wtorek, 11 lipca 2017

Od Eri do Reker'a

Rozejrzałam się, a mój wzrok przykuła zniszczona i wyraźnie zaniedbana tablica, która nadal informowała przybyszy, że znajdują się na terenie Cobleskill. Cobleskill. Ta nazwa wydawała mi się dziwnie znajoma, jednak mimo największych nawet starań, nie byłam w stanie określić skąd ją kojarzę.
Przeniosłam wzrok dalej na drogę, którą szłam. Już kilkanaście metrów za znakiem pojawiały się pierwsze budynki. Część z nich była niemalże doszczętnie zniszczona przez działania wojenne, ale część wydawała się być zupełnie nie tknięta, może jedynie odrobinę zaniedbana, jak zresztą wszystko na tym świecie.
Powoli, z uwagą rozglądając się po okolicy, szłam przed siebie, podświadomie kierując się w stronę centrum miasta. Wybierałam wąskie, małe uliczki, nie chcąc spotkać nikogo.
Czyjaś ręka na mojej twarzy.
Zamarłam na ułamek sekundy, zanim dotarło do mnie, że to nie prawdziwa sytuacja, a jedynie wspomnienie z przeszłości... a może aż wspomnienie z przeszłości... niemal niezauważalnie potrząsnęłam głową, pozbywając się dziwnemu uczuciu towarzyszącemu wspomnieniu. Nie mogłam sobie pozwolić na rozproszenie się w całkowicie mi nie znanym miejscu. Nie zastanawiając się zbyt długo, skręciłam w jeszcze ciemniejszą uliczkę.
Słońce było już dość nisko nad horyzontem, więc do uliczki w której się znajdowałam, nie docierał jego ani jeden promień. Zatrzymałam się na chwilę, by związać włosy w kucyk, z którego natychmiast uciekło kilkanaście kosmyków, jednak zbytnio się tym nie przejęłam. Założyłam na głowę głęboki kapturem czarnej bluzy, kiedy dopadło mnie kolejne wspomnienie.
Śnieg powoli, centymetr za centymetrem, przybierał czerwoną barwę. Krew była wszędzie dookoła.
Gdy się od niego uwolniłam, siedziałam skulona pod jedną ze ścian otaczających mnie budynków, ściskając głowę pomiędzy rękami.
Miałam dziwne wrażenie, że coś jest inaczej i faktycznie, gdy podniosłam wzrok, zauważyłam w cieniu bydynku w oddali zarys jakiejś postaci. Nie miałam pewności, czy mnie zauważyła, dopóki nie zrozumiałam, że powoli zmierza w moją stronę. Natychmiast złapałam łuk, który najwyraźniej wcześniej musiałam upuścić i zaczęłam biec wzdłuż ulicy.
- Stój! - rozległ się czyjś stanowczy głos, jednak zamiast posłuchać, przyspieszyłam tylko i wbiegłam do jednego z budynków.
Słyszałam za sobą kroki dwóch, może trzech osób. Postacie te weszły do budynku, zamieniając ze sobą kilka słów ściszonymi głosami. Czyżby oni także nie byli u siebie i obawiali się odkrycia przez "właścicieli" tych terenów? Odnalazłam klatkę schodową, wyglądającą jak dawna droga ewakuacujna i zaczęłam wbiegać po schodach, starając się nie powodować więcej hałasu niż było to potrzebne. Po wejściu na dach sześciopiętrowego budynku, rozejrzałam się dookoła, szukając miejsca, w którym mogłabym się ukryć, bądź kolejnego dachu, na który mogłabym przeskoczyć.
Dach był całkowicie płaski, więc pierwsza opcja nie wchodziła w grę, natomiast najbliższy budynek był od tego, na którym się teraz znajdowałam, oddalony o odległość, którą teoretycznie miałam szansę pokonać, ale teoretycznie też miałam spore szanse nie doskoczyć i wylądować na ziemi blisko 20 metrów niżej. Niezbyt zachęcająca perspektywa.
Słysząc coraz wyraźniej odgłos kroków, zdecydowałam się ostatecznie przekonać się, kto mnie gonił, jednocześnie jednak stojąc w takiej odległości od krawędzi dachu, która pozwoliłaby mi wziąć odpowiedni rozbieg i przeskoczyć na dach kolejnego budynku. Nałożyłam strzałę na cięciwę łuku dokładnie w momencie, gdy klapa prowadząca z klatki schodowej na dach uchyliła się, a ja zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Jego twarz była ukryta pod maską i ciemnymi okularami. Podniosłam łuk, kierując go w stronę nieznajomego.
- Kim jesteś? - spytałam ostro.

<Reker? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz