Mężczyzna
podniósł tylko głowę, jakby godzinami czekał na kata, który ma wykonać na nim
wyrok. Nie odpowiedział nic, widziałem tylko natomiast ciemność jego zmęczonych
oczu.
- Jest Pan wolny.
– Pchnąłem drzwi naczepy, a te otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.
Z początku nie
mógł mi uwierzyć, więc dalej siedział na podłodze z rękami, którymi obejmował
kolana.
Jak na zwykłego
Przemytnika był cholernie dobrze strzeżony. Dlaczego? Ponieważ był on kluczowym
elementem całej operacji. Najpierw wraz z Evansem skrzyknęliśmy najbardziej
zdolnych zabijaków, morderców i strzelców wyborowych. Każdy z nas znał cenę
niepowodzenia operacji, ale nikt się tym nie przejmował. Profity (takie jak
dodatkowe przydziały do burdelu, anulowanie niektórych zbrodni, czy nawet
dodatkowy przydział alkoholu oraz proszków) były jak ser, a my podążaliśmy za
nimi jak myszy. A w każdym razie oni, ponieważ ja miałem bardziej globalny cel
do osiągnięcia. Mam na myśli militarny sojusz Demonów i Trupów, który umożliwi wojnę
podjazdową oraz szybkie podporządkowanie sobie okolicznych obozów. Pokryje to w
choćby najniższym stopniu zapotrzebowanie na żywność i nowych rekrutów. Wszystkie
te akcje przerwą dotychczasową stagnację i na wschodzie stanu Nowy York
powstanie niemałe imperium.
- Chyba nie
chce Pan tutaj siedzieć, aż do końca swoich dni. – Ponagliłem Quinciego. – Ta ciężarówka
wraca zaraz na terytorium Demonów.
Facet oparł
się ręką o ławkę obok niego i powoli wstał. Po jego kroku było widać, że
kuleje, ale to były jedyne oznaki jego zniewolenia. Został napojony, opatrzony,
a pod koniec nawet nie trzymaliśmy go zakutego w kajdanach.
Zeskoczył z
ciężarówki i zaczął się gorączkowo rozglądać, aby dowiedzieć się, gdzie jest. Jego
oczom ukazał się pobitewny krajobraz oraz martwe ciała Trupów, ułożone w taki
sposób jakby co dopiero skończyły pełnić swoją wartę i udały się na wieczny
spoczynek.
Łącznie
zaatakowaliśmy trzy posterunki przygraniczne, a na każdym zostawiliśmy tę samą
scenerię. Mam na myśli ciała przeszyte nabojami, powybijane szyby i otwarte
szuflady we wszystkich meblach, na które natrafiliśmy. Wszystko, aby sprawiać
pozory.
Przemytnik,
gdy nasycił wzrok ogarniającą go rzezią, zmrużył oczy i zaczął się wpatrywać we
wszystkich żyjących, czyli w jego mniemaniu Przemytników, gdyż tak byliśmy
ubrani.
Po chwili
zdał sobie jednak sprawę, że nie ma nic bardziej mylnego. Mimo tego, że
mieliśmy podobne ubranie co on, to nie rozpoznał ani jednej twarzy. Pewnie domyślił
się, o co chodzi, ponieważ patrzył tylko przed siebie nieobecnym wzrokiem.
- A to. – Podałem
mu podrobione rozkazy. – Zapewni Panu bezpieczne przejście do swojego obozu. –
Wziął rozkazy do ręki i zmieszał się jeszcze bardziej. Stał oszołomiony i chyba
nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, ale koniec końców schował to w
kurtce.
- I jeszcze Pana
wyposażenie. – Podałem mu jego broń, czyli pistolet, z którym go znaleźli. – Na
wypadek, gdyby coś Pana zaatakowało.
Gdy brał pistolet do ręki, to po prostu czułem, że ma ochotę
wycelować nim w głowę moją lub moich towarzyszy. Na szczęście na to też byłem
przygotowany.
Zaczepił pistolet o kaburę i patrząc
mi w oczy powiedział krótko:
- Dziękuję. – Zaczął się powoli
oddalać.
- Tylko jest jeden haczyk. – Rzuciłem
za nim, gdy się oddalał, a on odwrócił tylko głowę.
- Musisz tam dotrzeć w parę sekund.
– Przeładowałem i wycelowałem w niego broń, którą zdobyłem od martwego Trupa. –
Inaczej umrzesz.
Quincy nie tracił czasu, więc
wyciągnął swój pistolet z kabury, wycelował we mnie i wystrzelił. Był cholernie
szybki, ale jak widać nie tak sprytny, bo magazynek był pusty. Nacisnął jeszcze
kilka razy, aby potwierdzić swoją niedolę i niedowierzanie.
- Ostrzegałem. – Skwitowałem jego
starania i wystrzeliłem. Pocisk przeszył jego mostek i pociągnął mężczyznę na błotnistą
ziemię. Marshall padł, a ja podszedłem na pewien dystans do niego i rzuciłem w niego
łuskami po jego nabojach, które wystrzeliłem i zebrałem, gdy opracowywałem plan
ataku. – A tak przy okazji zapomniałem dać Ci naboi.
Widząc agonię Przemytnika i krew
wypływającą z jego ust krzyknąłem do pozostałych:
- Chłopaki! Misja wykonana. Zapakować
rannych i pozostawić po sobie tylko takie ślady, jakie zostawiliby Przemytnicy.
Zwijamy się stąd, tylko nie jechać od razu do nas. Zostawimy ciężarówki koło
ich granicy i gdy zaczną się negocjacje, to po nie wrócimy.
***
Później, gdy już przyjechałem, zdałem
relację i miałem trochę czasu samotności w mojej kwaterze, usłyszałem pukanie
do drzwi. Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanął
Evans.
- Trip i Sakura zwołują zebranie
sojuszu. Ma im towarzyszyć jakiś specjalista, a ja mam do nich jechać. Chcę,
żebyś to ty był moim specjalistą w tej sprawie, tylko najpierw się umyj. Zapach
bitwy pozostaje jeszcze przez kilka godzin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz