. Znowu... znowu, ktoś stąpa jedną nogą po drugiej stronie świata. Już po chwili osunął się na ziemię i wydusił z siebie ostatnie słowa, po czym zemdlał.
Szybko obróciłem go brzuchem do góry, został postrzelony w klatkę piersiową, co dość utrudniało sprawę i to dość blisko serca, jednak na nasze szczęście pocisk nawet go nie musnął.
-Szybko dajcie tu jakiś kawałek miękkiego plastiku!-Krzyknąłem i już po chwili dość mały kawałek plastiku znalazł się w moim posiadaniu. Na szczęście rana strasznie nie krwawiła, jednak na pierwszy rzut oka widać było, że jedno z płuc jest przebite.
-Mamy folie?-rzuciłem szybko, a wszyscy popatrzyli na mnie jak na idiotę.
-A po co ci?!-Zapytał Derek nieco podejrzliwie.
-Po prostu daj!
Gdy miałem już wszystko, co najpotrzebniejsze, przystąpiłem do „operacji”. Owinąłem szczelnie dziurę w płucu Rekera wspomnianą folią, co od razu poskutkowało, gdyż jego oddech stał się głębszy i nie brzmiał on już jak duszony kot.
-Zróbcie jakieś nosze...-poprosiłem i ponownie zająłem się Rekerem.
Włożyłem bawełniany opatrunek do środka rany i wszystko zamknąłem kawałkiem plastiku, tak by żadne gówno spadające z drzewa nie zanieczyściło rany.
Teraz zostało nam tylko zmierzać do bazy, gdzie dostanie ciut lepsze warunki, bo o lepszej opiece w bazie duchów może jedynie pomarzyć, jednak żeby wszystko dobrze poszło, musimy się tam znaleźć jak najszybciej, ponieważ ciało obce (opatrunek) może pogorszyć sprawę. W końcu to pierwsza pomoc, która pomaga jednak czasem z odwrotnym skutkiem, bo przecież Reker mógłby być uczulony na bawełnę i najpewniej umarłby.
-Ewar, możesz wrócić do reszty i zaprowadzić ich do bazy? To koniec akcji, nie ma dowódcy...
Ewar nic nie mówiąc, ruszył w stronę opuszczonego budynku, w którym aktualnie znajdowała się reszta drużyny.
Położyliśmy Rekera na prowizorycznych noszach i zaczęliśmy maszerować w stronę bazy.
Bo paru godzinach byliśmy na miejscu, od razu przywitał nas przerażony William, którego na szczęście udało się spławić. Teraz Reker leżał w sali, właśnie zmieniałem mu opatrunek, jednak nagle zauważyłem jakąś płaczącą dziewczynę biegnącą w stronę sali. Od razu oderwałem się od pracy i podbiegłem do drzwi.
-Nie możesz tu wejść!-powiedziałem stanowczo i starałem się zamknąć drzwi, jednak ona nie ustąpiła.
-Mogę!-wrzasnęła i z całej siły zaczęła pchać drzwi.
-Nie!-syknąłem, po czym zaparłem się nogami i już miałem zamknąć drzwi, gdy usłyszałem pikanie aparatury, od razu puściłem drzwi i podbiegłem do stołu. Oczywiście ona weszła i jeszcze bardziej zaczęła się drzeć, gdy zobaczyła Rekera z otwartą klatką. Starałem się na nią nie zwracać uwagi. I robiłem swoje, tak jak myślałem, jego ciało powoli zaczynało się bronić, przed opatrunkami, przez co Reker aż dostał gorączki.
-Jezu kobieto wyjdź!-rozkazałem, jednak ona zachowywała się, jakby mnie nie słyszała, tylko przewróciłem oczami. Pozmieniałem parę rzeczy i już stan Rekera był ustabilizowany.
Podniosłem głowę i zobaczyłem, jak dziewczyna podchodzi do niego z rękami, od razu chwyciłem ją za nadgarstek i odsunąłem od ciała Rekera.
-Nie dotykaj go! Weź po prostu wyjdź!-warknąłem znowu, gdyż nie lubię, jak ktoś skutecznie chce przeszkodzić mi w pracy.
Tym razem dziewczyna odpuściła i powoli, ale jednak zaczęła opuszczać pomieszczenie. Po chwili zostałem sam, postanowiłem, że będę pilnował stanu Rekera, gdyż jak już się przekonałem, w jednej chwili może się zmienić. Mimo starań po dłuższej chwili zasnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz