środa, 12 lipca 2017

Od Nick'a do Eri

Kolejna misja, kolejni ranni, kolejny standardowy ratunek, jednym słowem RUTYNA. Zawsze po każdej akcji lubię (jak chyba każdy) odpocząć, Klif zresztą również, powoli każda misja daje mu popalić.
No cóż starość nie radość, w końcu Klif ma już nieco ponad 4 lata! Tym bardziej, że jego rasa, pochodzenie i rzecz jasna nasze paskudne otoczenie pozwalają mu jedynie na 6-7 lat życia. Ciężko jest uświadamiać sobie takie rzeczy, jednak trzeba.
Dziś zabrałem Klifa na naprawdę długi spacer, z którego oboje nie chcieliśmy wracać. Chodziliśmy po Jakichś ruinach Jakiegoś miasta. Lataliśmy od budynku, do budynku. Znaleźliśmy też wielki stos kości, którymi przez długi czas bawiliśmy się w aportowania. To była chwila, w której czuję, że Klif jest jak mój partner, nigdy mnie nie opuszcza, spędza ze mną każdą chwilę, broni mnie, martwi się o mnie, jest posłuszny, no po prostu ideał. Szkoda tylko, że nie ma takich ludzi, niestety, ale Klif to tylko zwierze, a jego miłość jest po prostu jego życiem, ja jestem jego życiem.
Po dość długiej zabawie, poszliśmy się rozejrzeć i ewentualnie poszukać jakichś skarbów. Niestety wszędzie gdzie byliśmy było pusto.
Powoli zaczynało się ściemniać, a w tej chwili i w takim miejscu nie widziałem siebie walczącego z zombie.
-Klif!- Przywołałem psa śmiejąc się, gdyż ten zaczął prowadzić mnie w stronę, jednego z budynków, w którym nie byliśmy- Chcesz, żeby zjadły nas zombie?- znowu się zaśmiałem, a pies tylko zaskomlał.
Posłusznie podążałem za moim towarzyszem. Nie było to daleko i na miejscu byliśmy po paru sekundach. Jednak miejsce, do którego przyciągnął mnie pupil trochę mnie rozczarowało.
-Serio?!- Zapytałem psa, robiąc skwaszoną minę.
Klif podszedł do stołu, na którym leżało jakieś jedzenie i pospiesznie zaczął je wciągać, a jak każdy wie, nigdy nie wiadomo co w takim żarciu może być.
-Ehh…- Westchnąłem, starając się odciągnąć psa od stołu, jednak ten nie miał zamiaru odpuścić i zaczął się szarpać i miotać. Tak to ta chwila, w której Klif robi się łobuzerski i przestaje mnie słuchać, normalnie jakby chciał zrobić mi na złość.
-Odpuść!- Wydałem mu komendę, jednak ten tylko wesoło szczeknął, widocznie on traktował to jako zabawę, ja wręcz przeciwnie powoli coraz bardziej bałem się, że w tym mięsie jest jakieś świństwo. Mocno chwyciłem psa za futro na karku, tak by nie poczuł jakiegokolwiek bólu i podniosłem go nieco nad ziemią i odstawiłem prosto przed sobą.
Klif spokojnie wysłuchał łagodnego kazania, jednak cały czas zerkał w stronę „pysznego” żarcia. Już mieliśmy się zbierać, jednak usłyszeliśmy czyjeś kroki dość daleko, jednak zbliżające się. Klif od razu nastroszył sierść i stanął przede mną w gotowości. Ja tylko przesunąłem się nieco pod kątem, by w dużym miejscu po drzwiach, dostrzec kto się zbliża.
Kroki były coraz głośniejsze. Powoli położyłem rękę na pistolecie za paskiem spodni. Osoba zbliżająca się do nas też zorientowała się, że nie jest sama, zatrzymała się i już nie było jej słychać. Przynajmniej ja tak miałem, Klif jednak wyczuł, że obcy jest już bardzo blisko i wyskoczył zza rogu, warcząc i szczekając. Na moje szczęście nie usłyszałem strzału, jednak od razu wyciągnąłem pistolet i na prostych rękach wyłoniłem się z nim zza rogu.
Moim oczom ukazała się dość młoda dziewczyna, z niebieskimi włosami. Wyglądała na wycieńczoną, jednak ruchy miała dość szybkie, bo gdy ja stałem jak głupi z tym pistoletem to ona, zdążyła mi już go wytrącić z rąk.
-Brawo Nick!- Powiedziałem w swojej głowie sarkastycznym tonem- Idiota roku!
Pies już się nieco uspokoił, teraz lekko przyczajony krył się za moimi nogami.
-Umm.. nie szukam kłopotów- Wyjaśniłem, by nie doszło do żadnej nieprzyjemnej sytuacji, po czym lekko schyliłem się w stronę Klifa, gdyż trącał mnie czymś w kolano.
Uśmiechnąłem się i odebrałem psu broń, którą głupi mi podał. Ja naprawdę zaczynam podejrzewać jak on może zdechnąć!
-A więc.. –zacząłem, jednak totalnie nie wiedziałem co powiedzieć-Ehh..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz