poniedziałek, 12 grudnia 2016

Od Seleny do Jim'a

Gwałtownie otworzyłam oczy. Jasne światło poraziło mnie, gdy rozglądałam się po sali. Leżałam na szpitalnym łóżku, obok stała aparatura, do której byłam podłączona. Cały pokój był jasno-biały, pusty, jeśli nie liczyć łóżka, na którym leżałam. Rozejrzałam się w poszukiwaniu.. czegokolwiek, gdy drzwi do sali otworzyły się. Weszło dwóch lekarzy w białych kitlach, a za nimi kilku silnych pielęgniarzy. Wyczuwając zagrożenie zaczęłam się szarpać, jednak byłam przywiązana do łóżka rzemieniami. Jeden z lekarzy w sali, zauważając moją reakcje, uśmiechnął się chłodno.
- Na twoim miejscu, nie próbował bym. Nawet jeśli jakimś sposobem uda ci się zerwać pasy, strażnicy obezwładnią Cie, nim zdążysz cokolwiek powiedzieć.
- Ile czasu tu jestem?
- Spokojnie, dosyć krótko. Tylko jakiś miesiąc, może krócej.
Miesiąc? Jakim cudem byłam tak długo nieprzytomna? Miałam ochotę rzucić sie na nich z pięściami, tak żeby ci wszyscy pojebańcy umierali się w cierpieniach, jednak jest ale. Co wtedy? Nie wiem jak stąd uciec, ale przecież nie będę czekać.
- Przeprowadziliśmy na tobie kilka badań, jednak to nie koniec - powiedział jeden z lekarzy
-Czego ode mnie chcecie? Czemu akurat ja? - wycedziłam przez zęby.
- Masz bardzo ciekawą.. osobowość? Jesteś wyjątkowo silna i wyjątkowo odporna na choroby. Twoje rany goją się prawie błyskawicznie, kilka dni i jesteś w pełnej formie, ale to nie wszystko - cmoknął - A robił ci już ktoś kiedyś jakieś badania?
- A spuścił ci ktoś kiedyś wpierdol? - zmrużyłam oczy
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
- Teraz złotko damy ci coś hm.. odprężającego - powiedział z miłym uśmiechem sięgając po strzykawkę
Przybliżył ją do mojej szyi i wziął zamach. Z moich ust w jednym momencie wydobył się głośny krzyk, który w pewnej chwili zamienił się w przeraźliwy pisk. Rozerwałam pasy, używając do tego całej swojej siły. Zerwałam się z łóżka taranując wszystkich i wszystko co stanęło mi na drodze. Rzuciłam się do wyjścia. Pokonałam kilku strażników jednak, nie miałam przy sobie żadnej broni poza pięściami. Znalezienie wyjścia było jak szukanie igły w stogu siana. W końcu natknęłam się na zielone drzwi z ogromnym napisem ‘'EXIT''. Genius! Wybiegłam prosto na deszcz, a moje bose stopy ślizgały się na każdym stopniu schodów. Rwący ból w plecach nie pozwalał mi biec. Pewnie przypominałam to postrzeloną kaczkę, która spierdala przed myśliwym. Jakimś cudem nikt mnie nie gonił, co trochę niepokoiło. Zatrzymałam się w lesie ocierając oczy z łez ( na szczęście nikt nie widział, że płaczę ) i poczułam ponownie silne uderzenie w tył głowy. Upadłam na mokrą ziemię, jedyne co słyszałam to walka i jakiś znajomy głos. Straciłam przytomność.

Koszmary były nie do zniesienia. Modliłam się o śmierć lub o to żeby w końcu się obudzić. Z chwili na chwilę odzyskiwałam świadomość. Czułam jak silne dłonie obejmują mnie i gdzieś niosą. Nie wiedziałam kim jest ta osoba, jednak nie miałam siły nawet otworzyć oczu, a co dopiero walczyć. Poczułam znajomy zapach. Stacja? Tego smrodu potu połączonego z ołowiem i tytoniem chyba nie można pomylić z niczym innym. Prawdopodobnie ktoś mnie uratował. Zbierałam siły, żeby móc otworzyć oczy, ale udało mi się to dopiero wtedy, gdy mój wybawca położył ją na łóżko. Rozejrzałam się niespokojnie po pomieszczeniu. Mój wzrok spoczął na mężczyźnie, który stał przy oknie odwrócony do mnie plecami. Miałam problem z rozpoznaniem go, dopiero po chwili zrozumiałam, że to Jim.
- Masz cholerne szczęście, że miałem dziś wyjątkowo dobry humor - odezwał się znudzonym głosem - Pierwszy i ostatni raz ratuję ci dupę - westchnął odwracając się w moją stronę
- Nie musiałeś, dałabym sobie radę - odpowiedziałam próbując się podnieść, jednak silny ból pleców uniemożliwił mi moje plany

< Jim? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz