Szybko się wyprostowałem chwyciłem ją za szyję i przygniotlem do ściany, podnosząc tak ze nie dotykala podłogi. Co jak co ale uścisk to mam mocny. Próbowała się uwolnić ale nawet na to nie zwracałem uwagi.
- Co ty sobie ku*wa wyobrażasz? Hę?!
Ta jednak nie mogła nic mówić, nie mogła nawet złapać pełnego oddechu.
Nagle usłyszałem męski głos zza pleców.
- Ej! Puść ją!
Nawet się nie obejrzałem. Puscilem ją na ziemię a ta zaczęła łapczywie brać oddech. Odwróciłem się i chciałem odejść, nie zwróciłem nawet uwagi na to kto stanął w jej obronie po prostu skierowałem się do wyjścia.
Ten mężczyzna podszedł do niej i pomógł jej wstać ta jednak zamiast mu dziękować powiedziała do niego zła :
- Sama bym sobie poradziła.
Szkoda na nią czasu. Miało być tak pięknie.
***
Jakaś godzinę potem szpacerowalem po ulicy z kieszeniami wypełnionym dobrym towarem od mojego kumpla. Musiałem się odstresowac. jak ona mogła mi odmówić? Niespodziewanie na kogoś wpadłem a zawartość kieszeni wysypala się na bruk. Myślałem że zaraz wybuchne. Złapałem postać na którą wpadłem i podniosłem do góry
- Ty ku*wa patrzysz jak... - Teraz głos mi się urwał. To była ona.
Przewróciłem oczami i odstawiłem ją na ziemię. Bez słowa zacząłem zbierać saszetki z białym proszkiem.
Lydia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz