wtorek, 4 lipca 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Mimo że ten duch oddał mi część mojej utraconej przez rozległe rany energii i tak byłam bardzo słaba. Po prostu straciłam zbyt dużo krwi... Byłam mu wdzięczna bardzo, a kiedy znaleźli nas nasi poczułam ulgę, bo wiedziałam że nic już nam nie grozi. Ludzie których poznaliśmy w trakcie naszej misji byli bardzo ale to bardzo zdziwieni naszymi z obozu. Możliwe że się nie spodziewali że tylu nasz szuka, albo po prostu widok innych ludzi tak na nich działał... Nie mam pojęcia, ale kiedy przejął mnie Ernest, którego znałam bo często był na oddziale ze swoją żoną, widział że jest ze mną wręcz tragicznie, dlatego zaczął mi szybko podawać odpowiednie leki.
- Gdzie wyście się podziewali? -spytał poprawiając mi opaskę uciskową na rannej kończynie, ale i tak prawie wrzasnęłam z bólu kiedy to robił.
- A byliśmy sobie na zadupiach - jęknęłam.
- Eric odchodzi z innymi od zmysłów prawie! Szukaliśmy was wszędzie! - powiedział i wpakował mnie na swojego siwego ogiera.
- Jest bardzo źle? - spytałam jakoś.
- Z twoją raną tragicznie! - rzekł, a ja słabo na niego spojrzałam.
- Pytam o Erica - wycharczałam jakoś.
- Nie odstąpi was chyba na krok... Już wie że was znaleźliśmy - rzekł.
- Jak dzieci? Co z nimi? - spytałam zmartwiona i znowu coraz to słabsza.
- Zajmują się nimi chyba Twoi dziadkowie... Nie martw się! Są pod dobrą opieką - uspokoił mnie nieco.
- To dobrze.... - szepnęłam i spojrzałam na Dana, który niósł mojego męża na rękach, ale wiedziałam że raczej bez walki się nie obeszło czy  też usypiania... Spojrzałam ostatni raz na naszych nowych "znajomych" i w końcu straciłam przytomność.
**
Obudziłam się na medycznym, bo czułam charakterystyczny zapach leków, no i tą ciszę, która panowała tak tylko na oddziałach jeśli oczywiście nic się takiego nie działo. Kiedy otworzyłam oczy, oślepiło mnie strasznie jasne światło więc mocno je zmrużyłam, lecz po chwili oczy przywykły do jasności w pomieszczeniu i tak jak myślałam, byłam na medycznym, gdyż biały sufit mówił mi już wszystko!
- Jak się czujesz księżniczko? - spytał nagle zmartwiony ukochany, którego dopiero teraz zauważyłam z uwagi na swoje osłabienie.
- Chyba dobrze - odparłam i lekko się do niego uśmiechnęłam, bo tylko na to mnie teraz było stać - Reker leż... - dodałam.
- Czuję się dobrze kotek nie martw się! - rzekł, lecz ja na to westchnęłam.
- Zawsze tak mówisz ale z ta raną trzeba leżeć... Połóż się ze mną to będziesz mnie przynajmniej grzać - powiedziałam nieco rozbawiona, lecz na jego reakcję nie musiałam długo czekać, bo położył się niemal od razu ze mną.
- Wiesz co z dziećmi? - spytałam.
- Nie... ale na pewno ktoś się nimi zajmuje! - rzekł.
- Stęskniłam się za nimi i się martwię o nich - odparłam, a wtedy drzwi się otworzyły i ktoś wszedł.

< Reker? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz