wtorek, 6 grudnia 2016

Od Kiary Cd. Reker’a

Nie wiedząc jak, nagle obudziłam się w skrzydle medycznym… Ból który przeszył moje ciało był tak potworny że prawie krzyknęłam z bólu. Wydobyłam z siebie tylko cichy i długi jęk, morząc przy tym oczy. Po chwili poczułam ukłucie w lewą rękę i ból zniknął. Odważyłam się otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje. Zobaczyłam tego samego lekarza, którzy opatrywał mnie ostatnim razem. Pochylała się nade mną przez chwilę, by nagle się odwrócić. Coś do kogoś powiedział lecz ja nie potrafiłam rozszyfrować co… Zmysły jeszcze nie działały prawidłowo, lecz stopniowo i powoli wszystko zaczęłam słyszeć, widzieć i czuć na nowo.
Patrzyłam się w sufit, gdy nagle poczułam, ze ktoś złapał mnie za rękę… Odwróciłam ledwie głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Williama! No to ładnie! – pomyślałam.
- Dziecko… masz szczęście że żyjesz! – odezwał się nagle z troską w głosie.
- Jak się tu znalazłam? – wychrypiałam ledwie.
- Reker cię przyniósł, choć sam ledwie żyje. – powiedział prawdę. – Kazał Cię przeprosić! – odezwał się nagle. Spojrzałam na niego zdziwiona lecz zaraz tylko kiwnęłam na to głową i zamknęłam po chwili oczy, że nie dam razy już rozmawiać i utrzymać przytomności, więc William puścił moja rękę i wyszedł.
Minęło może z dwadzieścia minut, gdy otworzyłam ponownie oczy. Pokój był lekko zaciemniony, co oznaczało, że lekarze myśleli że śpię i chcieli żebym lepiej wypoczęła. Ja jednak podniosłam się i spuściłam nogi z łóżka. Musiałam porozmawiać z Rekerem! Środek przeciw bólowy jeszcze działał, co pozwalało mi na poruszanie się, lecz wiedziałam, że niedługo przestanie działać, bo byłam zbyt ciężko ranna a lek, który mi wstrzyknięto, miał tylko na chwile zaspokoić ból, bo trzeba było oszczędzać leki w tych czasach!
Ledwie wyczołgałam się z pokoju. Nogi nie za bardzo chciały mnie słuchać i dziwnie się uginały pod moim ciężarem, co zapewne było spowodowane dużej i nagłej utraty krwi… Jakoś udało mi się niezauważenie wyjść ze skrzydła medycznego i skierowałam się do pokoju chłopaka.
Gdy tylko w nich stanęłam, zobaczyłam, że jest w złym stanie… Nie tylko fizycznym ale i Tez psychicznym! Czułam się temu winna, bo znowu przysporzyłam mu kłopotów! Dziwiło mnie, że mnie uratował, bo myślałam że lepiej będzie, jeśli zniknę mu z oczu na zawsze, tak jak wszystkim… Weszłam powoli do jego pokoju i ból dał o sobie znać. Lek przestawał działać, co mnie paraliżowało.
Reker myślał, że to William stoi w drzwiach i darł się żeby go zostawił w spokoju. Był skulony i wiedziałam, że płakał! Po chwili spojrzał w stronę drzwi, gdzie stałam ja…
- Mogę zostać? – spytałam siego niepewnie, na co on kiwną tylko twierdząco głową.
Zamknęłam drzwi i osunęłam się na podłogę z dużym jękiem po ścianie, trzymając się za brzuch, naprzeciwko niego. W pokoju panował pół mrok lecz ani mnie, ani jemu to nie przeszkadzało!
- Przepraszam za wszystko… - odezwałam się nagle – Przysporzyłam Ci tylko samych kłopotów i w dodatku Cię uderzyłam i sprowokowałam… Nie chciałam wtedy tego zrobić, lecz coś wtedy we mnie pękło! Nie chciałam z Tobą walczyć… Przepraszam! – powiedziałam smutnym głosem. – Dlaczego mnie uratowałeś? – spytałam się w końcu, wpatrując się w swoje ugięte kolana.

< Reker? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz