Któregoś dnia przypomniało mi się o skrzynce z papierami,
które zabrałam z domu w momencie, kiedy go opuszczałam. W momencie, gdy
powołano mnie do wojska. Otrzymałam to wszystko od rodziców. Uznali, że
będę tego potrzebowała. Nigdy mnie to nie interesowało, więc skrzynka po
prostu cały czas gdzieś leżała, zapomniana w stercie wszystkich
rupieci.
Gdy trafiłam na ziemie Aniołów, zabrałam ze sobą niewiele. Szczęśliwie, lub też nie, zabrałam tę skrzynkę. Była dość ciężka - nie wiem, czy przez to, że była z metalu, czy przez to, że wiele musiało w niej być. Dziwnym trafem w ogóle jeszcze jej nie zgubiłam. Uśmiechnęłam się i zsunęłam z łóżka. Uklękłam i wymacałam ręką krawędź skrzynki, która leżała pod łóżkiem. Wysunęłam ją i położyłam przed sobą.
Gdy uniosłam wieko, moim oczom ukazał się zdjęcia. Mnóstwo zdjęć. Część w ramkach, część w kopertach, a jeszcze inne leżały luzem. Zaczęłam powoli je przeglądać.
W jednej z kopert znalazłam zdjęcia ślubne moich rodziców. Wyglądali tak młodo. Byli tacy szczęśliwi, tacy nieświadomi tego wszystkiego, co kiedyś się stanie... Czasami zazdrościłam ludziom, że mogli zaznać takiego spokoju i błogości życia. Mi nie było to dane.
W kolejnych kopertach było sporo zdjęć moich i Amandy... Na samo wspomnienie o niej zrobiło mi się przykro. Biedna, młoda i naiwna dziewczyna... Gdy zaczęła się wojna, nie mogła uwierzyć we wszystko to, co się dzieje. Próbowała sobie jakoś radzić, ale to ją przerosło... Śmierć matki, zniknięcie ojca... Dla niej to było za dużo. Popełniła samobójstwo, rzucając się z budynku w jakieś ruiny. Szybko zidentyfikowali jej ciało. Westchnęłam i odłożyłam zdjęcia do koperty.
W ramkach z kolei pełno było naszych wspólnych, rodzinnych zdjęć. Na biwakach, wycieczkach, jakichś rodzinnych spotkaniach. Podobnie było ze zdjęciami leżącym luzem. Odłożyłam wszystko na łóżko obok mnie i już miałam zostawić pudełko, kiedy coś w środku, na samym spodzie, przykuło moją uwagę.
Na dnie pudełka leżała prosta, brązowa koperta. Taka najbardziej zwyczajna w świecie. Wzięłam ją do ręki i zajrzałam do wnętrza. W środku była tylko jedna rzecz - zdjęcie. Wzięłam je do ręki i przyjrzałam mu się. Na fotografii znajdowały się trzy osoby. Bez wątpienia byli to moi rodzice. Ale na zdjęciu był jeszcze malutki chłopiec, niemowlę. Był biały. Matka trzymała go na rękach, a ojciec patrzył na nią uśmiechnięty. Obróciłam zdjęcie w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji czy wiadomości. Na odwrocie nie było dosłownie nic. Zaciekawiło mnie to bardzo, ale jeszcze mocniej zdziwiło. Kim był chłopiec na zdjęciu? Dlaczego tam w ogóle był? Co robił z moimi rodzicami? I, najważniejsze, gdzie teraz był?
Z tymi pytaniami, pozostawiona sama sobie, odłożyłam zdjęcie o koperty, a kopertę, wraz z resztą zdjęć, schowałam do pudełka. Je z kolei wsunęłam z powrotem pod łóżko. Teraz sama nie wiedziałam, czym miałam się zająć. W teorii, miałam czas wolny i mogłam robić, co chciałam. Jednak moje myśli dalej zaprzątała sprawa zdjęcia...
Gdy trafiłam na ziemie Aniołów, zabrałam ze sobą niewiele. Szczęśliwie, lub też nie, zabrałam tę skrzynkę. Była dość ciężka - nie wiem, czy przez to, że była z metalu, czy przez to, że wiele musiało w niej być. Dziwnym trafem w ogóle jeszcze jej nie zgubiłam. Uśmiechnęłam się i zsunęłam z łóżka. Uklękłam i wymacałam ręką krawędź skrzynki, która leżała pod łóżkiem. Wysunęłam ją i położyłam przed sobą.
Gdy uniosłam wieko, moim oczom ukazał się zdjęcia. Mnóstwo zdjęć. Część w ramkach, część w kopertach, a jeszcze inne leżały luzem. Zaczęłam powoli je przeglądać.
W jednej z kopert znalazłam zdjęcia ślubne moich rodziców. Wyglądali tak młodo. Byli tacy szczęśliwi, tacy nieświadomi tego wszystkiego, co kiedyś się stanie... Czasami zazdrościłam ludziom, że mogli zaznać takiego spokoju i błogości życia. Mi nie było to dane.
W kolejnych kopertach było sporo zdjęć moich i Amandy... Na samo wspomnienie o niej zrobiło mi się przykro. Biedna, młoda i naiwna dziewczyna... Gdy zaczęła się wojna, nie mogła uwierzyć we wszystko to, co się dzieje. Próbowała sobie jakoś radzić, ale to ją przerosło... Śmierć matki, zniknięcie ojca... Dla niej to było za dużo. Popełniła samobójstwo, rzucając się z budynku w jakieś ruiny. Szybko zidentyfikowali jej ciało. Westchnęłam i odłożyłam zdjęcia do koperty.
W ramkach z kolei pełno było naszych wspólnych, rodzinnych zdjęć. Na biwakach, wycieczkach, jakichś rodzinnych spotkaniach. Podobnie było ze zdjęciami leżącym luzem. Odłożyłam wszystko na łóżko obok mnie i już miałam zostawić pudełko, kiedy coś w środku, na samym spodzie, przykuło moją uwagę.
Na dnie pudełka leżała prosta, brązowa koperta. Taka najbardziej zwyczajna w świecie. Wzięłam ją do ręki i zajrzałam do wnętrza. W środku była tylko jedna rzecz - zdjęcie. Wzięłam je do ręki i przyjrzałam mu się. Na fotografii znajdowały się trzy osoby. Bez wątpienia byli to moi rodzice. Ale na zdjęciu był jeszcze malutki chłopiec, niemowlę. Był biały. Matka trzymała go na rękach, a ojciec patrzył na nią uśmiechnięty. Obróciłam zdjęcie w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji czy wiadomości. Na odwrocie nie było dosłownie nic. Zaciekawiło mnie to bardzo, ale jeszcze mocniej zdziwiło. Kim był chłopiec na zdjęciu? Dlaczego tam w ogóle był? Co robił z moimi rodzicami? I, najważniejsze, gdzie teraz był?
Z tymi pytaniami, pozostawiona sama sobie, odłożyłam zdjęcie o koperty, a kopertę, wraz z resztą zdjęć, schowałam do pudełka. Je z kolei wsunęłam z powrotem pod łóżko. Teraz sama nie wiedziałam, czym miałam się zająć. W teorii, miałam czas wolny i mogłam robić, co chciałam. Jednak moje myśli dalej zaprzątała sprawa zdjęcia...
Większość dnia
spędziłam na przeglądaniu papierów obozowych. Trzeba było je
uporządkować i posegregować. Siedziałam nad tym już którąś godzinę. W
pewnym momencie dostałam informację, że moja grupa została wysłana na
nocny patrol. Wywróciłam oczami i poszłam przygotować się do tego
zadania.
Gdy już wszyscy byliśmy gotowi, ruszyliśmy do starego magazynu, oddalonego o jakiś kilometr od obozu. Szliśmy w ciszy. Jak wynikało z danych wywiadowczych, był to magazyn Rosjan. Teoretycznie mieli go porzucić, wraz z wszystkimi zapasami żywności i amunicji. Jednak wiedziałam, że może to być podstęp. Kto normalny w obecnych czasach zoatawiłby zapasy same sobie? Mocno wątpiłam w to, że w magazynie nikogo nie ma.
Weszliśmy do środka, zachowując wszelkie możliwe środki ostrożności. Zaczęliśmy się rozglądać. Ten magazyn naprawdę wyglądał na opustoszały. Delikatnie mnie to rozkojarzyło, jednak niemal od razu ponownie skupiłam się na misji. Ruszyliśmy dalej przed siebie.
W kolejnych pomieszczeniach znaleźliśmy pojedyncze skrzynie z zapasami jedzenia, a także odrobinę amunicji. Zostawiłam jednego człowieka na straży, a reszta ruszyła dalej.
Nagle usłyszałam niewyraźny hałas. Mój wyostrzony słuch od razu wyłapywał takie rzeczy. Usłyszałam jakieś głosy. Dałam znak mojej ekipie i ruszyliśmy w kierunku, z którego dochodziły dźwięki.
Zbliżyliśmy się powoli do pomieszczenia. Wyjrzałam zza rogu i znalazłam grupę kilku osób. To byli wojskowi, ale z innego obozu. Duchy? Postanowiłam otwarcie wejść i się ujawnić.
Gdy już wszyscy byliśmy gotowi, ruszyliśmy do starego magazynu, oddalonego o jakiś kilometr od obozu. Szliśmy w ciszy. Jak wynikało z danych wywiadowczych, był to magazyn Rosjan. Teoretycznie mieli go porzucić, wraz z wszystkimi zapasami żywności i amunicji. Jednak wiedziałam, że może to być podstęp. Kto normalny w obecnych czasach zoatawiłby zapasy same sobie? Mocno wątpiłam w to, że w magazynie nikogo nie ma.
Weszliśmy do środka, zachowując wszelkie możliwe środki ostrożności. Zaczęliśmy się rozglądać. Ten magazyn naprawdę wyglądał na opustoszały. Delikatnie mnie to rozkojarzyło, jednak niemal od razu ponownie skupiłam się na misji. Ruszyliśmy dalej przed siebie.
W kolejnych pomieszczeniach znaleźliśmy pojedyncze skrzynie z zapasami jedzenia, a także odrobinę amunicji. Zostawiłam jednego człowieka na straży, a reszta ruszyła dalej.
Nagle usłyszałam niewyraźny hałas. Mój wyostrzony słuch od razu wyłapywał takie rzeczy. Usłyszałam jakieś głosy. Dałam znak mojej ekipie i ruszyliśmy w kierunku, z którego dochodziły dźwięki.
Zbliżyliśmy się powoli do pomieszczenia. Wyjrzałam zza rogu i znalazłam grupę kilku osób. To byli wojskowi, ale z innego obozu. Duchy? Postanowiłam otwarcie wejść i się ujawnić.
- Kto tu dowodzi? - zapytałam władczo, stojąc w wejściu.
- A kto pyta? - zapytał jeden z mężczyzn, stojący do mnie tyłem.
- Dowódca Rita von Kastner z obozu Aniołów - odparłam, trzymając dłoń na pistolecie z tłumikiem, będącym na pasku.
Ten, który wcześniej się odezwał, odwrócił się szybko w moim kierunku i uważnie na mnie popatrzył. Przyglądał mi się chwilę i powiedział:
- Dowódca Jason Hayes, obóz Duchów - odparł, uśmiechając się przebiegle.
Kiwnęłam głową i czekałam, co zrobi. Jakby nie patrzeć, sytuacja była delikatnie nerwowa.
- A kto pyta? - zapytał jeden z mężczyzn, stojący do mnie tyłem.
- Dowódca Rita von Kastner z obozu Aniołów - odparłam, trzymając dłoń na pistolecie z tłumikiem, będącym na pasku.
Ten, który wcześniej się odezwał, odwrócił się szybko w moim kierunku i uważnie na mnie popatrzył. Przyglądał mi się chwilę i powiedział:
- Dowódca Jason Hayes, obóz Duchów - odparł, uśmiechając się przebiegle.
Kiwnęłam głową i czekałam, co zrobi. Jakby nie patrzeć, sytuacja była delikatnie nerwowa.
Jason? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz