niedziela, 5 lutego 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Byłam zadowolona i szczęśliwa że drużyna dobrze przyjęła wieść o dziecku. Ulżyło mi że się cieszyli z naszego szczęścia. Będą mięli zabawę jak zostaną wujkami czy coś tam! Nie znam się na tym... Nieważne! Myślałam że wtedy pospadają z krzeseł, bo co prawda sama sienie spodziewałam że w takim wieku już będę będę miała dziecko, gdyż wyobrażałam to sobie jak miałabym 24 lata lub 26, a nie teraz! Cóż... Los chciał inaczej, a ja i tak bardzo się cieszyłam. Teraz kiedy ojciec i drużyna wiedzieli, nie miałam się czym stresować. No! Poród mnie troszkę przerażał... Podobno to bolało jak cholera! I to mnie przerażało. Zastanawiałam się, jak to będzie wyglądało, kiedy zostanę matką. Będę musiała chodzić na dyżury do pracy i w ogóle, a z pracy żołnierza nie zamierzałam zrezygnować! Zbyt to lubiłam, a raczej było to częścią mojego życia.
Idąc z Rekerem korytarzem, nagle się zatrzymał, co mnie zdziwiło. Spojrzałam na niego pytająco i niestety przyszedł czas, aby też i matka narzeczonego, dowiedziała się o tym, że zostanie babcią. Przerażało mnie to, bo mimo wszystko bałam się swojej teściowej, jak chyba każda kobieta swojego mężczyzny. Dziwiłam się że i tak mnie dobrze przyjęłam, bo przeważnie się mówi że teściowe zbytnio nie akceptują narzeczonych ich synów... No cóż! Synusie mamuś, a córeczki tatusiów, jak to się mówi.
- Em... Wypadało by jej powiedzieć, skoro już prawie wszyscy się dzisiaj dowiedzieli - westchnęłam. Reker od razu zauważył moje zdenerwowanie, na co posłał mi łagodne spojrzenie i ścisnął mnie bardziej za rękę, żeby dodać mi otuchy, co tylko trochę pomogło. Wzięłam głęboki wdech i ruszyliśmy w kierunku mieszkania matki ukochanego. Droga do nich była dość kręta, lecz na szczęście mi to tak nie przeszkadzało. Szliśmy powoli, bo nie miałam odwagi iść szybciej, a gdy się coraz bardziej zbliżaliśmy do celu, robiłam się coraz bardziej spięta. Nagle Reker znowu przystanął i spojrzał na mnie.
- Ej... Nie stresuj się! Moja matka Cię nie zje.. - powiedział łagodnie i uśmiechnął się do mnie.
- Tobie łatwo powiedzieć, bo to Twoja matka! Przed moim ojcem też się strasznie stresowałeś... - mruknęłam.
- W sumie racja, ale ona to nie William - zaśmiał się cicho.
- No wiem... - westchnęłam nieco smutna, na co mnie przytulił.
- Nic sienie martw! - powiedział dla otuchy i po chwili znowu ruszyliśmy.
Po pięciu minutach byliśmy już na miejscu. Reker zapukał ostrożnie do drzwi, a po chwili otworzyła nam jego matka, która widząc nas szeroko się uśmiechnęła, a mnie serce znowu zaczęło walić jak oszalałe.

< Reker? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz