– Echo? Eri? Kim do cholery jesteś? – Wydarłam się, podążając za niebieskowłosą licząc, że moje krzyki nie ułatwią temu ogromnemu obdartusowi ze skrzywionym wyrazem twarzy, znalezienia nas.
– To skomplikowane! – Odpowiedziała, raptownie skręcając w lewo, tym samym znikając mi z oczu.
Nim mój mózg zdążył dobrze zarejestrować bieg wydarzeń, podążyłam jej śladem. Nie żebym była tego świadoma – w jednej chwili biegłam przed siebie dość szeroką ulicą, z torbą obijającą się o mój tyłek, z której nadal wydobywały się niezidentyfikowane dźwięki uderzających o siebie przedmiotów, a w drugiej – stałam w wąskiej zaciemnionej alejce, przyciśnięta do zimnej, ceglanej ściany z chłodną dłonią na ustach. Z chęcią dość głośnego – i nie pozostawiającego wiele do życzenia – wyrażenia własnej opinii na temat mojego obecnego położenia, spojrzałam zdezorientowana – i lekko wkurwiona – na dziewczynę. W odpowiedzi tylko skuteczniej zakryła mi usta i gestem nakazała siedzieć cicho. Słyszałam nasze płytkie oddechy i ciężkie buty rytmicznie uderzające o asfalt, zaledwie kilka metrów od naszej kryjówki. Kiedy po kilku sekundach zapadła cisza, a dziewczyna odsunęła się na przyzwoitą odległość, wcale nie zastanawiałam się nad doborem wysublimowanego słownictwa.
– Pojebało cię! – Skwitowałam sucho, poprawiając torbę.
Echo – zdecydowałam się używać tego imienia, gdyż pod nim ją poznałam – zaśmiała się cicho i z zamkniętymi oczami, oparła się o ścianę naprzeciwko mnie – pewnie w celu względnego wyrównania oddechu.
– Kim jest ten facet? – Zapytałam w końcu. Miło by było wiedzieć, dzięki komu znalazłam się w tej cuchnącej wilgocią, ciemnej alejce, czyż nie?
– To skomplikowane... – Odparła ponownie, tym razem odpychając się od ściany i rozpoczynając coraz szybszy spacer w przeciwną stronę.
– To jak się nazywasz jest skomplikowane! – Mruknęłam, podążając o wiele wolniej jej śladem, skrycie licząc, że zbytnio nie zgniotę sobie wnętrzności. – To, kim jest goniący nas obdartus z bronią, najwidoczniej również jest skomplikowane. Czy istnieje ktoś, z czyją tożsamością nie masz problemu?
Dziewczyna obejrzała się przez ramię, posyłając mi szeroki uśmiech.
– Nazywasz się Parker i jesteś zirytowana! – Praktycznie zawołała (ze zbyt dużym, jak na mój gust, entuzjazmem) po czym zniknęła w mroku.
– Kiedy wyjdziemy z tego kiszkogniota pogadamy o twoich problemach! – Warknęłam, nie zatrzymując się nawet, aby pomyśleć, czy głębsze włażenie między ściany budynku, kiedy ledwo widziałam własne stopy, za laską poznaną kilka godzin wcześniej, było dobrym pomysłem...
***
Kiedy ujrzałam światło dzienne po drugiej stronie korytarza, naszło mnie dziwne wrażenie deja-vu. Długie, wąskie przejście, nieustanny ścisk, wilgoć i dziwny zapach, a potem nagle jasność i świeże powietrze.– Czyli tak wygląda poród z perspektywy dziecka... – Mruknęłam, otrzepując tyłek.
– Co?
Pokręciłam głową i popatrzyłam na stojącą tyłem do mnie dziewczynę.
– Więc... co tu robimy? – Zapytałam, w końcu stając obok niej, jednocześnie ignorując wcześniejsze pytanie.
Echo uśmiechnęła się diabolicznie i pomachała ręką przed nami, jakbym była umysłowo chora i miała problemy z łączeniem faktów, lub była ślepa. A może oba, skoro nie zauważyłam ogromnego boiska, kilkanaście metrów przed sobą?
– Będziemy grać w bejsbol! – Zawołała, jakbym potrzebowała kolejnego wyjaśnienia.
Eri/Echu? Gramy w bejsbol?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz