To był dzień jak co dzień.
Chociaż nie. Normalny dzień w dzieciństwie spędzałam na nauce. W domu, z prywatnym nauczycielem. Pamiętam, że często się zmieniali. Ojciec mówił, że nie spełniali jego oczekiwań. Wtedy nie wiedziałam, co się z nimi działo i dlaczego każdy kolejny jeszcze bardziej bał się podjąć tej pracy. I dlaczego z każdą zmianą znalezienie nowego nauczyciela zajmowało ojciu więcej czasu. Teraz jednak, wyzbyta wszelkich złudzeń, nie miałam wątpliwości, że każdy z nich wraz z posadą, stracił również zdolność oddychania.
Ale to wszystko było przecież dla mojego dobra.
W każdym razie, ten dzień spędzałam z matką. Pierwszy raz od dłuższego czasu miałam cały dzień wolny, który mogłam poświęcić na co tylko chciałam. Akurat gdy do domu wrócił Liam, malowałam. Mama siedziała obok przyglądając mi się i nucąc pod nosem jakąś melodię. Kiedyś pytałam ją, skąd ją zna, ale w odpowiedzi zawsze tylko uśmiechała się tajemniczo i kręciła głową.
- Co to jest? - dobiegł nas nagle głos ojca, w którym doskonale słyszalna była irytacja. Obydwie z matką zamarłyśmy w oczekiwaniu, jakby to do nas skierowane były gniewne słowa.
Wyobraziłam sobie, jak Liam w ciszy, która zapadła, zdejmuje płaszcz i, nie patrząc ojcu w oczy, odwiesza go na wieszak, tradycyjnie ignorując wyciągniętą rękę służącego.
- Pies - odezwał się w końcu mój brat. Jedno słowo a brzmiało, jakby miało zadecydować o jego być, albo nie być. Bał się. Ale stanął przed ojcem, przed nieuchronną konfrontacją.
- Po co ci ten pies? - usłyszałam po chwili warknięcie ojca. Skuliłam się, mocno ściskając kredkę w małej rączce.
Odgłos ciała uderzającego o ciało, a zaraz po nim skowyt szczeniaka. Kredka w mojej dłoni pękła równo na pół. Rozluźniłam pięść, a kawałki przedmiotu spadły z cichym stuknięciem na stół i rozłożone na nim kartki. W oczach zapiekły mnie łzy.
- Jeśli się go odpowiednio wyszkoli... - w głosie Liama nie było słychać nawet nuty strachu, złości, czy jakiegokolwiek poruszenia. Zawsze go za to szanowałam.
- Gówno mnie obchodzi, co mógłby robić - przerwał mu ostry głos. - Teraz nie ma dla mnie z niego żadnego pożytku - przeciągająca się cisza, w której dwójka mężczyzn zapewne mierzyła się spojrzeniami. "Męska walka o dominację", tak mawiała czasami moja mama. - Zabierz go z moich oczu.
Cisza.
Siedząca naprzeciwko mnie mama wyciągnęła dłoń i szczupłymi, zgrabnymi palcami pianistki objęła moją rękę.
- To dla jego dobra - szepnęła.
Dla jego dobra. Dla mojego dobra. Dla dobra rodziny.
- To nie hańba, wyciągnąć do kogoś pomocną dłoń, gdy jej potrzebuje - odezwał się nagle cichym głosem Liam. - Szczególnie, jeśli taka pomoc może się okazać korzystna dla osoby, która tę dłoń podaje.
Kłamał. Musiał kłamać. Liam tak nie myśli, nie mógł tego powiedzieć...
- Nie zawsze bezpiecznie jest powiedzieć to, co się myśli. Czasami lepiej powiedzieć to, co twój rozmówca chce usłyszeć - kolejne słowa mamy. Patrzyła w stronę drzwi, jakby mogła zobaczyć, co jest po drugiej ich stronie. - Twój brat to rozumie.
- W takim razie co daje nam ten pies? - ton głosu ojca złagodniał nieco. Pozwolił dopuścić do siebie tłumaczenia. To dobrze.
- Obronę. Może nas ochraniać nie uprzedzając przed niebespieczeństwem, bo prawdą jest, że jego rasa nie szczeka. Ale możemy go nauczyć atakować intruzów - zasugerował Liam. Od początku rozmowy nie zmienił spokojnego tonu. - Możesz zabierać go jako straszaka. Pies jest bardziej wyrafinowany od broni palnej.
Cisza. Przeciągająca się. Zaczęłam się zastanawiać, czy mężczyźni nadal znajdują się w tym samym pomieszczeniu.
- Zgoda - zapadła w końcu decyzja, na któtą cały dom zdawał się odetchnąć z ulgą. - Niech zostanie. Ale to ty zajmiesz się wychowaniem go.
~•~
Pies został u nas, tak jak zapowiedział ojciec, pod opieką Liama. Wyszkolenie go zajęło mu pół roku. Jednak mimo wielu ćwiczeń, a może przez nie, nigdy nie dał się dotknąć nikomu poza moim bratem. A za ojcem, za każdym razem, gdy ten go mijał, wodził zrokiem, w którym, jakby się wydawało, skrzyła się rządza mordu.
Nie wiadomo, do czego by dzielące ich uczucia doprowadziły. Może w końcu pies zemściłby się na tyranie, który przez te kilka lat traktował go gorzej od mebla - kopał za każdym razem, gdy pies stawał mu na drodze, ostro karał za jakikolwiek przejaw nieposłuszeństwa (choć tak traktował nie tylko wilczaka, ludzkich członków rodziny również). Jednak ubiegła go wojna i ludzie, którzy zaraz po jej rozpoczęciu wpadli do naszego domu, w pierwszej kolejności zabijając odźwiernego, całą służbę, ojca, matkę... Liam był akurat na spacerze z Lokim. Gdyby wrócił chwilę później, agresorów już by nie było, a ja dołączyłabym do grona trupów zaścielających cały dom.
Stało się jednak inaczej, a los doprowadził mnie do tego momentu, w którym się znalazłam - tkwię w jakimś śmiesznym obozie, który teoretycznie ma mi pomagać przetrwać, w praktyce perfidnie wykorzystuje mnie, mojego psa i moje umiejętności.
Coraz częściej przychodzi mi się przekonać, że ciągle powtarzane kiedyś przez moją matkę słowa "to dla twojego dobra", nigdy nie są niczym więcej, niż miłym dla ucha kłamstwem...
Nie wiadomo, do czego by dzielące ich uczucia doprowadziły. Może w końcu pies zemściłby się na tyranie, który przez te kilka lat traktował go gorzej od mebla - kopał za każdym razem, gdy pies stawał mu na drodze, ostro karał za jakikolwiek przejaw nieposłuszeństwa (choć tak traktował nie tylko wilczaka, ludzkich członków rodziny również). Jednak ubiegła go wojna i ludzie, którzy zaraz po jej rozpoczęciu wpadli do naszego domu, w pierwszej kolejności zabijając odźwiernego, całą służbę, ojca, matkę... Liam był akurat na spacerze z Lokim. Gdyby wrócił chwilę później, agresorów już by nie było, a ja dołączyłabym do grona trupów zaścielających cały dom.
Stało się jednak inaczej, a los doprowadził mnie do tego momentu, w którym się znalazłam - tkwię w jakimś śmiesznym obozie, który teoretycznie ma mi pomagać przetrwać, w praktyce perfidnie wykorzystuje mnie, mojego psa i moje umiejętności.
Coraz częściej przychodzi mi się przekonać, że ciągle powtarzane kiedyś przez moją matkę słowa "to dla twojego dobra", nigdy nie są niczym więcej, niż miłym dla ucha kłamstwem...
~ C. D. N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz