Przyszedł dzień, w którym miałam obchodzić urodziny. Ojciec miał mi dać specjalny prezent, choć moja matka była bardzo negatywnie do tego nastawiona. Dostałam coś, o czym zawsze marzyłam - możliwość nauki strzelania z łuku. Zawsze chciałam to robić, więc taki prezent wydawał się idealny. Pierwsza lekcja miała się odbyć za tydzień. Już nie mogłam się doczekać.
Gdy w końcu przyszła tak długo wyczekiwana chwila, niemal biegiem udałam się na plac za domem. Tam miał czekać na mnie mężczyzna, którego wynajął mój ojciec. Tak też było. Ten, który miał mnie uczyć, pokazał mi stosowne chwyty oraz wyjaśnił, jak mam wszystko robić. Uważnie go słuchałam, bo chciałam być najlepsza. W końcu mogłam wziąć do ręki łuk. Napięłam cięciwę i po chwili wypuściłam strzałę. Trafiłam w sam środek ustawionej w oddaleniu tarczy. Mężczyzna nie mógł wyjść z podziwu. Gdy i kolejne strzały trafiały niemalże w środek, odsuwał tarczę coraz dalej i dalej. Ciągle to samo. Praktycznie nie pudłowałam. Mężczyzna był pełen podziwu.
Później odbyło się jeszcze kilka lekcji. Mój nauczyciel stwierdził, że już nie potrzebuję jego nauk, bo moje umiejętności są zaskakująco dobre. Poradził mi, abym stale ćwiczyła i odszedł z mojego domu. Posłuchałam jego wskazówek i uczyniłam tak, jak mi przykazał. Niedługo byłam niemal niezrównana w sztuce łuczniczej. Byłam po prostu najlepsza.
Gdy w końcu przyszła tak długo wyczekiwana chwila, niemal biegiem udałam się na plac za domem. Tam miał czekać na mnie mężczyzna, którego wynajął mój ojciec. Tak też było. Ten, który miał mnie uczyć, pokazał mi stosowne chwyty oraz wyjaśnił, jak mam wszystko robić. Uważnie go słuchałam, bo chciałam być najlepsza. W końcu mogłam wziąć do ręki łuk. Napięłam cięciwę i po chwili wypuściłam strzałę. Trafiłam w sam środek ustawionej w oddaleniu tarczy. Mężczyzna nie mógł wyjść z podziwu. Gdy i kolejne strzały trafiały niemalże w środek, odsuwał tarczę coraz dalej i dalej. Ciągle to samo. Praktycznie nie pudłowałam. Mężczyzna był pełen podziwu.
Później odbyło się jeszcze kilka lekcji. Mój nauczyciel stwierdził, że już nie potrzebuję jego nauk, bo moje umiejętności są zaskakująco dobre. Poradził mi, abym stale ćwiczyła i odszedł z mojego domu. Posłuchałam jego wskazówek i uczyniłam tak, jak mi przykazał. Niedługo byłam niemal niezrównana w sztuce łuczniczej. Byłam po prostu najlepsza.
***
Pewnego dnia, będąc już strasza, wymknęłam się z domu. Z przewieszonym przez ramię łukiem oraz kołczanem udałam się na wędrówkę. Zbliżał się wieczór, więc była to idealna pora na taką niesamowitą eskapadę.
Ruszyłam w kierunku lasu. Tam miałam najlepsze warunki do ćwiczeń. Wspięłam się na jakieś drzewo i obserwowałam okolicę. Wydawało się, że jest spokojnie, więc ześlizgnęłam się z drzewa i ruszyłam w dalszą drogę.
W końcu dotarłam do polany w środku lasu. Rozejrzałam się za elementami otoczenia, które mogłyby idealnie nadawać się do ćwiczenia celności. Po chwili zaczęłam strzelać. Oczywiście, nie pudłowałam, żadna ze strzał nie chybiła celu. Dumna z siebie podeszłam do pieńków i wyjęłam to, co w nich utkwiło.
Nagle usłyszałam jakiś hałas w gęstwinie. Moja czujność wzmogła się. Napięłam cięciwę, ułożyłam dobrze strzałę i ruszyłam za źródłem hałasu. Nagle moim oczom ukazał się młody chłopak. Miał ciemnobrązowe włosy. Podeszłam bliżej, ciągle mając napięty łuk.
- Co tu robisz? - zapytałam, zachowując należytą ostrożność.
- Nie strzelaj, proszę. Nic ci nie zrobię - powiedział spokojnie i zrobił niepewny krok w moim kierunku.
- Nie zbliżaj się, bo strzelę - rzekłam ostro i wycelowałam w niego.
- Proszę, nie strzelaj. Nie skrzywdzę cię - wycofał się, lekko wystraszony.
- Dobrze, wybacz - opuściłam łuk i schowałam strzałę.
- Wybacz. Lubię się wymykać wieczorami - odparł przepraszająco i stanął przede mną.
- Ja także - odparłam, nadal będąc sceptycznie do niego nastawiona.
- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Rafael - powiedział chłopak i podał mi dłoń.
- Rita - odparłam i uścisnęłam jego dłoń.
Tak zaczęła się nasza znajomość. Na polanie spędziliśmy trochę czasu, wymieniając się doświadczeniami. Później każde z nas udało się w swoją stronę.
Spotykaliśmy się potem dość regularnie. Zawsze w tym samym miejscu, mniej więcej o tej samej porze. Nie tylko ćwiczyliśmy, ale też dużo rozmawialiśmy. Opowiedział mi dużo o sobie, na co ja odwdzięczyłam mu się tym samym. Dowiedziałam się o projekcie rządowym D. A. R. K. N. E. S. S. Współczułam mu trochę, ale co mogłam zrobić?
Później wybuchła wojna i straciłam kontakt z Rafaelem. Ja trafiłam do wojska, rozwijając swoją karierę. Co się stało z nim? Nie wiedziałam. Nie miałam nawet pojęcia, czy przeżył to wszystko. Źle się z tym czułam. Był mi bliski, bardzo... Próbowałam go odszukać, ale moje próby spełzły na niczym. Straciłam już nadzieję, że go odnajdę.
Ruszyłam w kierunku lasu. Tam miałam najlepsze warunki do ćwiczeń. Wspięłam się na jakieś drzewo i obserwowałam okolicę. Wydawało się, że jest spokojnie, więc ześlizgnęłam się z drzewa i ruszyłam w dalszą drogę.
W końcu dotarłam do polany w środku lasu. Rozejrzałam się za elementami otoczenia, które mogłyby idealnie nadawać się do ćwiczenia celności. Po chwili zaczęłam strzelać. Oczywiście, nie pudłowałam, żadna ze strzał nie chybiła celu. Dumna z siebie podeszłam do pieńków i wyjęłam to, co w nich utkwiło.
Nagle usłyszałam jakiś hałas w gęstwinie. Moja czujność wzmogła się. Napięłam cięciwę, ułożyłam dobrze strzałę i ruszyłam za źródłem hałasu. Nagle moim oczom ukazał się młody chłopak. Miał ciemnobrązowe włosy. Podeszłam bliżej, ciągle mając napięty łuk.
- Co tu robisz? - zapytałam, zachowując należytą ostrożność.
- Nie strzelaj, proszę. Nic ci nie zrobię - powiedział spokojnie i zrobił niepewny krok w moim kierunku.
- Nie zbliżaj się, bo strzelę - rzekłam ostro i wycelowałam w niego.
- Proszę, nie strzelaj. Nie skrzywdzę cię - wycofał się, lekko wystraszony.
- Dobrze, wybacz - opuściłam łuk i schowałam strzałę.
- Wybacz. Lubię się wymykać wieczorami - odparł przepraszająco i stanął przede mną.
- Ja także - odparłam, nadal będąc sceptycznie do niego nastawiona.
- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Rafael - powiedział chłopak i podał mi dłoń.
- Rita - odparłam i uścisnęłam jego dłoń.
Tak zaczęła się nasza znajomość. Na polanie spędziliśmy trochę czasu, wymieniając się doświadczeniami. Później każde z nas udało się w swoją stronę.
Spotykaliśmy się potem dość regularnie. Zawsze w tym samym miejscu, mniej więcej o tej samej porze. Nie tylko ćwiczyliśmy, ale też dużo rozmawialiśmy. Opowiedział mi dużo o sobie, na co ja odwdzięczyłam mu się tym samym. Dowiedziałam się o projekcie rządowym D. A. R. K. N. E. S. S. Współczułam mu trochę, ale co mogłam zrobić?
Później wybuchła wojna i straciłam kontakt z Rafaelem. Ja trafiłam do wojska, rozwijając swoją karierę. Co się stało z nim? Nie wiedziałam. Nie miałam nawet pojęcia, czy przeżył to wszystko. Źle się z tym czułam. Był mi bliski, bardzo... Próbowałam go odszukać, ale moje próby spełzły na niczym. Straciłam już nadzieję, że go odnajdę.
***
Siedziałam w swojej samotni w obozie. Niegdyś byłam towarzyska, przynajmniej względnie, jednak od czasu, kiedy stałam się tym czymś, stronię od innych - ludzi, mutantów czy kogokolwiek. Wiem, że moje umiejętności są zbyt potężne, a nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Chyba, że się o to prosi. Wtedy już nie mogę się powstrzymać.
Siedziałam tak na łóżku i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Sięgnęłam po jakąś książkę, jednak ta zaczęła mnie nudzić po kilkunastu minutach. Odłożyłam ją na szafkę obok i leżałam tak jeszcze przez jakiś czas, wpatrując się w sufit. Po pewnym czasie poczułam to znajome, ssące uczucie. Westchnąłam i przetarłam dłońmi twarz. Czułam pragnienie. Nie wody. Krwi.
Wstałam z łóżka i poszłam do jedynego pomieszczenia, w którym mogłam znaleźć moje zapasy. Rozejrzałam się przed drzwiami i weszłam bezszelestnie do środka. Wyjęłam z lodówki jedną z butelek i otwarłam ją. Moje zmysły wyostrzyły się od razu. Czułam ten nęcący zapach. Czułam, że muszę to zrobić.
Na początku zrobiłam mały łyk, by tylko posmakować. Krew smakowała tak dobrze... Była taka słodka... I chłodna... Niemal boski napój. Po chwili opróżniłam już niemal całą butelkę. Usłyszałam jednak, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Odwróciłam się i otarłam usta wierzchem dłoni. Czy to był? Nie, to niemożliwe...
- Rita... To ty? - zapytał mężczyzna, równie zszokowany, co ja.
- Rafael? - zdołałam tylko wydusić z siebie. To naprawdę był on! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
Chwilowa radość w jego oczach ustąpiła miejsca strachowi. Zobaczył...
- Co ty robisz? - zapytał poważnie, zachowując stosowny odstęp. Nie dziwię mu się, w końcu byłam tym czymś...
- Rafael, ja... - powiedziałam cicho, odwracając wzrok na bok, żeby nie musiał patrzeć na moje jarzące się czerwienią oczy. - Jestem wampirem - dodałam po chwili milczenia, spoglądając na niego w nadziei, że nie rzuci się na mnie z bronią i nie zabije mnie.
Siedziałam tak na łóżku i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Sięgnęłam po jakąś książkę, jednak ta zaczęła mnie nudzić po kilkunastu minutach. Odłożyłam ją na szafkę obok i leżałam tak jeszcze przez jakiś czas, wpatrując się w sufit. Po pewnym czasie poczułam to znajome, ssące uczucie. Westchnąłam i przetarłam dłońmi twarz. Czułam pragnienie. Nie wody. Krwi.
Wstałam z łóżka i poszłam do jedynego pomieszczenia, w którym mogłam znaleźć moje zapasy. Rozejrzałam się przed drzwiami i weszłam bezszelestnie do środka. Wyjęłam z lodówki jedną z butelek i otwarłam ją. Moje zmysły wyostrzyły się od razu. Czułam ten nęcący zapach. Czułam, że muszę to zrobić.
Na początku zrobiłam mały łyk, by tylko posmakować. Krew smakowała tak dobrze... Była taka słodka... I chłodna... Niemal boski napój. Po chwili opróżniłam już niemal całą butelkę. Usłyszałam jednak, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Odwróciłam się i otarłam usta wierzchem dłoni. Czy to był? Nie, to niemożliwe...
- Rita... To ty? - zapytał mężczyzna, równie zszokowany, co ja.
- Rafael? - zdołałam tylko wydusić z siebie. To naprawdę był on! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
Chwilowa radość w jego oczach ustąpiła miejsca strachowi. Zobaczył...
- Co ty robisz? - zapytał poważnie, zachowując stosowny odstęp. Nie dziwię mu się, w końcu byłam tym czymś...
- Rafael, ja... - powiedziałam cicho, odwracając wzrok na bok, żeby nie musiał patrzeć na moje jarzące się czerwienią oczy. - Jestem wampirem - dodałam po chwili milczenia, spoglądając na niego w nadziei, że nie rzuci się na mnie z bronią i nie zabije mnie.
Rafael? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz