- Pójdziemy do niego, ale musisz się najpierw uspokoić - stwierdziłem pewnym tonem głosu dlatego spojrzała na mnie niezadowolona, lecz wykonała "rozkaz" i już po paru minutach tylko lekko drżała - Spokojnie oni nie żyją, nikt cię tu nie skrzywdzi... - rzekłem, ale ona coś nie chciała wierzyć w moje słowa tylko wstała na drżące nogi.
- Chcę do Pegaza - powtórzyła się a gdy chciałem jej pomóc machnęła w powietrzu ręką - Nie dotykaj - dodała ostrzegawczym tonem więc zabrałem ręce, które schowałem w kieszeniach spodni.
- No to chodź - westchnąłem i zacząłem iść w miarę wolno by dziewczyna czasami nie wywaliła się w połowie drogi. Niedawno wybiła godzina 20 więc ludzie powoli zaczęli znikać do swoich pokoi by posiedzieć z rodziną. Byłem ciekawy czy rodzice tych dzieciaków w ogóle przyszli ich odwiedzić... Oby jutro przyszli, bo jak nie to zrobię im taką karę, że nie będą mogli leżeć ani siedzieć przez dwa miesiące!
Będąc już w stajni Samantha dostała jakby pałera, bo widząc złotego ogiera od razu do niego podbiegła i bez wahania otworzyła drzwiczki boksu do którego weszła i przytuliła się do swojego Pegaza, który zarżał cicho na powitanie oraz wyczuwając pewnie, że coś jest nie tak szturchnął ją delikatnie łbem w ramie. Kasztanowłosa coś tam mruczała pod nosem a ja stałem patrząc czujnym wzrokiem na to całe "przedstawienie". Mogłem się domyślić, że nic nie będzie pamiętać i prędzej się wystraszy bardziej niż mi coś powie... No Mason też miał utratę pamięci i zapomniał wszystko co działo się przed wojną, ale on przynajmniej miał Izabell, która jakoś mu wbiła do głowy jak się nazywa, ile ma lat itp. itd. No ale u niego wystarczyło, że spadł z wyra i już sobie wszystko przypomniał a u dziewczyny jest inaczej i potrzeba czasu za nim sobie coś przypomni.
- Mama lubiła konie - powiedziała oraz się zdziwiła a ja spojrzałem na nią unosząc chwilowo kącik ust w górę, gdyż to świadczyło, że coś tam zaświtało w tej główce.
- To chyba po niej masz to lubienie - stwierdziłem a w tedy przyszedł sobie Diablo, który trącił mnie w ramie - Cześć szatanie - zaśmiałem się cicho a on zarżał cicho szukając kostek cukru, które mu dałem, bo by normalnie nie przeżył.
- Mama lubiła konie - powiedziała oraz się zdziwiła a ja spojrzałem na nią unosząc chwilowo kącik ust w górę, gdyż to świadczyło, że coś tam zaświtało w tej główce.
- To chyba po niej masz to lubienie - stwierdziłem a w tedy przyszedł sobie Diablo, który trącił mnie w ramie - Cześć szatanie - zaśmiałem się cicho a on zarżał cicho szukając kostek cukru, które mu dałem, bo by normalnie nie przeżył.
*****
Przesiedzieliśmy tu chyba z godzinę i może posiedzieliśmy by dłużej, ale z godziną 21 przyszło i okropne, jesienne zimno więc poklepałem Diabla po szyi i dając mu ostatnią kostkę cukru na pożegnanie kazałem mu iść do boksu i odpocząć co zrobił z niechęcią, ale się jakoś usłuchał.
- Samantho musimy wracać - stwierdziłem a ona zaprzeczyła głową - Musimy! Jeśli pójdziesz teraz to twój pobyt na medycznym się skróci i będziesz mogła siedzieć tutaj z Pegazem ile chcesz - dodałem na co westchnęła i pożegnała się ze swoim złotym ogierem. Zaczęliśmy opuszczać stajnie a gdy znaleźliśmy się na zewnątrz dziewczyna spojrzała zdziwiona w niebo gdzie ukazały się gwiazdy, których pewnie nie znała - To gwiazdy - poinformowałem ja tłumacząc w skrócie co i jak. Pamiętam jak kiedyś Saw musiał mi to wszystko tłumaczyć, bo sam nie wiedziałem co to jest... Cóż nie miałem łatwo zresztą jak połowa ludzi będąca w obozie. Jakoś doszliśmy na ten medyczny mimo tysiąca postojów, na które zły nie byłem, bo miała prawo się bać po tym co się zdarzyło. Na szczęście ciało zostało sprzątnięte a podłoga wyczyszczona więc syfu nie było! Chodź Samantha nie chciała spać to sen w końcu ją zmorzył i smacznie chrapała. Dla pewności kazałem jednemu szpiegowi ją przypilnować by więcej nie doszło do sytuacji próby zabójstwa.
*****
Koło 22 zszedłem na dół do aresztu gdzie siedziały tamte dzieciaki. Nie wiedziałem co sądzić o tej całej sytuacji, bo jak się dowiedziałem ich rodzice nawet nie zareagowali na to iż ich dzieci trafiły do aresztu oraz że zostały postrzelone przez samego przywódcę! No jakby mój tata jeszcze żył to by się od razu zjawił... Będąc koło ich celi usłyszałem jak rozmawiając bardziej o swoim rodzeństwie, ciotkach i wujkach, żeby ich stąd wyciągnęli niż rodzicach... Jęczeli też z bólu więc w końcu nie wytrzymałem i zatrzymałem się przed kratami na co zdębieli i pospuszczali głowy.
- Rodzice byli? - spytałem na co zaprzeczyli głowami.
- Oni nie przyjdą... Nie przejmują się nami - odezwał się brązowowłosy chłopak.
- Dlaczego postrzeliliście tego konia? Zwierzęta też mają uczucia! A przez was to zwierze teraz cierpi - mówiłem spokojnie przyglądając się każdemu po kolei.
- Chcieliśmy tylko zwrócić ich uwagę... Nigdy nie ma ich w domu więc myśleliśmy, że to podziała - rzekł blondyn sycząc cicho z bólu.
- Chcecie do nich wrócić? - spytałem na co energicznie zaprzeczyli głowami - A macie jakąś dorosłą rodzinę? - zadałem nowe pytanie przez co pokiwali głowami - Chcecie, żeby oni was zabrali?
- Tak! - odpowiedzieli chórem więc wrzuciłem im do celi opakowanie leków przeciwbólowych.
- Maksymalnie dwie tabletki... Jak się dowiem, że któryś przedawkował to skórę przeczepię! - rzekłem nieco wkurzonym tonem - Załatwię wam pobyt u rodziny a rodzicom was odbiorę - dodałem a oni ucieszyli się i to bardzo. Szybko wróciłem do swojego gabinetu gdzie powypełniałem karty i dałem je szpiegom, którzy roznieśli je do odpowiednich ludzi a sam wróciłem ponownie do teczki z aktami Anzai. Jak ci tu pomóc dziewczyno... - pomyślałem przeglądając wszystko jeszcze raz bardzo dokładnie. Nagle gdy już miałem rzucać tymi papierkami wypadły z teczki zdjęcia jej z rodziną. Tak to mi się przyda - pomyślałem przeglądając zdjęcia, które miałem zamiar jej pokazać.
<Samantha? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz