sobota, 10 grudnia 2016

Od Nick'a cd. Eri

- Wszystko w porządku? – spytała, na co ja odpowiedziałem szybkimi machnięciami głowy przecząco.
Postać podeszła bliżej, wyglądała na zaskoczoną, zresztą jak każdy, gdy jest w walącym się budynku i widzie nieuciekającego człowieka, ja jednak nie mogłem zostawić Klifa na pastwę losu, nie mogłem! Lecz przez zebrany pył w płucach wydychałem lekko białą chmurkę z pyłem, i ogólnie ciężko mi się oddychało, moje płuca zdawały się byś bardzo ciężkie, na tyle żebym co jakiś czas sam się podduszał, czułem, że jestem coraz bardziej niedotleniony, jednak pomimo tego dzielnie pilnowałem, by pies nie zamykał oczu.
Dziewczyna nic nie mówiąc zaczęła biegać po pokoju, nie miałem siły by zacząć wołać ją o pomoc, zresztą już to robiła więc po co jeszcze bardziej się męczyć?
Po chwili kobieta znalazła długi, gruby pal i włożyła pod wielki kawałek tynku, tak by utworzyć dźwignie. Starała się sama uporać z wielkim tynkiem, jednak nie miała wystarczająco dużo sił, by choć trochę ulżyć Klifowi.
- Mógłbyś mi pomóc? – spytała, odsłaniając resztę kija, mimo wielkiego oporu ze strony nóg udało mi się wstać, delikatnie ułożyłem łeb psa na podłodze, wcześniej czyszcząc ten, konkretny kawałek z jakiś niebezpiecznych odłamków. Podszedłem do niej i razem ponownie spróbowaliśmy uratować Klifa.
Jednak mimo wszelkich starań nie udawało nam się to, dopiero gdy oboje całym ciałem naskoczyliśmy na pal, tynk uniósł się na tyle wysoko by uwolnić psa. Ten wyczołgał się sod niego nie mogąc poruszać obiema tylnymi nogami, szybko puściłem trzeszczący pod naporem pal i przytuliłem uratowanego przyjaciela. Mimo słabej widoczności i gryzącego w oczy pyłu dostrzegłem, że pomagająca mi kobieta ucieka, przeskakując przez kolejne przeszkody.
-Czekaj!-zawołałem, na wpół nieprzytomny i ponownie oparłem się o kupkę, po nagłym ataku kaszlu.
Miałem nadzieję, że dziewczyna usłyszała moje wołanie, gdyż już po chwili, wszystko wokół mnie zaczęło się kręcić i powoli odchodząc w czerń zbliżających się mroczków, tym razem wiedziałem , że nie dam rady utrzymać przytomności i tylko od dziewczyny zależy czy przeżyje. Klif wyczuwa wszy krytyczną sytuację, pobiegł w ślad za nieznajomą, a ja nie wiedząc co się dzieje, powoli zamykałem oczy, odchodząc do innego świata. Pies mimo zmiażdżonych nóg i ciągłych wywrotek starał się dogonić dziewczynę.
-Klif..-wymamrotałem niesłyszalnym głosem, po czym odpłynąłem, jedyna nadzieja pozostała w Klifie biegnącym po jedyną pomoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz