sobota, 10 grudnia 2016

Od Eri cd Rekera

Zamknęła na oczy i oparła głowę o ścianę za sobą. Nie potrafiła powiedzieć, czemu wciąż tu jest, mimo, że i tak już raczej nie będzie jej dane zamienić choćby kilku słów z Rekerem. Kiedy mężczyzna upadł naprawdę się przeraziła... Znowu się do kogoś przywiązała, choć od początku wojny starała się nie zbliżać zbytnio do nikogo, bo doskonale wiedziała, że prędzej czy później źle się to dla niej skończy. Zawsze tak było...
Usłyszała kroki dochodzące z wnętrza budynku. Otworzyła oczy i po chwili zobaczyła Wiliama niosącego na rękach nieprzytomnego Rekera. Nie ruszyła się jednak z miejsca, wiedząc, że i tak niczego się nie dowie. Wiliam i jego ludzie odjechali, a Echo nadal siedziała na ziemi.
Wokół znowu zapanowała cisza, która nie była zakłócana nawet przez zombie. Eri sama nie potrafiła stwierdzić, jak długo tak siedziała, zanim zdało jej się, że usłyszała ciche miauknięcie. Po chwili jednak mogła już powiedzieć, że wcale jej się nie wydawało, bo coś nadal wydawało z siebie słabym głosem kolejne "miau". Echo wstała i powoli skierowała się w stronę źródła dźwięku. Nie zaszła daleko gdy zobaczyła dużego, niesamowicie zaniedbanego kota, zaplątanego w jakieś niezbyt dobrze zastawione wnyki. Głównie z tego powodu zwierzę wciąż żyło, mimo zaciskającej się na jego szyi pętli z drutu. Dziewczyna podeszła do kota i ostrożnie zdjęła pętlę z jego szyi, choć nie udało jej się uniknąć bliskiego spotkania z jego pazurami. Trzymając go mocno, by nie uciekł, wstała i ruszyła z powrotem do obozu.
***
Gdy wróciła do obozu jej ręce i w pewnym stopniu również twarz nosiły ślady kocich zębów i pazurów. Po wejściu do namiotu szpitalnego, powitało ją pełne niezadowolenia spojrzenie Ricka. Nie dość, że zniknęła gdzieś na praktycznie cały dzień, to jeszcze wróciła z, jak to ujął sam obozowy lekarz, „workiem na pchły”. Po dłuższym czasie zgodził się jednak opatrzyć rany kota, ale zająć się nim miał dopiero, gdy wszyscy normalni pacjenci nie będą wymagać jego opieki. Eri zostawiła więc czarno-białego kota pod jakąś sporej wielkości skrzynką, a sama miała właśnie wyjść, ale na jednym z łóżek zauważyła Rekera. Podeszła do niego.
- Dzięki za uratowanie życia po raz kolejny – odezwał się.
- Właściwie, to oboje mogliśmy je stracić, powinieneś raczej podziękować Wiliamowi – odparłam. – Jak się czujesz?
- Bywało o wiele gorzej – odpowiedział.
Po chwili do namiotu zajrzał Wiliam, rzucając tylko, żeby Reker się pospieszył, bo wszyscy na niego czekają. Szczęśliwie dla dziewczyny nie miał czasu lub głowy by oskarżać ją o utrudnianie poszukiwań młodego Blackfrey’a, bo ostatnią rzeczą na jaką miała teraz (i kiedykolwiek) ochotę była kłótnia z założycielem Duchów.
- Daj znać, jak cię wypuści – Echo uśmiechnęła się nieznacznie, obserwując jak mężczyzna odchodzi.
***
Dni mijały powoli, właściwie zlewając się w jeden długi i niemiłosiernie nudny dzień. Jedynym pozytywem upływającego czasu zdawał się być tylko stopniowy powrót do zdrowia kota, a właściwie kotki. Zwierzę z dnia na dzień stawało się też coraz bardziej ufne w stosunku do Echo i gdy tylko w pobliżu nie było innych osób, coraz odważniej poruszało się po namiocie, w którym dziewczyna mieszkała. Nie trwało to długo, zanim Eri wpadła na pomysł by kotkę zatrzymać i choć wiedziała, że zwierzę będzie dodatkową odpowiedzialnością, to w końcu więź, która się między nimi wytworzyła, przeważyła nad wszystkimi niedogodnościami związanymi z posiadaniem towarzysza. Tak więc kotka została przez nią nazwana Ardis. Nawet dziewczyna nie wiedziała dlaczego…
***
Echo jak zwykle siedziała na dachu. Kolejny raz miała przekazać antyzynę jakiemuś Duchowi. To wszystko powoli stawało się okropnie przewidywalne… Dziewczyna pozwala zauważyć się w jakimś zaułku, a po chwili ktoś do niej podchodzi i zazwyczaj bez słowa odchodzi już z lekarstwem. Ile razy można powtarzać ten sam schemat?
Zdjęła kotkę ze swoich kolan, po czym wstała i zeskoczyła z dachu jakiegoś parterowego budynku na ziemię. Kotka na dany jej znak równeż skoczyła, lądując w ramionach dziewczyny. Eri skrzywiła się, czując jak Ardis wbija w jej dłonie pazury. Nie potrafiła wciąż zaufać jej na tyle, by nie używać ich wcale, choć i tak było o niebo lepiej, niż gdy Echo zaczynała uczyć kotkę zeskakiwania na jej ręce. Postawiła zwierzę na ziemi i ruszyła przed siebie, obchodząc zniszczony budynek i przechodząc przez wyrwę w starym, ceglanym ogrodzeniu. Ardis szła tuż za nią, lub tuż obok niej, lub plącząc się pomiędzy nogami, czym dość często doprowadzała Echo do frustracji. W końcu jednak kotka została kilkanaście metrów za swoją opiekunką, Eri zaś wyłoniła się z wąskiej uliczki, wychodzącej na dawno już zapomniany parking, gdzie ktoś powinien już czekać na lek.
Szczerze nienawidziła tego momentu, kiedy stawała się doskonale widoczna, bo mimo, że nigdy nie była mistrzynią kamuflażu, to jednak zazwyczaj udawało jej się pozostawać poza zasięgiem wzroku innych, zwłaszcza, gdy nie wiedziała, kogo ma się spodziewać, lub gdy spotkanie miało się odbyć w nowym miejscu. W tym wypadku oba te warunki były spełnione. Zaczęła się niespokojnie rozglądać, ale nie była w stanie nikogo zobaczyć…

<Reker? W końcu napisałam coś dłuższego :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz