- Może znajdę jeszcze jakieś zlecenie... - mruknąłem pod nosem, kierując się w stronę obozu Aniołów, cieszącym się opinią najspokojniejszego w okolicy. Jednak jak prawie każdy posiadali problemy związane z pojedynczymi, groźnymi grupami przestępczymi oraz ogromnym zbiorowiskiem nieumarłych, otaczających od czasu, do czasu ich dom. W zamian za ochronę, otrzymywałem od nich kilka puszek, bądź saszetek niedobrego, aczkolwiek bardzo pożywnego jedzenia, które swoją drogą konsystencją przypominało istną papka, ale kto miałby czas teraz o tym myśleć? No właśnie. Nikt.
Po przedarciu się przez spory płot, zacząłem odruchowo węszyć za Aidenem i Victorią, którzy wydawali się zniknąć gdzieś w odmętach jądra ziemi. Zdegustowany, zacząłem przechadzać się po wszystkich pomieszczeniach pałacu, z nadzieją, że gdzieś tutaj odnajdę poszukiwane przeze mnie osoby. Wchodząc do spiżarni, o mało nie wpadłem na innego człowieka, który po kilku osobach okazał się... Ritą! - Rita... To ty? - zapytał będąc w niemałym szoku.
- Rafael? - wydusiła z siebie, patrząc na mnie, jak na zaczarowaną postać z uniwersum Alicji w Krainie Czarów. Chwilowa radość jednak znikła z mojej twarzy w momencie zobaczenia krwistej butelki, znajdującej się w ręce kobiety. Początkowo wydawało mi się, iż jest to zwykły sok pomidorowy, lecz po dłuższym namyśle zorientowałem się, że to najczystsza krew.
- Co ty robisz? - spytałem, zachowując między nami stosowny odstęp, wywołany lekkim strachem przed ugryzieniem.
- Rafael, ja... - szepnęła, odwracając wzrok, chcąc ukryć przede mną czerwone oczy - Jestem wampirem - dodała przerywając panujące między nami milczenie - Proszę... - ciągnęła jeszcze, obawiając się zapewne tego, że pozbawią ją życia. Nie widząc w niej żadnego zagrożenia, przytuliłem ją do swojej piersi, zaczynając głaskać ją przy tym po głowie.
- Nigdy cie nie skrzywdzę - oznajmiłem natychmiastowo, wpatrując się w głąb jej brązowych oczu - W końcu jestem od ciebie wyższy, kurduplu - zaśmiałem się cicho, nie próbując ukrywać już wielkiego szczęścia, miotającego moim ciałem we wszystkie strony zniszczonego przez wojnę świata.
- Myślałam, że nie żyjesz - przyznała roztrzęsiona, siadając na niewielkiej skrzyni prowiantu - Myślałam, że cię już nie spotkam - mówiła, jak najęta, wpatrując się w swoje dłonie - Co się z tobą działo? Jak to wszystko przeżyłeś?
- Cóż... Jak wiesz, z dniem wojny wysłano nas na front... Tam zadecydowano kto ma żyć, a kto nie. Nie pamiętam dokładnie ile osób przeżyło wybuch wojny, ale nie było nas zbyt wielu. Wszyscy rozeszliśmy się we własne strony, a ja dowiedziałem się, że jednak mam rodzinę - westchnąłem, przypominając sobie obraz młodszej o kilka lat siostry - Zresztą ja jestem nie ważny, lepiej opowiadaj co tam u ciebie Rikito.
<Rita? :3 Mam nadzieję, że ci się spodoba ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz