piątek, 28 kwietnia 2017

Od Tiji cd. Erica

Bałam się straszne! Dlaczego ja muszę jeździć na tych strasznych zwierzętach?! Serce waliło mi jak oszalałe... Na tych zwierzętach jest jeszcze tak wysoko! Jak spadnę to sobie coś połamie albo potłucze... Trzymałam się mocno wujka i bałam się go puścić. Miałam ochotę zwiać kiedy stanę na ziemi, bo nie chciałam uczyć się jeździć! Ja się boję podchodzić do tych zwierząt, a co dopiero na ich grzbiecie siedzieć!
- Wujek ja chcę zejść... Nie chcę jeździć! To mi nie potrzebne! - powiedziałam spanikowana.
- Musisz Tijo... Jazda konna teraz jest wymagana, bo łatwiej uciec w razie czego, a jak przestaniesz się bać, to jazda konna sprawi Ci przyjemność, zobaczysz! - powiedział spokojnie.
- Ja nie chcę... - powiedziałam załamana i zestresowana, nadal kurczowo się go trzymając.
- Tijko spokojnie, zaufaj mi! - powiedział, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię...
Patrzenie na świat ze grzbietu konia było przerażające ale i zarazem interesujące, lecz bardziej to pierwsze niestety. Na miejsce dojechaliśmy po jakiś czterdziestu pięciu minutach. Wujek zatrzymał konie i zszedł ze mną z grzbietu, gdzie ja miałam nogi jak z waty, przez co prawie upadłam na tyłek... Złapał mnie na szczęście w porę wujek, bo bym se tyłek nieźle obiła!
- Musze usiąść - powiedziałam z trzęsącymi się nogami.
Wujek podprowadził mnie do jednego z większych drzew, pod którym usiadłam i podkurczyłam nogi pod brodę, próbując się uspokoić...
- Tojo spokojnie! Arao Ci krzywdy nie zrobi! - powiedział siadając obok mnie.
- Ja i tak się ich boję... Są wielkie i po prostu straszne! - powiedziałam zdenerwowana.
Wujek Eric nic nie odpowiedział, tylko mnie do siebie przytulił i dał mi się uspokoić, co nastąpiło po jakiś piętnastu minutach...  Kiedy już w końcu byłam jakoś spokojna, oderwałam się od wujka i wstałam, jednak oparłam się plecami o drzewo. Wujek zagwizdał na konie, które zaraz przydreptały, a wtedy dał im kostki cukru, które zaraz szybko spałaszowały. Dał mi też parę kosteczek, bym dała sama Arao. Niepewnie wyciągnęłam rękę i tak jak wujek to robił, otworzyłam dłoń, na której były kosteczki cukru. Ogier ucieszył się i od razu zaczął szybko jeść, czym mnie rozśmieszył lekko, bo niezły był z niego łasuch!
Niestety, albo i stety, wykorzystał to znowu wujek, bo wpakował mnie na grzbiet kasztana, przez co zaczęłam drżeć ze strachu i złapałam się mocno szyi konia by nie spaść.
- Nie bój się Tijo! Arao jest spokojny, więc Cię nie zrzuci... Bardziej mu się podoba że ktoś siedzi na jego grzbiecie - powiedział, a kasztan cicho zarżał jakby chciał potwierdzić jego słowa. Nagle z lasu wybiegł przerażony Nathan, który płakał i wtulił się szybko w wujka, trzęsąc się cały.
- On chce mnie zabić! - powiedział przerażony.

< Eric? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz