niedziela, 11 grudnia 2016

Od Kiary cd. Reker’a

Nagle usłyszałam głośny huk, gdy leżałam a w zasadzie to aż dwa, co mnie przeraziło! Otworzyłam gwałtownie zaspane oczy i zerwałam się na równe nogi, biegnąc w stronę gabinetu Williama. Olivier nawet nie zdążył mnie zatrzymać, tylko biegł za mną. Otworzyłam z hukiem drzwi na oścież i biegłam do gabinetu, widząc jak Reker krwawi…
- Coś mu zrobił?! - wrzasnęłam podtrzymując się ściany. Gorączka trochę spadła lecz i tak byłą na zbyt wysokim poziomie.
- Wyjdź stąd! - wrzasnął na co we mnie jeszcze bardziej zagotowała się krew i dostałam wyrzutu adrenaliny.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - wrzasnęłam wściekła i podbiegłam do Rekera, który był nieprzytomny.
- Nie jesteś tutaj potrzebna! - próbował mnie zniechęcić. Wtedy nagle zobaczyłam leżącą na ziemi broń mojego ukochanego. Podniosłam ją i wycelowałam w niego, na co się wzdrygnął i patrzył na mnie z mieszanką strachu i nienawiści.
- Jeśli on umrze albo spróbujesz nas rozdzielić, to przysięgam Ci, że Cię zabiję! - powiedziałam do niego lodowatym tonem i wystrzeliłam jeden pocisk, tuż obok jego głowy, który wbił siew ścianę – To wszystko Twoja wina!!! - wrzasnęłam do niego, na co w jego oczach pojawiła się nagle skrucha i wyraźny ból… Byłam na niego wściekła! Lecz spojrzałam ponownie na Rekera i spuściłam broń, którą po chwili zabrał mi Olivier. Nie zabrał mnie jednak od Rekera, bo wiedział, ze jeszcze bardziej by to pogorszyło sytuację. Ręce mi drżały gdy widziałam że wyraźnie gaśnie. Nagle do gabinetu wbiegli lekarze i zaczęli się zajmować rannym.
**
Reker był operowany na sali a ja krążyłam nerwowo w te i z powrotem po korytarzu. Czas dłużył mi się niemiłosiernie… Nie przejmowałam się swoim stanem zdrowia. Łzy leciały mi z oczu i nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Na korytarzu był też zmartwiony William, który stał oparty o ścianę i się patrzył na mnie, jak chodzę podenerwowana i na skraju załamania nerwowego, lecz się nie odzywał. Po prostu stał w miejscu.
**
Minęło kilka dni od wypadku Rekera. Siedziałam przy jego łóżku, przy nim cały czas, niczym wierny pies. Dni i noce zlewały się w jedno. Oczywiście lekarze dbali o to bym coś zjadła i chociaż wypiła, lecz prawie w ogóle z tego nie korzystałam. Cały czas trzymałam Rekera za rękę i patrzyłam na niego jak śpi. Co jakiś czasy przychodził William, by sprawdzić co z Rekerem. Rozmawiał często o czymś z lekarzami, lecz ja nie wiedziałam o czym.
- Reker wyzdrowiej proszę! - powiedziałam szeptem do niego, lecz on ani drgnął… Niechciane łzy poleciały mi po raz kolejny o policzkach, więc spuściłam głowę. Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę, więc się odwróciłam. Jak się okazało, to był Derek. Przyjaciel Rekera.
- Jak z nim? - spytał po chwili, gdy był pewny, ze go słyszę.
- Ciągle śpi i sienie budzi, choć lekarze mówią że jego stan jest stabilny… - odparłam.
- A jak z Tobą? - spytał z dziwnym zatroskaniem.
- Ja jakoś żyję, choć miałam niezłą jadkę z Williamem zresztą Reker też! To wszystko jego wina! - powiedziałam załamana.
- Ile już tu siedzisz? - zadał kolejne pytanie – Wychodzisz stąd w ogóle? - spytał zmartwiony. Mimo wszystko poczułam się jak na przesłuchaniu…
- Nie wychodzę stąd, odkąd Reker tutaj leży – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Powinnaś odpocząć! Jesteś strasznie blada… - odparł.
- Nigdzie się stąd nie ruszam! - powiedziałam od razu – Jeśli wyjdę, to William każe zablokować drzwi i już tu nie wejdę… Nienawidzę go! - dodałąm jeszcze, patrząc z nienawiścią w Williama, który stał w drzwiach i obserwował. Choler*y dziad!
- Musze już iść, ale gdybyś potrzebowała czegoś, to możesz do mnie przyjść – odparł po czym wyszedł.
**
Minęło kolejne kilka dni, gdy nagle Reker zaczął się wybudzać! Automatycznie ścisnęłam jego rękę bardziej i się nad nim pochyliłam, wstając z krzesła. Obok mnie był William lecz nie zwracałam na niego uwagi. Nie zamieniliśmy ani jednego słowa ze sobą odkąd został ranny. Powinien za to wszystko przeprosić, lecz stary dziad nigdy się nie przyzna do błędu.
- Reker obudziłeś się wreszcie - powiedziałam przejęta jego stanem.
- Boli... - wyszeptał łapiąc się za ranę.
- Zaraz dostaniesz coś przeciw bólowego – powiedziałam a po chwili przyszedł lekarz i coś wstrzyknął Rekerowi. W duszy wręcz skakałam z radości!

< Reker? :3 Nie, nie pogodziliśmy się xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz