- Chyba lepiej odpuścić - stwierdziłem wiedząc, że jesteśmy na przegranej pozycji - Wracamy na powierzchnie Nick... - dodałem jeszcze odwracając się przez ramie, ale chłopaka nigdzie nie było - Nick? - zdziwiłem się wracając do pomieszczenia, w którym spały zielone pokraki. Jak się okazało młody lazł między nimi jak królewna próbując żadnego przypadkiem nie kopnąć. Idiota! To jest kurwa idiota! - krzyknąłem w myślach obserwując każdy jego ruch. Miałem ochotę go teraz zatłuc za to co zrobił, ale niestety nie miałem czasu ani okazji... Kiedy chłopak jakoś wrócił tachając za sobą cały sprzęt strzeliłem mu w łeb posyłając wnerwione spojrzenie.
- No co? - burknął cicho zaczynając podążać bardzo szybko za mną ku wyjściu z budynku.
- Jajco - fuknąłem - Mogłeś nas zabić - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Ale nie zabiłem - obronił się szybko stawiając jedną nogę na drewnianej skrzyni udając jakiegoś batmana czy innego superbohatera.
- ALE MOGŁEŚ - warknąłem - Nick posłuchaj... Straciłem już zbyt wielu ludzi w tym świecie i nie chce stracić więcej... Pomyśl. Jeden z nich nagle by się ocknął ze snu i co w tedy? Ja sam nie dałbym rady cię obronić, bo pobudziłby resztę swoich kolegów i by cię zeżarli w kilka sekund. Pewnie by cię jeszcze przemienili więc dwa nieszczęście w jednym dniu - westchnąłem uspokajając się nieco.
- No dobra, dobra, ale żyję, nic mi nie jest tak samo jak tobie więc spokojnie - odsunął się ode mnie na krok jakby się przestraszył, że zaraz skończy bez jakiejś kończyny górnej bądź dolnej.
- I masz szczęście - powiedziałem kierując swój wzrok ku północy gdzie szemrał dziki las - Jeszcze raz coś odwalisz a udupię cię u Przemytników! Będziesz mył brudne gary przez całą zimę - wyszczerzyłem się jeszcze pokazując swoje białe jak pierwszy śnieg zęby, po czym ruszyłem w wybranym przez siebie kierunku.
- Gdzie teraz panie dowódco? - zapytał z drwiną w głosie przez co mimowolnie zaryłem nogą w śniegu niczym denerwujący się koń kopytem o ziemię.
- Wiesz co? Jak chcesz to wracaj sobie do nory... Bądź jak szczur, który boi się kota grasującego w kuchni gospodarza prychnąłem głaszcząc Daraka po głowie na co ten nastawił czujnie uszu.
- Reker... - szepnął jedynie moje imię, ale ja go nie słuchałem dalej brnąć w swoje.
- Gdy byłem w Duchach wyganiano nas na większe zimna w pretekście hartowania się... Nie mieliśmy ciepłych mundurów, żarcia często brakowało więc łaziliśmy na głodniaka a ty mi tu marudzisz - skrzywiłem się a z mojego nosa poleciała gęsta para niczym u wściekłego byka - Nawet nie wiesz ile ludzi ci zazdrości tego, że jeszcze dychasz... Żyjemy, bo mamy farat... Równie dobrze ty i ja mogliśmy zginąć jak połowa populacji przez atomówkę, która niefortunnie trafiła w nasz kochany stan - burknąłem na koniec patrząc na glocka, który prawie zamarzał w kaburze udowej.
- Chodźmy już lepiej... - uległ mi próbując mnie wyprzedzić na co mu nie pozwoliłem.
- Ja pójdę lepiej przodem... Idziemy na White Street... Nie ma tam dużo zombie, ale będzie dużo zaopatrzenia... Trzeba uważać, bo mogą kręcić się tam żołnierze z Duchów a jak nas pomylą z uciekającym, zmutowanym zającem to ciekawie nie będzie... Trzeba się też nieco przystosować, bo to okolice ich terenów więc nie możemy nikogo z nich czasami zabić, bo oni zabiją i nas! No może w łagodnych okolicznościach zabiorą nas do Oliviera, lecz ja nie mam zamiaru się już nigdy pokazywać w wieży - wyjaśniłem naciskając na ostatnie słowo.
<Nick? xd Ty głupolu ty! xd>
- No co? - burknął cicho zaczynając podążać bardzo szybko za mną ku wyjściu z budynku.
- Jajco - fuknąłem - Mogłeś nas zabić - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Ale nie zabiłem - obronił się szybko stawiając jedną nogę na drewnianej skrzyni udając jakiegoś batmana czy innego superbohatera.
- ALE MOGŁEŚ - warknąłem - Nick posłuchaj... Straciłem już zbyt wielu ludzi w tym świecie i nie chce stracić więcej... Pomyśl. Jeden z nich nagle by się ocknął ze snu i co w tedy? Ja sam nie dałbym rady cię obronić, bo pobudziłby resztę swoich kolegów i by cię zeżarli w kilka sekund. Pewnie by cię jeszcze przemienili więc dwa nieszczęście w jednym dniu - westchnąłem uspokajając się nieco.
- No dobra, dobra, ale żyję, nic mi nie jest tak samo jak tobie więc spokojnie - odsunął się ode mnie na krok jakby się przestraszył, że zaraz skończy bez jakiejś kończyny górnej bądź dolnej.
- I masz szczęście - powiedziałem kierując swój wzrok ku północy gdzie szemrał dziki las - Jeszcze raz coś odwalisz a udupię cię u Przemytników! Będziesz mył brudne gary przez całą zimę - wyszczerzyłem się jeszcze pokazując swoje białe jak pierwszy śnieg zęby, po czym ruszyłem w wybranym przez siebie kierunku.
- Gdzie teraz panie dowódco? - zapytał z drwiną w głosie przez co mimowolnie zaryłem nogą w śniegu niczym denerwujący się koń kopytem o ziemię.
- Wiesz co? Jak chcesz to wracaj sobie do nory... Bądź jak szczur, który boi się kota grasującego w kuchni gospodarza prychnąłem głaszcząc Daraka po głowie na co ten nastawił czujnie uszu.
- Reker... - szepnął jedynie moje imię, ale ja go nie słuchałem dalej brnąć w swoje.
- Gdy byłem w Duchach wyganiano nas na większe zimna w pretekście hartowania się... Nie mieliśmy ciepłych mundurów, żarcia często brakowało więc łaziliśmy na głodniaka a ty mi tu marudzisz - skrzywiłem się a z mojego nosa poleciała gęsta para niczym u wściekłego byka - Nawet nie wiesz ile ludzi ci zazdrości tego, że jeszcze dychasz... Żyjemy, bo mamy farat... Równie dobrze ty i ja mogliśmy zginąć jak połowa populacji przez atomówkę, która niefortunnie trafiła w nasz kochany stan - burknąłem na koniec patrząc na glocka, który prawie zamarzał w kaburze udowej.
- Chodźmy już lepiej... - uległ mi próbując mnie wyprzedzić na co mu nie pozwoliłem.
- Ja pójdę lepiej przodem... Idziemy na White Street... Nie ma tam dużo zombie, ale będzie dużo zaopatrzenia... Trzeba uważać, bo mogą kręcić się tam żołnierze z Duchów a jak nas pomylą z uciekającym, zmutowanym zającem to ciekawie nie będzie... Trzeba się też nieco przystosować, bo to okolice ich terenów więc nie możemy nikogo z nich czasami zabić, bo oni zabiją i nas! No może w łagodnych okolicznościach zabiorą nas do Oliviera, lecz ja nie mam zamiaru się już nigdy pokazywać w wieży - wyjaśniłem naciskając na ostatnie słowo.
<Nick? xd Ty głupolu ty! xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz