czwartek, 8 grudnia 2016

Od Reker'a cd. Kiary

Po męczącym treningu i niestety braku kolacji ruszyłem do pokoju. Szedłem zamyślony nad planem jutrzejszej misji i przez przypadek wpadłem na Olivera, który nie był zaskoczony naszym nagłym spotkaniem...
- Wybacz... - zacząłem cofając się parę kroków od mężczyzny.
- Niech zgadnę jesteś zmęczony? - zapytał przeczesując swoje blond włosy.
- Tak... Miałem zamiar się już położyć więc jeśli pozwolisz udam się już do siebie - odparłem przecierając prawe oko.
- Niech ci będzie, porządnie się wyśpij, bo jutro nie będzie czasu! - rzekł na odchodnym.
Kiedy dotarłem do swojego pokoju od razu rzuciłem się na łóżko i zasnąłem...
****
Obudziło mnie ostre pukanie w drzwi, popatrzyłem na zegar, na którym widniała jakże późna godzina piąta trzydzieści. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w  swój mundur. Na szczęście łazienkę miałem w pokoju i nie musiałem jakoś się sprężać z tą czynnością. Kiedy wyszedłem z pokoju od razu skierowałem się schodami na parter. Szedłem tak szybko, że tylko jedna osoba mogła mnie teraz zatrzymać, a była nią Kiara... Gdy ją zobaczyłem od razu przyległem do ściany a serce zaczęło mi bić jak oszalałe, dzięki Bogu mnie nie zauważyła i ruszyła w dalszą drogę. Gdybym zaczął z nią teraz rozmawiać znowu zacząłbym się jąkać i pokazał bym się znowu ze strony totalnego idioty... 
****
Kiedy wyszedłem już z budynku pierwsze co zobaczyłem to moich towarzyszy... Ramireza nawet lubiłem, ale tego całego Lou czy jak mu tam miałem ochotę udusić. Za nimi radośnie prychały dwa młode konie... Czyli sam muszę iść do stajni... - westchnąłem w myślach i skierowałem się po swojego wierzchowca. Niestety moja ulubiona klacz była chora i musiałem wybrać sobie jednego z terenowców, a mój wybór trafił na karego ogiera. 
****
Po omówieniu wszystkich szczegółów obserwacji wrogiego obozu wyruszyliśmy na pustkowia... Mieliśmy wrócić jeszcze tego samego dnia co obiecałem nawet Wiliamowi! Cała podróż minęła w ciszy, nikt nie śmiał się odezwać... W sumie to nie mieliśmy nawet o czym gadać więc wyszło nam to na dobre. Kiedy dotarliśmy pod terytoria Trupów ukryliśmy swój środek transportu w bezpiecznym miejscu i każdy z nas udał się do swoich punktów obserwacyjnych i zaczęliśmy swoją misję.
****
Wpatrywaliśmy się przez lornetki w stacje metra i tereny pobliskie, ale nikogo nie mogliśmy zobaczyć. Słońce zachodziło już za horyzont i stwierdziłem, że misja się nie powiodła... Spędziliśmy cały dzień w piachu na marne... - dręczyłem się w myślach
- Dobra zbieramy się i tak dzisiaj nic nie zobaczymy - zarządziłem podnosząc się z ziemi, lecz kiedy się odwróciłem ujrzałem za sobą czterech mężczyzn szczerzących się upiornie do mnie,
-Ну, кто тут у нас? Добро пожаловать в ад, товарищ! - wybełkotał jeden z nich po rosyjsku i uderzył mnie tak mocno w twarz, że straciłem przytomność
****
Obudziłem się przez krzyki jednego z nich... Byłem przywiązany do krzesła, a nade mną stał jakiś mężczyzna. Ubrany był w radziecki mundur i głupio się do mnie uśmiechał...
- ну, здравствуйте, наконец-то - powiedział coś po innym języku
- Nie rozumiem waszego języka... - odparłem zgodnie z prawdą.
- A teraz? - wymamrotał pod nosem.
- Nawet - odpowiedziałem ostro.
- Nie tak ostro! Może przejdźmy od razu do sedna... Co robicie na naszych terenach! - krzyknął a ja nic nie odpowiedziałem - Gadaj - dodał uderzając mnie w twarz.
- Nie... - mruknąłem pod nosem.
- A więc tak stawiasz sprawę... No to się zabawimy! Zabawa będzie trwała do puki nie odpowiesz na wszystkie moje pytania albo  zdechniesz! - krzyknął i rozciął mi policzek nożem. Wszystkie uderzenia były tak bolesne, że zwijałem się z bólu, jednak nie musiałem długo przez to przechodzić, bo po niecałych 15 minutach zemdlałem...
~**~
Dzień zlewał się z nocą... Nie wiedziałem ile już tu jestem, ale na pewno więcej niż dwa dni. Nie ufałem już nikomu, liczyło się tylko to, że jeszcze żyję... Krew ściekała mi z twarzy a na całym ciele widniały liczne rany, które nie miały zamiaru same z siebie się zagoić... Nagle usłyszałem krzyki i strzały broni... Chwile później drzwi od pomieszczenia otwarły się i można było zobaczyć w nich kobiecą sylwetkę.
- K-kiara - wyszeptałem cicho i zemdlałem. Tylko ona przyszła mi namyśl....

<Kiara? :3 Trudne sprawy xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz